Memphis Grizzlies zostali zniszczeni w Oklahomie, ale mimo wszystko po powrocie do domu jeszcze znaleźli w sobie ducha walki i przy dopingu kibiców rewelacyjnie rozpoczęli Game 3. Niestety kontuzja Ja Moranta sprawiała, że cała ta dobra energia momentalnie wyparowała i w drugiej połowie znowu było grane to, co w dwóch pierwszych meczach.
Jutro Grizzlies skończą swój sezon, to już pewne. Za to największym znakiem zapytania przed sobotnimi meczami będzie występ Jimmy’ego Butlera. Na razie w San Francisco dostali bardzo pozytywne wyniki rezonansu, bo Jimmy na szczęście nic sobie nie złamał. Wygląda na to, że nie jest to poważna kontuzja. Ale bardzo bolesna, bo ma mocno stłuczony pośladek, dlatego nie wiadomo czy dwa dni zabiegów wystarczą, żeby był w stanie wyjść na parkiet w Game 3.
Jayson Tatum w środę opuścił swój pierwszy mecz playoffów w karierze z powodu uraz nadgarstka i dzisiaj ponownie jego występ jest określany jako wątpliwy. Ale on akurat nie musi się spieszyć.
Damian Lillard wyleczył się wyjątkowo szybko i jego comeback powinien być jedną z większych historii pierwszej rundy, jednak na razie nie był game-changerem. Milwaukee Bucks wyglądali bardzo słabo w obu meczach w Indianapolis. Równie słabo jak pozostałe drużyny, które rozpoczęły playoffy od 0-2, a przecież od nich oczekuje się więcej niż od ekip skazywanych na szybką porażkę. Tym bardziej, gdy mają znowu swoich dwóch gwiazdorów.
Boston @ Orlando (2-0) 1:00
Indiana @ Milwaukee (2-0) 2:30
LA Lakers @ Minnesota (1-1) 3:30
1) Dla Lillarda to był pierwszy występ po miesiącu przerwy, dlatego dopiero zrzucał z siebie rdzę, miał kłopot z ustawieniem celownika (4/13 z gry) i nie ukrywał, że w drugiej połowie był mocno zmęczony. Było to widać. Ale ostatecznie spędził na parkiecie aż 37 minut. Czuł się dobrze, łydka mu nie dokuczała, a Doc Rivers chciał dać mu okazję, żeby popracował nad swoją kondycją. Zwłaszcza, że mieli przed sobą dwa dni wolnego na regenerację.
14 punktów i 7 asyst to kiepskie osiągniecia jak na Dame’a, ale zapewnił istotne wsparcie dla osamotnionego w Game 1 Giannisa i Bucks zagrali lepiej w ataku. Problemem jednak znowu była obrona, a akurat w tym elemencie Lillard nie pomaga.
2) Indiana Pacers dwukrotnie szybko uciekli rywalom i kontrolowali mecz do końca. Pierwsze kwarty wygrali łączną różnicą 18, trafiając 63% rzutów, 11 trójek, zaliczając 21 asyst i grając ofensywę na poziomie aż 143 punktów na sto posiadań. Dwukrotnie od samego startu ośmieszyli obronę Bucks. Co prawda w drugim meczu goście nieco się podnieśli po tym ciosie i na finiszu ruszyli w pościg, ale Pacers nawet na chwilę nie oddali prowadzenia, które utrzymują nieprzerwanie od czwartej minuty Game 1.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.