Dniówka: Dylemat Giannisa

5
fot. NBA Leauge Pass

Giannis Antetokounmpo dwa ostatnie sezony kończył na drugim miejscy listy najlepszych strzelców NBA, od trzech lat nie zszedł poniżej średniej 30 punktów, od dwóch trafia ponad 60% swoich rzutów z gry, zalicza najwyższą średnią asyst w karierze, regularnie jest jednym z najlepszych zbierających, zaraz po raz siódmy z rzędu zostanie wybrany do pierwszej All-NBA, a pięć razy w tym okresie był też w najlepszej trójce głosowania na MVP.

Jest jednym z absolutnie najlepszych zawodników NBA, ale nie można już tego samego powiedzieć o jego drużynie. Odkąd cztery lata temu Giannis doprowadził Milwaukee Bucks do mistrzostwa, wygrali tylko jedną playoffową serię. Teraz już po raz trzeci z rzędu odpali w pierwszej rundzie i nawet ten puchar NBA zdobyty w grudniu ubiegłego roku nie jest żadnym pocieszeniem, bo mało kto o nim pamięta.

Bucks z każdym rokiem coraz bardziej oddalają się od grona najpoważniejszych kontenderów. Wielki transfer po Damiana Lillarda miał pomóc im ponownie wejść do gry o mistrzostwo, ale ten nowy gwiazdorski duet nie funkcjonował tak dobrze jak to sobie wyobrażano i już na pewno lepiej nie będzie, bo Dame właśnie zerwał Achillesa. Dlatego w obecnej sytuacji nawet nie można już łudzić się, że nagle zespół kliknie i Bucks jeszcze zaskoczą resztę ligi. Kontuzja Lillarda jest gwoździem do trumny tej drużyny, co oznacza, że Antetokonumpo stanął przed niezwykle trudnym dylematem.

Zostać w swoim zespole, w którym gra od początku kariery i którego jest już niekwestionowaną legendą, mimo braku perspektyw na walkę o mistrzostwo w najbliższym czasie? Czy podziękować za tę długą, piękną współpracę i poprosić o transfer, żeby podjąć nowe wyzwanie gdzieś indziej, gdzie będzie miał szansę zdobyć kolejny tytuł? Lojalność i przywiązanie do swojego miasta ponad wszystko, czy pogoń za marzeniem o drugim pierścieniu?

To już nie pierwszy raz, kiedy Giannis zastanawia się nad swoją przyszłością. Zawsze było to związane z chęcią walki o najwyższą stawkę i wątpliwościami, czy w Milwaukee będzie miał do tego odpowiednie warunki. Ale wcześniej w tych momentach Bucks pomagali mu nie tracić wiary w drużynę, przychodząc z dużymi wymianami. Najpierw był to transfer po Jrue Holidaya, który okazał się brakującym elementem mistrzowskiej układanki, później po Lillarda. W obu przypadkach te ruchy nie tylko rozwiały wątpliwości Giannisa, ale i skłoniły go do podpisania kolejnych przedłużeń kontraktu. Obecnie ma umowę jeszcze do 2027 roku, zanim będzie mógł zrezygnować z opcji i wejść na rynek. Wiadomo jednak, że gwiazdy NBA nie muszą czekać na wolną agenturę, żeby zmienić drużynę. Natomiast Bucks nie mają teraz pola manewru, żeby wykonać kolejny transfer, który wzmocni skład i pozwoli Giannisowi pozostać w wyścigu po tytuł. Chyba, że wystarczy zatrudnić Thanasisa, Kostasa i Alexa, przekonując wizą AntetokounBucks w oczekiwaniu na lepsze czasy drużyny?

Wcześniejsze duże ruchy sprawiły, że oddali niemal wszystkie swoje picki, mają bardzo wysokie wydatki i starzejący skład. Jest to normalna sytuacja w cyklu życia kontendera, ale ich jeszcze dobijają kontuzje. Lillard ma dwa lata wielkiego kontraktu za $113mln, następny sezon spędzi na leczeniu, a w ostatnim roku tej umowy będzie miał już ponad 36 lat. W lutym Bucks pozbyli się innego problematycznego kontraktu ciągle kontuzjowanego Khrisa Middletona, dzięki czemu ograniczyli koszty, schodząc z tych największych restrykcji drugiego tax apron. Ale jeśli chcieliby zatrzymać starzejącego się Brooka Lopeza, który będzie wolnym agentem (żeby nie zostać z dziurą pod koszem) i dodać z rynku gracza na midlevel exception, znowu będą płacić podatek. A teraz już takich wydatków nie będzie można uzasadnić mistrzowskimi marzeniami.

Antetokounmpo, Lillard i Kyle Kuzma w przyszłym sezonie będą kosztować łącznie aż $130mln. Dlatego nawet gdyby Bobby Portis, Pat Connaughton i Kevin Porter Jr zrezygnowali ze swoich opcji, nie zapewni to Bucks wystarczająco wolnych środków, żeby móc pozyskać innych, lepszych zawodników. Muszą ich zatrzymać, żeby mieć kim grać.

