Rzutówka: Atakować Herro! Jimmy pod znakiem zapytania. Dirty player

0
fot. YouTube

Za nami siedem dni playoffowego grania. Jak na razie tylko jedna drużyna zaliczyła już trzy zwycięstwa, w pozostałych seriach walka jest znacznie bardziej zacięta i coraz większe są też emocje. Nie tylko na parkiecie. Zaczyna się też coraz więcej słownych przepychanek.

Darius Garland wprost wyśmiał obronę Tylera Herro, pytany o ofensywny plan gry swojej drużyny przed Game 3:

“Pick on Tyler Herro.

Dbać o piłkę, nie grać w ciasnych przestrzeniach i wybierać ich słabych obrońców. Iść na nich”.

W pierwszym meczu guardzi Cleveland Cavaliers mocno rozstrzelali się atakując Herro, dlatego w drugim jeszcze częściej pilnowany przez niego zawodnik stawiał zasłonę, żeby zaangażować Herro w akcję i zmusić go do bronienia. Działało to bardzo dobrze i w sumie w dwóch meczach gospodarze trafili 58% rzutów mając przeciwko sobie All-Stara rywali. A najczęściej korzystał z tego właśnie Garland, który zdobył na Herro łącznie 16 punktów przy 6/10 z gry.

Oczywiście to normalna strategia, wszyscy starają się polować na najsłabszego obrońcę rywali, ale bardzo rzadko zdarza się, żeby tak otwarcie o tym mówić.

Herro musiał odpowiedzieć:

„Pójście do mediów, aby opowiadać o planie gry i tym i owym, wiele o nim mówi. Nie martwię się Dariusem Garlandem. Ktoś, kto nie gra w obronie też nie powinien się wypowiadać. On nie gra w obronie i zobaczymy to [w sobotę]. On nie gra w obronie”.

Tyler może też liczyć na wsparcie kolegów:

„Oczywiście, powiedział to, co powiedział. Wszyscy bierzemy to do siebie. Nie tylko Tyler, wszyscy bierzemy to do siebie”. Bam Adebayo

Miami Heat muszą dzisiaj wygrać, żeby nie znaleźć się na krawędzi wyeliminowania i jeszcze zrobić z tego serię, więc nie potrzebują dodatkowej motywacji, ale teraz temperatura rywalizacji na pewno jeszcze się podniesie. Powinno być ciekawie na parkiecie w Miami. Tym bardziej, że w pierwszych dwóch meczach Heat walczyli i w obu jeszcze w czwartych kwartach trzymali się w grze.

Cleveland @ Miami (2-0) 19:00
Oklahoma City @ Memphis (3-0) 21:30
Denver @ LA Clippers (1-2) 0:00
Houston @ Golden State (1-1) 2:30

1) W Game 2 Heat zrobili comeback w czwartej kwarcie i doprowadzili do crunch time, przybliżając się na dwa punkty. Wtedy jednak sprawy w swoje ręce wziął Donovan Mitchell. Nie pozwolił Cavs odebrać sobie tego zwycięstwa.

Mitchell w tym sezonie zrobił nieco krok w tył, oddając pole kolegom i poświęcając swoje statystyki dla dobra drużyny, ale to on nadal jest liderem zespołu i właśnie przypomniał, że jest gotowy w decydujących momentach brać na siebie ciężar gry.

Gospodarze byli w ogniu na początku spotkania i w drugiej kwarcie ustanowili rekord z 11 trójkami, ale po przerwie stracili  skuteczność, a w czwartej kwarcie nikt poza Mitchellem nie mógł trafić z gry (1/7, ten jeden celny rzut to dobitka na samym finiszu). Na szczęście był Mitchell. Zdobył wtedy 17 ze swoich 30 punktów, w tym 10 z 12 kolejnych punktów drużyny, gdy Heat zbliżyli się na jedno posiadanie. Jego dwie kolejne trójki właściwie przypieczętowały wygraną.

2) W sumie aż 31 z 60 punktów w czwartej kwarcie drugiego meczu w Cleveland należało do Mitchellów.

Bo w ekipie gości comeback prowadził Davion Mitchell, który stal się małą rewelacją Heat. Wygląda ostatnio jak największa zdobycz z wymiany Jimmy’ego Butlera, dając drużynie więcej niż Andrew Wiggins. W obu meczach tej serii zdobył po 18 punktów, odegrał też kluczową rolę w pojedynku Play-In o awans, kiedy w dogrywce rzucił 9, a wcześniej miał 15 i 9 asyst w play-inowym starciu z Bulls.

