
New York Knicks odesłali na wakacje obrońców tytułu i po raz pierwszy od 25 lat awansowali do Finałów Wschodu, ale atmosfera koszykarskiego święta w Nowym Jorku szybko podupadła, bo teraz to oni zostali ograni na własnym parkiecie. Role się odwróciły. W poprzedniej rundzie byli skazywani na porażkę i wysoko przegrywali w kolejnych meczach, ale comebackami zaskakiwali rywali. Byli też mistrzami crunch time przez pierwsze dwie rundy. Teraz jednak to oni dali sobie wyrwać mecz otwarcia, a też w drugim nie byli wystarczająco clutch.
Poprzednio imponowali wyjątkowo dobrą obroną, nie pozwalając gospodarzom w Bostonie rzucić więcej niż stu punktów w regulaminowym czasie gry pierwszych dwóch meczów. Teraz na otwarcie serii przypomnieliśmy sobie, że przez cały sezon dysponowali przeciętną obroną i właśnie zanotowali dwa ze swoich czterech najgorszych defensywnych występów tych playoffów. Mają problem z ruchliwymi i szybkimi Pacers. Znowu mają problem z tym, że Karl-Anthony Towns daje im dużo w ataku, ale równocześnie na dużo też pozwala w ataku rywalom.
Knicks po raz pierwszy w tych playoffach przegrali dwa kolejne mecze, po raz pierwszy przegrywają w serii i nagle te mistrzowskie nadzieje mogą szybko prysnąć. Znaleźli się pod ścianą i podobnie jak minionej nocy Timberwolves, zagrają już o swój sezon. Muszą wygrywać.
Teoretycznie mają nieco trudniej, bo będą musieli uciszać publiczność rywali, ale oni przez całe playoffy dużo lepiej czują się w obcych halach, niż pod presją oczekiwań swoich kibiców. Wygrali dwa kluczowe mecze w Bostonie na otwarcie serii, a wcześniej wszystkie trzy spotkania w Detroit, w tym to na zamknięcie serii. Teraz czas na walkę o życie w Indianapolis i powinniśmy oczekiwać, że zaprezentują równie dużą energię i determinację, co wczoraj Wolves. Czy wcześniej Celtics i Cavs, którzy po dwóch porażkach na otwarcie, odpowiadali blowoutami w wyjazdowym Game 3.
New York @ Indiana (0-2) 2:00
1) Kluczowym momentem Game 2 był start czwartej kwarty, kiedy Indiana Pacers zanotowali szybki run, którym z remisu zrobili 9-punktowe prowadzenie. Na ławce siedział wtedy Jalen Brunson. Dostał chwilę odpoczynku po trzeciej kwarcie, w której świetnie prowadził atak gospodarzy. Swoimi rzutami i asystami miał bezpośredni udział przy 23 punktach. Ale potem przez trzy minuty bez niego, Knicks zanotowali tylko jedno trafienie z gry. Karl-Anthony Towns był wtedy na parkiecie, jednak nie pociągnął ataku. Natomiast to po drugiej stronie rywale zapraszali go do bronienia pick-and-rolli, wykorzystywali jego błędy i znajdowali wolne pozycje, co pomogło im pójść w 5/5 z gry.
Tom Thibodeau zaraz wstawił Brunsona i ściągnął KATa, którego potem wyjątkowo długo (za długo?) trzymał na ławce. Wrócił dopiero na ostatnie 2:25. Fatalnie spisywał się w obronie, ale w całym meczu rzucił 20 punktów. Choć był też najgorsze w meczu minus-20. To ewidentnie nie był jego dzień, ale trzymanie Townsa na ławce w decydującym momencie nie jest rozwiązaniem dla Knicks. To ich drugi najlepszy zawodnik, All-NBA gracz. Bardzo potrzebują jego punktów, zbiórek i lepszego wysiłku w obronie. Wiadomo, że nie jest defensorem i Pacers przecież nie są pierwszą drużyną w tych playoffach, która poluje na niego, ale dotychczas Knicks radzili sobie z tym zaskakująco dobrze.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.