Przed GM’em Jonem Horstem ciężkie zadanie przemeblowania tego składu, które będzie wymagało czasu i cierpliwości, a także dużo szczęścia, żeby trafić z wymianami i znaleźć na obrzeżach jakiś wyjątkowo przydatnych graczy. W najbardziej optymistycznym scenariuszu można zakładać, że Bucks potrzebują dwóch lat, żeby zejść z obecnych kontraktów, zwłaszcza Lillarda i na nowo zebrać silny zespół. To kiepska perspektywa dla Giannisa, który w grudniu skończył 30 lat, więc ma już coraz mniej czasu swojego prime’u.

Trudno porównywać to do sytuacji 31-letniego Stephena Curry’ego, który przeczekał okres, gdy Kevin Durant odszedł, a Klay Thompson był kontuzjowany, żeby potem odbić się i sięgnąć po kolejny tytuł z Golden State Warriors. On miał ciągle obok siebie Draymonda Greena, dużo lepszego trenera niż Doc Rivers i nadzieję na udany comeback Thompsona. W Milwaukee drugim najlepszym zawodnikiem jest obecnie fatalny w playoffach Kuzma, a 35-letni Lillard na pewno nie odzyska już gwiazdorskiej formy. Poza tym, w odróżnieniu od Warriors, Bucks nie mogą zatankować i sięgnąć po zastrzyk młodego talentu w drafcie, ponieważ nie mają swoich pikócw. Nie mają też w składzie żadnego młodego gracza, który mógłby wystrzelić jak Jordan Poole.

Pozostanie Giannisa w Milwaukee dużo bardziej może przypominać sytuację Dirka Nowitzkiego. Spędził całą swoją karierę w Dallas, ale po zdobyciu mistrzostwa, przez ostatnie osiem lat kariery nawet nie zagrał ani razu w drugiej rundzie playoffów. Pomagał swojemu klubowi biorąc niższe kontakty, ale Mavericks nie udało się dodać drugiej gwiazdy i stworzyć drużyny, która mogłaby wrócić do grona kontenderów. Nie dostał szansy na drugi tytuł. Choć ten jeden wystarczył – to był aż jeden tytuł, pierwszy w historii klubu – żeby stał się ikoną koszykówki w Dallas.

Antetokounmpo dał Milwaukee pierwsze mistrzostwo od 50 lat i także jest już legendą klubu. Odejście do innej drużyny tego nie zmieni. Będzie miał tutaj swój pomnik. Także dlatego sami Bucks raczej nie zdecydują się na trade. Nie oddadzą swojego gwiazdora, którego kibice tak uwielbiają, który zapełnia ich halę, nakręca sprzedaż klubowych gadżetów i sprawia, że pozostają ważnym punktem na mapie NBA. Mając Giannisa, nawet z tym obecnym składem, w słabej konferencji Wschodniej cały czas mogą być playoffową drużyną (w minionym sezonie grając z Giannisem i bez Lillarda byli 11-5). Dobrowolnie z tego nie zrezygnują, dlatego to on musi poprosić o transfer. Choć teoretycznie, w ich długofalowym interesie taki transfer wydaje się najbardziej rozsądny. Trudno będzie wokół starzejącego się Giannisa zbudować kolejny mistrzowski zespół, a teraz można wykorzystać jego wysoką wartość i wyśrubować cenę, która będzie dobrym pakietem startowym na wejście w nowy etap.

A czy w interesie Giannisa na pewno jest przeprowadzka? Odpowiedź wydaje się oczywista, jeśli patrzymy tylko przez pryzmat mistrzowskich nadziei. Nie chce przecież marnować swoich ostatnich najlepszych lat kariery walcząc tylko o playoffy. Ale bardziej obiecujące perspektywy gdzie indziej, wcale nie są gwarancją sukcesu. Dużo rzeczy musi odpowiednio się poukładać, a nowe miejsce oznacza konieczność dopasowania się do innej, już nie swojej drużyny i nieco innej roli. Dopiero co z bliska oglądał jak wymagające dla Lillarda było odnalezienie się w Milwaukee. Opuścił swoje Portland, ale nie wylądował w drużynie, w której chciał i przede wszystkim, wcale nie zbliżył się do upragnionego mistrzostwa. Ciekawe czy Dame żałuje wyprowadzki. Giannis znajduje się w lepszej sytuacji, bo nie ma na nim presji gwiazdora bez pierścienia, który ciągle ma coś do udowodnienia. On już zapisał się w historii. Oczywiście chce więcej i niedawno w podcaście swojego brata mówił o tym tak, jakby ten drugi tytuł był dla niego priorytetem. Ale czy jest gotowy zostawić Milwaukee, żeby szukać swojego szczęścia? Nigdzie indziej nie odnajdzie już takiego domu jak tutaj i tak wielkiej miłości ze strony kibiców.

Bucks to jego drużyna. Milwaukee to jego miasto.

Kevin Durant po wyprowadzce z Oklahomy sięgnął po dwa mistrzostwa, ale w Bay Area nie potrafił się zadomowić, a następne przeprowadzki kończyły się tylko rozczarowaniami, mimo że był częścią gwiazdorskich składów. I teraz zanosi się na kolejną zmianę drużyny.