Davion to niespełniony talent, który cztery lata temu został wybrany z dziewiątym numerem draftu przez Sacramento Kings, gdzie miał stać się defensywnym partnerem w backcourcie dla De’Aarona Foxa. Przychodził do ligi z pseudonimem „„Off-Night”, bo swoją obroną wyłączał przeciwników. Jest bardzo dobrym defensorem na piłce, ale długo był jednowymiarowym specjalistą, minusowym w ataku. W tym sezonie jednak poprawił wreszcie skuteczność rzutów, zaczął wykorzystywać zostawiane mu miejsce na dystansie (39.8% za trzy) i też lepiej kreuje kolegów zaliczając rekordowe 4.9 asyst. To jego zdecydowanie jego najlepszy sezon od czasu debiutanckiego, bo jeszcze bardziej rozwinął skrzydła w Miami, gdzie szybko zyskał zaufanie Erika Spoestry dzięki swojej waleczności i energii. Zupełnie wygryzł z rotacji rozczarowującego Terry’ego Roziera, a teraz wrócił do wyjściowego składu na Game 2 i znowu potwierdził swoją wartość.

Daje drużynie dodatkową opcję w ataku i cały czas też oczywiście pracuje w defensywie. To on najwięcej czasu spędził pilnując Mitchella, z którym nie jest spokrewniony i zatrzymał go na 3/11 z gry. Donovan zdobywa swoje punkty, kiedy już uda mu się uwolnić od napastliwego Daviona.

3) W Game 2 swoją two-way grę zaprezentował też Evan Mobley, który odbił sobie słaby występ z pierwszego meczu. Poprawił się na 20 punktów i spowolnił Bama Adebayo, który wcześniej rzucił 24 punkty, a w Game 2 zaliczył 1/6 pilnowany przez najlepszego obrońcę NBA.

4) Draymond Green bardzo mocno lobbował za swoją kandydaturą na Defensive Player of the Year, ale ostatecznie zajął trzecie miejsce w głosowaniu. Na pocieszenie dostał teraz inna statuetkę – Hustle Award.

To nagroda przyznawana na podstawie hustle-statystyk. Dray znalazł się w top15 ligi pod względem deflections, wymuszonych szarży, kontestowanych rzutów za dwa i za trzy, a także defensywnych box-outów. Jest też pierwszym graczem, który był w top40 wszystkich dziewięciu hustle-kategorii.

5) Czy Jimmy Butler dzisiaj zagra?

Odpowiedź na to pytanie poznamy pewnie dopiero tuż przed meczem. Na razie jego występ jest pod znakiem zapytania, ale Steve Kerr wczoraj dawał sporo nadziei:

„Jestem względnym optymistą. Jimmy to Jimmy. Wiemy, że jest gotów grać w każdej sytuacji, więc zobaczymy. To znaczy, to sprawa day-to-day i zobaczymy, jak się jutro poczuje, ale myślę, że jest szansa, że zagra”.

Butler cały czas poddawany jest zabiegom, ale wszystko zależy od tego, jak jego ciało będzie reagowało i czy będzie czuł się wystarczająco dobrze, żeby wyjść na boisko.

Warto przypomnieć, że Stephen Curry miał podobny uraz w marcu. Opuścił wtedy tylko dwa mecze i wrócił do gry po tygodniu. Ale w tym momencie to byłyby aż dwa mecze i aż tydzień. Teraz Butler i Golden State Warriors nie mają tyle czasu. Każda jego nieobecność będzie ogromnym osłabieniem dla drużyny, co też było widać w ostatnim meczu.

6) Amen Thompson podciął Butlera przewracając się, nie było tutaj specjalnego faulowania, dlatego też sędziowie nie odgwizdali flagrant faulu, ale oczywiście i tak dużo jest dyskusji czy to na pewno nie było umyślne i czy Amen jest „brudnym zawodnikiem.” W obronie swojego kolegi stanął Dillon Brooks. Ale niebyły sobą, gdyby nie skorzystał z okazji wyprowadzenia też „ciosu” w stronę rywala:

„Nie, myślę, że brudnym graczem jest Draymond, który trochę go popycha, jak to robią zwykli koszykarze. Jimmy walczy w powietrzu o zbiórkę i różne rzeczy się dzieją. Amen nie jest brudnym graczem. On nie ma nic wspólnego z byciem brudnym graczem”.

I kto to mówi? To była zgodna reakcja w Warriors.

“Dillon tak powiedział? Interesujące.” Kerr

Przypomnijmy, że trzy lata temu flagrat faul Brooksa skończył się złamanym łokciem Gary’ego Paytona.

Dillon podgrzewa atmosferę, próbując wygrać psychologiczną wojnę z Draymondem i sprowokować go, bo przecież któremuś z nich prędzej czy później puszczą nerwy.

7) Ale w Game 2 Warriors osłabił nie tylko był brak Butlera, również zmagający się z problemami żołądkowymi Brandin Podziemski, który dał jedynie 14 bezproduktywnych minut. Tak więc Warriors grali bez dwójki swoich starterów i zarazem kluczowych zawodników po obu stronach parkietu. Dlatego nie tylko Curry był osamotniony w ataku, też obrona Warriors nie działała jak należy. Steph miał tylko 15 rzutów i aż 6 strat, a mówiąc o obronie wskazywał na aż 18 trójek, które pozwolili oddać Jalenowi Greenowi.

