Jalen Green, Donovan Mitchell i Jaylen Brown zabrali w środę mecze nr 2 i dowieźli zwycięstwa Rockets, Cavaliers i Celtics. Warriors już w pierwszej kwarcie stracili Jimmy’ego Butlera z “pelvic contusion”.
Po przegranej w pierwszym meczu, mecz nr 2 dla Rockets wcale nie polegał na wejściu w tę znaną playoffową kliszę, czyli “musimy być bardziej fizyczni”. Rockets są fizyczni. To Draymond Green nagle od startu grał zapasy poza piłką, bo może się spodziewał od Rockets właśnie takiej reakcji. Cool, bro.
Mecz nr 2 dla Rockets polegał na tym, żeby nieco się uspokoić, zacząć grać mądrzej – grać jak Tari Eason. Więcej piłki w rękach Jalena Greena i Alperena Senguna, Fred VanVleet używany jako stawiający zasłony – też i stawiający tym, którzy zaraz je mają postawić – spokojniej te akcje i trafiać te-pieprzone rzuty wolne. Zrelaksować się – Warriors są lepsi niż suma swoich części, ale poza Stephem, to porównując gracz-do-gracza, Rockets wcale nie mają się czego bać.
Rockets mieli też trochę szczęścia, bo Butler spadł z tak dużej wysokości, że pod koniec pierwszej kwarty potłukł sobie okolice dolnych partii pleców. Poszedł do szatni, więc nie mógł zobaczyć, jak wyśmiewany przez niego, za kozłowanie, Buddy Hield jednak-kozłuje i tak kozłuje, że kończy sam layup. To były jednak jedyne dwa punkty, które Warriors, już bez Butlera, zdobyli przez cztery minuty gry. Zwykle w tym momencie meczu radzą sobą bardzo dobrze bez Stepha. Gdy w połowie drugiej kwarty okazało się, że Jimmy nie wróci, Rockets prowadzili już piętnastoma.
Tari Eason wszedł z ławki i grał w pierwszej połowie aż przez 17 minut. To wysokie ustawienie Sengun-Adams, tak dobre w sezonie regularnym, było minus-4 w meczu nr 1, więc Ime Udoka przez trzy pierwsze kwarty grał niżej. Więcej grał Eason, Jabari Smith grał czwórkę. Tari ma dziwne imię, ma cornrowsy, jest młody – mógłbyś pomylić go z chaotycznym graczem, ale to nieprawda. On i Jabari grają trochę jak fani soulu lat 70-tych – miło, spokojnie i mądrze jako dwaj młodzi role-playerzy. Eason już od kilku sezonów wydaje się też mieć respekt u Draymonda Greena, często się kryją. Czy to jest właśnie praca, którą w szatni Rockets wykonuje nasz Jeff Green?
Jalen Green tu błyszczał. Grał praktycznie jedynkę przez cały mecz. Częściej był na szczycie boiska, przez to mniej był zamykany na skrzydłach na słabszą lewą rękę. Houston kontrolowało ten mecz, grając przeciwko grudniowym-rotacjom Warriors, którym brakowało Butlera.
Jimmy jednak najpewniej wkrótce wróci, a atmosfera we Frisco będzie dla Rockets mglista i elektryczna. Wszystko się w moment zmieni. A Jalen Green, za swoje głupie uderzenie w twarz Draymonda, może jeszcze zostać zawieszony, a jeżeli nie, to na pewno usłyszy o nim od fanów Warriors.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Wywieźć jedno zwycięstwo z zoo w Houston to i tak profit.
Pytanie jak zareaguje kolano JB po 42 minutach grania. Jeśli utrzyma się w zdrowiu i w tej formie, to będą to za wysokie progi dla Cavs.
Wschodu nie da się oglądać.
Oby Jimmy był zdrowy i gotowy w 100% na game 3.
Wiedziałem, że Jalen Green odpowie po fatalnym pierwszy meczu, ale nie spodziewał się, że tak…8 trójek? Szacun.
Heat w 6.
ależ irytujący jest VanVleet w obronie, szczególnie na Stephie. Zaczyna zasługiwać na miano dirty playera. Chyba, że już nim był wcześniej, ale nie zwróciłem na ten fakt uwagi.