Rzutówka: KAT uratował siebie i Knicks. Pacers osłabieni w Game 4?

0
fot. NBA Leauge Pass

Karl-Anthony Towns miał więcej fauli niż celnych rzutów w pierwszej połowie Game 3 i siedział na ławce, kiedy Indiana Pacers zaliczali run, uciekając na 20-punktowe prowadzenie.

W tamtym momencie wyglądało to bardzo źle dla New York Knicks. Ich sezon wsiał na włosku. Kolejna porażka oznaczała niemal koniec serii, koniec marzeń i początek burzliwych dyskusji o rozczarowującym finiszu, w centrum których zaznałby się KAT.

Bo co z tego, że został wybrany do trzeciej All-NBA, skoro w tym kluczowym momencie playoffów nie gra jak przystało na prawdziwego gwiazdora. Okej, na otwarcie serii ustanowił swój rekord kariery z 35 punktami. Ale nie uchronił drużyny przed oddaniem zwycięstwa. Spudłował jeden wolny na finiszu regulaminowego czasu gry, a potem trójkę na drugą dogrywkę. W Game 2 był tak fatalny w defensywie, że dużą część czwartej kwarty spędził na ławce i w całym meczu był najgorsze minus-20. A teraz słabo wszedł w mecz, w którym Knicks walczyli już o życie. Znowu górę brały te aż za dobrze znane mankamenty jego gry jak błędy w obronie i zbyt łatwe łapanie fauli. Znowu przypominały się czasy, kiedy był gwiazdorem, który nie dowodził w playoffach. Dopiero rok temu wreszcie to przełamał, ale najsłabiej zagrał w finałach konferencji i teraz ponownie zawodził na tym etapie.

Przez trzy kwarty niedzielnego meczu zanotował 4 punkty, 4 straty i 4 faule. Knicks zmierzali do porażki, a Towns mocno pracował na to, żeby stać się zaraz kozłem ofiarnym tego zaskakująco szybkiego końca najdłuższych od 25 lat playoffów w Nowym Jorku. Zaraz miał się znaleźć w ogniu krytyki i w centrum dyskusji transferowych, bo przecież z takim gwiazdorem nie mają szans na tytuł. Ale do rozegrania pozostawało jeszcze 12 minut i te 12 minut wszystko zmieniło.

Towns zamiast być jednym z głównych powodów porażki, stał się bohaterem, który uratował sezon Knicks. Biorąc pod uwagę okoliczności i stawkę meczu, to zdecydowanie była jego najlepsza kwarta kariery. Nagle się odblokował. Przejął pałeczkę lidera, podczas gdy Jalen Brunson siedział na ławce z faulami i pociągnął Knicks. Mijał Mylesa Turnera dostając się do obręczy, rzucał nad nim trójki, zadunkował nad Andrew Nembhardem i w niespełna siedem minut zdobył aż 20 punktów. Tyle, ile gospodarze uzbierali przez całą kwartę.

W całej swojej karierze Towns miał wcześniej tylko jedną 20-punktową czwartą kwartę. W styczniu tego roku rzucił 25 w Chicago, ale to nie uchroniło Knicks przed porażką. W playoffach jego rekordem jednej kwarty było 14 punktów jakie zdobył rok temu w trzeciej kwarcie ostatniego meczu Finałów Zachodu. Teraz nie tylko się rozstrzelał, ale i wygrał. Bo pomógł również zdominować walkę na tablicach zbierając 8 piłek, czyli więcej niż Pacers i co jeszcze niezwykle istotne, dużo lepiej spisał się w obronie. Celowanie w niego przez rywali nie oznaczało już niemal automatycznych punktów.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.