Podziemski podobno czuje się dużo lepiej i wczoraj był już w stanie normalnie jeść.

8) Jalen Green przyszedł do gry w wielkim stylu. Odpowiedział po kiepskim Game 1 i przypomniał jak potrafi się rozstrzelać. 38 punktów to więcej niż łącznie zdobył przez cztery poprzednie mecze. Sam miał też więcej trafień zza łuku (8) niż cała drużyna Rockets w Game 1 (6). Był znacznie agresywniejszy i przede wszystkim świetnie wykorzystywał słabości centrów rywali. Atakował Quintena Posta w pick-and-rollu i albo rzucał przeciwko dropowi, albo mijał i dostawał się do obręczy.

Miał sporo okazji, żeby ogrywać Posta, bo przez problemy kadrowe spędził on na parkiecie 25 minut. Ograniczenie jego czasu to usprawnienie Warriors, które przyjdzie naturalnie, jeśli będą mieć do dyspozycji swoich starterów.

9) Michael Porter Jr zagrał mimo kontuzji lewego barku, ale nie grał dobrze. Po meczu mówił, że uraz mocno go ogranicza i że jest to coś, co przeważnie wymaga 4-5 tygodni leczenia. Dostał zapewnienie od lekarzy, że stan jego barku się nie pogorszy, dlatego próbuje grać i pomóc drużynie, ale dzisiaj znowu jest pod znakiem zapytania. Tak samo jak Russell Westbrook, który opuścił parkiet z urazem stopy.

Do tego dodajmy Aarona Gordona, któremu cały czas dokucza łydka i jest się naprawdę o co martwić. Tym bardziej, że Denver Nuggets nie mają marginesu błędu. Mają za krótki skład, żeby zrekompensować brak któregoś ze starterów. Potrzebują wszystkich swoich najlepszych zawodników, a już widać, że MPJ będą mieć co najwyżej w mocno ograniczonej wersji.

10) W Game 2 Nikola Jokić i Jamal Murray zdobyli razem 46 punktów z 29 rzutów.

Ich koledzy złożyli się na 37 z 48.

Liderom Nuggets bardzo brakuje wsparcia, a Jokić jak na razie nie jest w stanie samemu pociągnąć drużyny. Zaliczył dwa kolejne triple-doubles, ale nie dominuje. Wygląda na zmęczonego długim sezonem i świetną obroną Clippers.

11) LA Clippers tymczasem w Game 3 zaprezentowali swoją zespołową siłę. Kawhi Leonard nie był już aż tak skuteczny i spudłował tyle samo rzutów, co łącznie w pierwszych dwóch meczach. James Harden po świetnej pierwszej połowie, w drugiej nie zdobył punktu. Ivica Zubac po raz pierwszy od bardzo dawna nie zaliczył double-double. Mimo to, Clippers przeszli się po ekipie gości. Jak zwykle mogli liczyć na swoją obronę, a w przejęciu kontroli pomógł im gorący początek i już 9 trójek w pierwszej kwarcie. Nuggets w całym meczu mieli ich ledwie 7 i skończyli na najniższej w sezonie zdobyczy 83 punktów.

12) Shams Charania doniósł, że Ja Morant nie zagra w Game 4 z powodu kontuzji biodra, ale Memphis Grizzlies oficjalnie jeszcze go nie wykluczyli, wpisując „doubtful” w raporcie medycznym.

Nie ma już jednak po co narażać jego zdrowia próbą szybkiego powrotu (zwłaszcza, że już wcześniej grał z kontuzjowaną kostką), bo tego sezonu w Memphis i tak już nic nie uratuje. Grizzlies pokazali jeszcze swojego ducha walki i odpowiedzieli dominującą pierwszą połową, ale bez Moranta i przeciwko tej fantastycznej obronie OKC Thunder, nie byli w stanie dowieźć zwycięstwa. Skończyło się wielkim comebackiem i niezwykle bolesną porażką gospodarzy. To był gwóźdź do trumny ich sezonu.

77 punktów i 11 trójek w pierwszej połowie; potem tylko 31, 3/20 zza łuku i 13 strat.

Scotty Pippen był w ogniu tylko do przerwy, a Desmond Bane najbardziej zawiódł i skończył z 10 punktami z 14 rzutów, gdy drużyna tak bardzo potrzebowała, żeby w drugiej połowie razem z Jarenem Jacksonem pociągnął atak.

Poprzedni artykułWake-Up: Wolves 2-1 na chorym Luce. Bucks uratowali sezon
Następny artykułWake-Up: Rockets nie wykorzystali szansy. BUZZERDUNK?! Gordona