
Jalen Brunson dowiózł mecz nr 3 w trudnych warunkach i na końcu gadał jeszcze do nastolatków w pierwszym rzędzie w Detroit. Where’s your mommy. Knicks mają takie szczęście mieć kogoś takiego.
W dwóch pozostałych czwartkowych parach mieliśmy dwa blowouty, ale jeden zamienił się w comeback po kolejnej kontuzji Ja Moranta. Był to drugi największy comeback w playoffach od 1997 roku.
Tim Hardaway Jr. wyglądał gniewnie, ojciec był na trybunach, Big Sean wyglądał chudo, Chris Webber upalony jak zwykle, Jalen Rose próbował być przyjacielem wszystkich, Ben Wallace wyglądał jak właściciel czy gubernator stanu, zjawił się nawet kontyngent z Nowego Jorku, z Benem Stillerem na czele, a Big Karl Towns biegał po boisku i robił groźne miny – niemal tak samo dobre groźne miny jak groźne miny Pau Gasola.
Roiło się od celebrytów w centrum Detroit. Dużo znanych postaci znalazło się w jednym miejscu tego miasta, choć nie był to mecz Lions. Mecz nr 3 rządził, był dobry, zacięty. Ludzie rozmawiali ze sobą, popychali się, wsadzali sobie palce w oczy.
Dla Townsa bycie bardziej agresywnym oznaczało jeden śliczno-trudny MJ-fadeaway w końcówce, ale przede wszystkim rzucanie trójek wcześnie w akcji, w krosmeczach na Durenie, następnie machanie palcami i pokazywanie języka, prawdopodobnie do C-Webba. Ale z drugiej strony syn otwarcie-homofobicznego ojca, byłego rozgrywającego Heat, był tak gorący za trzy, że aż robił te podskakunki Haliburtona, niczym wesoły sztukmistrz, artysta na bicyklu. Jedyną rzeczą, której brakowało był Ric Flair i “Wooooo”. Mieliśmy mecz. Było nieźle. Brakowało Detroit w playoffach. Plus kibice Pistons, fakt, dostali białe koszulki, ale tylko niektórzy je włożyli. To nie są ludzie, których szybko przekona jakaś seria, jeden dobry sezon czy kazanie z ambony. To nie są ludzie z Oklahoma City.
Jednak ta dobra atmosfera była nieco psuta przez fakt, że i Jalen Brunson i Anunoby to gracze tak bardzo w stylu starych Pistons. Zwłaszcza OG grał tutaj z brutalną fizycznością, grał znakomicie do przerwy po obu stronach. OG ma tę siłę gościa, który nie zdaje sobie do końca sprawy jak jest silny. 66-53 prowadzili Knicks do przerwy, mając lepszych graczy.
Na drugą połowę Pistons wyszli Durenem na Townsa. Knicks mogli więc wrócić do swojego defaultowego, 1-5 pick-n-rolla, ale ten cichy manchild, który w Pistons gra centra, znakomicie rolował i kończył przy obręczy, dzięki słabym podwojeniom na Cunninghamie. Do tego Ausar Thompson biegał szybciej i zwłaszcza skakał wyżej niż wszyscy inni.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Jak tak patrzę na dwóch masujących się Białasach, to kody w mózgu się uaktywniają i wracam pamięcią do Krzysia Dryi i Josepha McNaulla. Ten pojedynk Jokica z Zubacem przejdzie do legendy. Tam coś jeszcze będzie.
Poza tym NYK przestali monitorować, zaczęli grać.
Knicks po prostu muszą grać w playoffs
To jest dobre dla NBA
Takie serie jak z Philly rok temu, czy tegoroczna z Detroit to esencja playoffowej koszykówki
Nawet pomimo posiadania pluszowego KATa, Nowy Jork ze swoją twardością wpisaną w DNA miasta, sprawiają, że zupełnie inaczej patrzy się na rywalizację na tym nudnym wschodzie
Życzę Clippers żeby zostali jakimś cudem w zdrowiu do końca play-offs. Jestem ciekaw jak daleko Ty Lue może ich ponieść, to jest naprawdę dobra paka z Kawhi w takiej formie.
Harden był dziś kozacki.
Kurde, ale w tej akcji z Morantem, to nie popisał się chyba Dort, a nie ciało Ja?
Niby trochę tracił tam równowagę Lu, ale zagranie straszna “chamówa”.
Moim zdaniem przypadek, odjechały mu stopy, stracił równowagę i raczej nic już nie mógł zrobić. Obejrzałem ze dwa razy, nie dopatrzyłem się złych intencji.
w sumie, też na pętli jeszcze oglądałem to potem, i faktycznie nie było to aż tak złe, jak myślałem na początku, w sensie- celowe polowanie na zdrowie
pippen mógł po prostu skończyć layup i nie byłoby sytuacji niebezpiecznej
Pistons mogą już przegrać wszystkie mecze do końca, a myślę, że fani i tak będą zachwyceni. Są w crunchtime w każdym spotkaniu, grają łeb w łeb z jednym z pretendentów do tytułu. Powinni być tylko lepsi w przyszłym sezonie.
Tam jeszcze jest cholerny upside w postaci powrotu Iveya. Myślę, że w przyszłym roku Detroit się będzie biło o top-4 na wschodzie
Knicks nie są żadnym pretendentem. Pistons mogą ich ograć i nikogo to nie zdziwi.
Są!!!! Fani Pistons wychodzą z jaskiń.