James Harden po odejściu z Houston zwiedził trzy zespoły, ale z żadnym nie udało mu się dostać nawet do finałów konferencji i nadal nie ma pierścienia.

Czy scenariusz Dirka jest aż tak zły? Warto ryzykować, że spędzi się ostatnie lata kariery zmieniając drużyny i szukając swojego nowego miejsca? Może lepiej zaryzykować lojalnie stawiając na swój zespół? Zostać, wspólnie przejść przez trudny okres i pomóc się odbudować. Nawet jeśli nie zdążą wrócić do gry o mistrzostwo w jego prime’ie, może będzie miał okazję przekazać pałeczkę następnemu gwiazdorowi i wtedy powalczyć o drugi pierścień?

Na razie Giannis jeszcze nie poprosił o wymianę, ale raport Shamsa Charanii jest jasnym sygnałem otwarcia furtki i zaproszenia zespołów do przedstawiania swoich ofert. Ofert nie tylko dla Bucks, także dla samego Giannisa, żeby mógł sprawdzić czy znajdzie drużynę, w której zobaczy swoją przyszłość. Jeśli ma zostawić Milwaukee, potrzebuje odpowiednio atrakcyjnych warunków i kuszącej szansy na mistrzostwo. Na pewno będzie miał w czym wybierać, ale póki decyzja nie zapadła, nadal jeszcze może to skończyć się jak poprzednio, kiedy zastanawiał się nad przyszłością. Może jeszcze uznać, że zostaje, a jego misją jest pomoc w odbudowaniu swojej drużyny.

Bucks nie przekonają go szybkimi rozwiązaniami, więc pozostaje im tylko prosić o cierpliwość. Póki co, sami muszą czekać, co zdecyduje. Jeśli ma odejść, musi to zrobić teraz. Teraz albo nigdy. To jest ostatni moment, kiedy to jeszcze może mieć sens. Gdy on nadal jest w swoim peaku i może poprowadzić inną drużynę do mistrzostwa, a Bucks mogą zgarnąć za niego duży pakiet assetów. Jeśli to koniec tej ery, potrzebują picków, których sami nie mają, ale też skoro nie mają po co tankować, potrzebują również zawodników, których będą mogli od razu wystawić na parkiet. Dlatego to Houston Rockets i San Antonio Spurs są postrzegani jako główni gracze w potencjalnej walce o Giannisa. Mogą najwięcej położyć na stole, równocześnie zachowując silny skład, o ile tylko będą chcieli zrobić taki trade. Ale to najpierw on musi uznać, że nadszedł czas opuścić Milwaukee.

5 KOMENTARZE

  1. To jest fascynująca zagwozdka na wakacje. Jeśli uzna, że chciałby popykać w greckosłonecznym Los Angeles i poprosi Bucks, że chce tylko do Lakers (albo zostaje) to się dogadają. LeBron mając obok siebie Lukę i Giannisa może wziąć niższy kontrakt żeby pomóc uzupełniać skład.

    Jeszcze tydzień temu nie napisałbym tego komentarza, bo brzmi jak bajdurzenie. Ale ostatnio w 48h odmieniły się losy Celtics i Mavs w szalony sposób, abstrakcyjny wręcz. Crazier things have happened in NBA.

    10
  2. Ciekawa koncepcja, ale moim zdaniem nie przejdzie. Nba zablokowało Paula do Lakers w 2011, żeby unikać super teamu I tu może być podobnie. Po drugie Bucks musieliby dostać w zamian pół rodziny Jamesow, wliczając w to kuzynów i dalekich krewnych,bo w rosterze Lakers nie ma zbyt wiele kąsków.Po trzecie, nawet przy mniejszym kontrakcie LeBrona, Lakers wpadną ostro w luxury tax. Jasne, podobne szalenstwa się zdarzały, ale myślę że w ostateczności Giannis zasili raczej innego średniaka, w którym znajdzie większe szanse na mistrzostwo niż w Bucks. Bo w MKE już nic nie wygra.

    2
    • Do blokady wymiany Paula w 2011 doszło tylko dlatego, że w tym czasie NBA zarządzała Hornets jako tymczasowy właściciel i David Stern powiedział nie. Teraz liga nie ma nic do gadania.

      Wiadomo, że co najmniej 5 innych zespołów może położyć na stole lepsze oferty. Lakers musieliby oddać swoje 2-3 picki, wszystkie swapy i na pewno Reavesa i Hachimurę, których można obrócić w 1st round pick i ze dwa 2nd round picks odpowiednio. To też nie jest najgorsza oferta. Do tego Knecht pewnie jeszcze.

      Temat na pewno wróci ;) Giannis w Los Angeles ma dobrą pogodę, Hollywood i biznesy pod ręką a grając jako partner Luki w p’n’r szansę na kontendowanie do tytułu nie gorszą IMO niż w Houston (zero shootingu…) albo San Antonio (duet z Wembym to byłby coś, ale za mało kreacji niżej).

      3