
Przeważnie powtarzanie tego samego scenariusza staje się nudne, ale nie w tym przypadku. Bo ten scenariusz za każdym razem wydaje się niemożliwy do powtórzenia. A jednak Indiana Pacers po raz kolejny zaskoczyli faworyzowanych rywali. Znowu zapewnili nam mnóstwo emocji swoim comebackiem i wyrwali mecz otwarcia na wyjeździe. Po raz kolejny byli nieustępliwi i bardzo clutch.
„Jako grupa nigdy nie myślimy, że mecz jest skończony, nigdy. Szczerze mówiąc, nigdy.
Nie poddamy się, dopóki na zegarze nie będzie 0.0”. Tyrese
Nikt w to nie wątpi. W tych playoffach już wiele razy zdążyliśmy się przekonać, że to nie tylko ładne słowa. Pacers naprawdę grają przez pełne 48 minut. Ale mimo wszystko potem wydaje się, że jednak tym razem się nie uda, że ten mecz przegrają… po czym oni znowu na finiszu odwracają to w swoje zwycięstwo. Niesamowite.
W całym meczu prowadzili tylko przez 0.3 sekundy. Wystarczyło do 1-0.
Game 1: Indiana @ Oklahoma City 111:110
1) Bohater meczu: Tyrese Haliburton
To nie był jeden z tych jego magicznych występów. Defensywie gospodarzy udało się go ograniczyć, a w czwartej kwarcie długo był prawie niewidoczny. To Andrew Nembhard miał piłkę w rękach, ale Hali wziął ją w decydującej akcji. Jak zwykle do niego musiał należeć ten najważniejszy rzut i jak zwykle stanął na wysokości zadania. To już jego trzeci game-winner w tych playoffach, a miał też przecież buzzera na dogrywkę.
Jak on to robi? I to zawodnik, który przecież nie jest super strzelcem. Zmienia się w takiego w crunch time. W playoffach jest już 6/7 rzucając na remis lub prowadzenie w ostatnich 90 sekundach czwartej kwarty lub dogrywki. 6/7! A to wcale nie jakiś playoffowy fluke. W fazie zasadniczej w takich sytuacjach był 10/11.
W tym sezonie to SGA robił cyferki na poziomie Michaela Jordana, ale w meczu otwarcia finałów jordanowski moment należał do Haliburtona. Rzut na 0.3 sekundy przed końcem jest najpóźniej trafionym game-winnerem w finałach od czasu Game 1 w 1997.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Ten mecz był tak pojebany, jakby to, co w osłupieniu oglądałem w zeszłym roku w kinie w reżyserii Coppoli, nazywało się w istocie “Indianapolis”
Jest zdecydowanie więcej podobieństw do tamtych Mavs.
– W każdej serii byli skazywani na porażkę,
– Mają szalonego rezerwowego PG(JJ Bareia na zawszę w moim serduszku)
– Brak defensywnych stoperów, ale świetnie broniący kolektyw
– Niesamowite comebacki(wspomniany Game 2 finałów, ale oprócz tego comebacki z OKC w finałach konferencji)
Turniejowy Rick at his finest!
Dallas przegrało G1…
Kibicujmy Indianie, tam z wielu powodów nie ma warunków na dynastię, ale jest ogień, jest moment chwili, jest głód.
wydaje się nie ma drugiej szansy na miracle run
Dlatego Indiana musisz w tym roku
OKC zbudowała potwora, maja 2lata jak ich salary nie złapie