Rzutówka: Powrót rywalizacji

2
fot. YouTube

Minnesota Timberwolves po raz pierwszy w swojej historii rozegrali wczoraj playoffowy mecz w Oklahomie. Wcześniej oba kluby tylko raz spotkały się w postseason i to jeszcze w czasach, gdy NBA była obecna w Seattle. W pierwszej rundzie w 1998 roku SuperSonics prowadzeni przez Gary’ego Paytona, ale już bez Shawna Kempa, pokonali 3-2 zespół młodziutkich Kevina Garnetta i Stephona Marbury’ego.

W 1998 rozpoczęła się także kolejna już odsłona rywalizacji między New York Knicks a Indianą Pacers, którzy ponownie spotkali się ze sobą w trzech playoffów z rzędu. W sumie zmierzyli się wtedy aż sześć razy na przestrzeni ośmiu lat. Dwa ostatnie z tych pojedynków miały miejsce w Finałach Wschodu. Po 25 latach znowu będą walczyć ze sobą o awans do wielkiego finału, ale oczywiście ta ich rywalizacja zaczęła odradzać się już w zeszłym roku, kiedy trafili na siebie w drugiej rundzie.

W erze Reggie’go Millera i Patricka Ewinga każda drużyna wygrała po trzy serie w tych bezpośrednich starciach, ale w decydujących pojedynkach na ostatnim etapie konferencyjnym, lepsi byli Knicks, którzy dwa razy weszli do finału. Pacers udało się to dopiero za trzecim podejściem. Od tamtego czasu żadna z tych drużyn nie grała o mistrzostwo. Teraz ktoś wróci do wielkiego finału i ponownie muszą rozstrzygnąć między sobą, kto to będzie.

Indiana @ New York 2:00

1) W latach 90-tych to była jedna z najlepszych rywalizacji w całej NBA, a jej największą i niekwestionowaną gwiazdą był oczywiście lider Pacers. To wtedy właśnie tworzyła się jego legenda. Warto w tym miejscu wrócić do świetnego tekstu Przemka Kujawińskiego „Polubić Reggie’go Millera”. Zachęcam do przypomnienia sobie całości, tutaj dłuższy fragment o rywalizacji z Nowym Jorkiem:

“To jednak nie Michael Jordan stał się największym rywalem Millera. O nie. Dla Reggie’ego rywalizacja z jednym człowiekiem to było za mało. Reggie potrzebował rywalizacji z całym klubem. Z całym miastem. Ze stolicą świata. I choć w gruncie rzeczy mogło być tak, że sprawił to przypadek i okoliczności, to nic lepszego nie mogło mu się przytrafić.

Była wiosna 1993 roku, kiedy Reggie Miller po ośmiu latach pojawił się w Madison Square Garden w meczu o stawkę.

Pacers rzutem na taśmę zapewnili sobie awans do playoffów, wygrywając w ostatnim meczu sezonu z Miami Heat w meczu, którym Miller trafił zaledwie 2 z 13 rzutów, a skórę uratował im zapomniany już dzisiaj Vern Fleming. W serii z potężnymi New York Knicks skazywani byli więc na porażkę.

W pierwszych dwóch spotkaniach w MSG Miller grał fantastycznie, notując 32 i 25 punktów, ale Indiana zgodnie z planem przegrywała. W tej serii trudno było liczyć na cud, ale zanim Knicks odesłali jego zespół na wakacje, Reggie zdołał jeszcze odegrać trailer przedstawienia, które przez kilka kolejnych lat miało nie schodzić z nowojorskich afiszów.

W meczu numer 3 Reggie był lepszy niż kiedykolwiek. W drodze do swoich 36 punktów trafiał rzut za rzutem i za każdym razem upewniał się, że broniący go John Starks widzi, co się dzieje. Miller twierdził później, że Starks nie podał mu przed meczem ręki i dlatego postanowił go upokorzyć. Nie spodziewał się jednak, że uda mu się zrobić nawet coś więcej. W pewnym momencie trzeciej kwarty Starks miał bowiem dość ciągłego jazgotania gwiazdy Pacers i po kolejnej wymianie zdań uderzył go głową w twarz. Czy było to uderzenie, które mogło kogokolwiek znokautować? Nic z tych rzeczy. Starks starał się raczej zastraszyć swojego rywala. Miller wykorzystał jednak okazję i udowodnił, że ma talent aktorski. Zdania są podzielone czy bardziej dramatyczny czy komediowy, ale najważniejsze było, że skuteczny. Reggie z rozpostartymi rękoma “odleciał” za linię boczną, sędziowie zaś wyrzucili Starksa z boiska. Patrick Ewing i Charles Oakley byli gotowi zamordować swojego kolegę z zespołu.

Indiana wygrała to spotkanie różnicą 23 punktów. I choć serię przegrała ostatecznie 1-3, to dla Millera było to wyjście z cienia (w czterech meczach zdobywał średnio 31,5 punktu i trafił 53% swoich rzutów z dystansu). Pacers zaczęli być traktowani jak realna siła w konferencji wschodniej. I już rok później po raz pierwszy od czasów ABA cały stan znów oszalał na punkcie swojej drużyny.

Pacers zakończyli sezon 1993/94 na piątym miejscu, ale w playoffach łatwo rozprawili się z wyżej notowanymi Magic i Hawks. W Finałach Konferencji czekali na nich już New York Knicks. Tym razem Reggie i jego koledzy nie mieli być jedynie chłopcami do bicia. Co prawda przegrali pierwsze dwa mecze w Nowym Jorku, ale po powrocie do domu nie pozwolili potężnym Knicks na wyjście z 80 punktów i wyrównali stan serii. Nie mogli mieć jednak nadziei na ostateczny triumf bez zwycięstwa w Madison Square Garden. Po trzech kwartach meczu numer 5, nie wyglądało na to, żeby miało się to zmienić.

Pacers przegrywali 58-70. Największy fan Knicks słynny reżyser Spike Lee szalał przy linii bocznej. Znał dobrze Reggie’ego i wiedział, że może pozwolić sobie na kilka uszczypliwych uwag w jego kierunku. Szczególnie, że ten trafił do tej pory raptem 6 ze swoich 16 rzutów. Lee już za chwilę miał jednak pożałować swojego zachowania.

Miller twierdził potem, że przez cały mecz czuł się bardzo dobrze i wiedział, że ma szansę, by obrócić jeszcze losy spotkania:

To było dobre 6 na 16. Każde z moich pudeł wykręcało się z kosza. Postanowiłem, że będę rzucał i wstrzelę nas z powrotem do tego spotkania lub nas z niego wystrzelę.

Sprawdził się ten pierwszy scenariusz. Miller nie mógł spudłować i w czwartej kwarcie zdobył 24 punkty, prowadząc swój zespół do zwycięstwa. Tym razem ofiarą jego furii padł nie John Starks, a Spike Lee. Reggie krzyczał do niego po każdym trafionym rzucie, by na koniec złapać się za szyję, by pokazać, jak dusi ulubiony zespół reżysera i za jądra, by pokazać… Dobrze wiecie, co pokazać.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

2 KOMENTARZE

  1. To były czasy ;) Pamiętam jak w 94 oglądałem w TVP retransmisje meczu nr 5 znając wynik i po 3 kwartach byłem przekonany że TVP coś pomyliła puszczajac mecz nr 1 lub 2 bo nie dało się uwierzyć że Knicks mogą ten mecz przegrać 🤣

    5
    • Super wspomnienia :) ponad 20 lat temu więc i pamięć świetna i jak się później okazało również mecz świetny. Ja natomiast próbuje przypomnieć sobie refren kawałka z okolic roku 2000 albo z Baton Rouge albo z Birmingham gdzie drugi wers w refrenie kończy się jakże prosto „like Reggie Miller (like Reggie Miller)”, ale niestety za nic sobie nie mogę przypomnieć ksywki rapera (solo, nie zespół). Jakbyś znał to przypomnij ;) 5!

      3