Wake-Up: Tańczący z Wilczkami. Bucks jeszcze nie wygrali meczu

20
fot.

Luka Doncić rzucił 31 punktów, zebrał 12 piłek, trafił każdy ze swoich 11 rzutów wolnych, rozdał 9 asyst i Lakers łatwo pokonali słabą wersję Minnesoty, która rzuciła najmniej-w-sezonie 85 punktów. Mamy remis 1-1.

Indiana i Oklahoma za to prowadzą w swoich seriach 2-0. Pacers, podobnie jak i Thunder, prowadzili we wtorek wysoko, ale w ich meczu zrobiło się na końcu gorąco.


Starterzy Lakers byli minus-12 w tylko siedem minut gry w meczu nr 1 z Timberwolves, a w meczu nr 2 Jaxson Hayes potrzebował niespełna pięciu minut, żeby wysłać na linię Goberta i Edwardsa. Zaraz więc Lakers raz jeszcze znaleźli się w swoim przyciężkim smallballu: dwóch białych guardów, 40-latek i jeszcze dwóch ludzi. Tym razem jednak Vanderbilt i Vincent, czyli dwaj, którym Lakers dali wysokie kontrakty – ale którzy długo byli kontuzjowani – spisywali się nieźle. Gabe Vincent trochę wrócił do nas w tym miesiącu.

A Wolves? Wolves od startu przeszli w swoją leniwą głupawość, jakby cały skład, ze sztabem włącznie, bardzo dużo kosztowało, żeby grać mądrze.

Przegrywali już dziewiętnastoma po pierwszej kwarcie, źle switchowali Goberta na Donciciu, i tak jak w poniedziałek Clippers zrobili to z Normanem Powellem, tak Wolves na starcie meczu szukali Juliusa Randle’a, a znajdowali nic. Nie można zwyczajnie przepłacać tak jednostronnych graczy, bo kiedy nie zdobywają punktów, to nie tyle co nie wnoszą niczego, co jeszcze tylko krzywdzą grę całego zespołu. Randle i Gobert – osiem punktów i jeden blok po dwóch meczach – powinni tutaj niszczyć Lakers zbiorowym 40/20 na mecz, ale oczy pierwszego w playoffach stają się jeszcze większe, a drugi chodzi po parkiecie jak król świata, podnosi do góry ramiona, giba się jakby śmigał po parku z kijkami, tylko wydaje się, że nikt go nie rozumie! Rudy Gobert może być tym jedynym koszykarzem NBA, który wzbudza jeszcze mniej sympatii niż Nico Harrison.

Lakers, tak jak zapowiadali, faktycznie byli tu bardziej fizyczni. Ich gwiazdy przyszły grać jeden na jeden. Doncić, w koszulce Lakers, miał gwizdki na parkiecie Lakers – no bueno! – i nie musiał nawet o nie płakać, bo Wolves grali bardzo słabo. Randle zaczął zdobywać punkty dopiero przy minus-dwadzieścia, a to poniekąd jest jeszcze gorzej, bo piłka nie była w ruchu i rytm całego zespołu stawał się jeszcze trudniejszy do znalezienia – ten świetny rytm Wolves z pierwszego meczu, ta szybkość i podania w ataku pozycyjnym. Nic takiego tym razem nie miało miejsca, tylko Edwards krzyczał do trybun jak twoja starsza 8-letnia siostra.

Za to izolacje dla Randle’a były graniem za dwa, nie za trzy – wystarczało nie wysyłać podwojeń. Było zresztą tak źle, że Chris Finch pod koniec drugiej kwarty wstawił na boisko Jaylena Clarka – który skądinąd miał niezłe minuty z Lakers w sezonie regularnym – ale może usprawnieniem byłoby tu podrażnić jeszcze mocniej drażliwą duszę dużego Francuza i przestać nim po prostu grać w serii playoffowej, w której gra też Luka Doncić?

Za to grać więcej Alexandrem-Walkerem, Reidem – jeśli nie będzie faulował jak ostatniej nocy – może DiVincenzo, może nawet Garzą i Clarkem? Pozwolić Edwardsowi ślizgać się obok obrońców Lakers i wjeżdżać w miejsca, które nie są (!) zajmowane przez Goberta i jego obrońcę. W obronie wtedy więcej zmieniać krycie, podwajać, kreować przechwyty i grać szybciej przeciwko smallballowi, który, umówmy się, ma pół-obrony, a nie ma ani szybkości, ani dobrych graczy zadaniowych.

Lakers zaczęli czwartą kwartę słabo: 3-15 z gry, sześć minut bez celnego rzutu, mieli też kilka strat, a mimo tego Wolves nie potrafili zejść niżej, niż z 65-83 do jedenastu straty na dwie minuty przed końcem.

Bucks @ Pacers 115:123 (0-2) Antetokounmpo 34/18/7 – Haliburton 21/12a
Grizzlies @ Thunder 99:118 (0-2) Bane 19/12z – Shai G. 27/8/5
Timberwolves @ Lakers 85:94 (1-1) Randle 27 – Doncić 31/12/9

Doncić miał znowu 16 punktów w pierwszej kwarcie. Gobertowi szło dalej w meczu trochę lepiej, ale:

Ale może warto stworzyć takie środowisko, w którym takich sytuacji by nie było?

Doncić czuje się zbyt komfortowo, a nie gra jeszcze nawet w tej serii na swoim top-levelu.

James dodał tutaj 21 punktów, głównie mięśni, bo miał też 11 zbiórek obok siedmiu asyst. Reaves rzucił efektywniej tym razem 16.

Randle skończył na 27 punktach, ale tylko raz w izolacji przodem do kosza pozbył się piłki szybko, gdy podał ją do prawego rogu, na starcie czwartej kwarty, z którego Naz Reid trafił trójkę. Wolves oddali 42 trójki w meczu nr 1, a tylko 16 po trzech kwartach meczu nr 2. Tym razem McDaniels nie trafiał swoich z rogów, które tak trafiał w pierwszym meczu.

Edwards rzucił tu 25 i kilka razy chciał minąć, tylko Gobert był pod koszem, więc robił stepback i dawał się obrońcom opanować – obronie Lakers łatwiej było przyjąć kształt pół-strefy, gdy jeden gracz zajmuje paint i długo zbiera się by skończyć akcję. Ale tu niżej Gobert był w dunker-spot, Randle szybko oddał piłkę i Edwards wysłał Hayesa na ortopedię:

JJ Redick miał swój moment w trzeciej kwarcie, gdy chciał się bardzo pokazać jako trener:

1) Mieliśmy nagle powrót Damiana Lillarda na mecz nr 2 tej nie najbardziej ekscytującej serii w historii serii Bucks-Pacers. Doc Rivers wstawił go od razu do piątki, choć Lillard przez miesiąc nie grał, a przez trzy tygodnie w ogóle nie trenował. Indiana zaczęła tu więc tam, gdzie skończyła mecz nr 1 – grała mądrzej, szybciej, miała też trochę szczęścia i po sześciu minutach na tablicy miała 23 punkty, a Lillard gubił za plecami alley-oop do Obiego Toppina. Pacers prowadzili już 31-16 i szli na 40 punktów w pierwszej kwarcie.

Pacers zrobili tylko jedno usprawnienie na mecz nr 2:

Dwa!

Obwodowa obrona Bucks z Lillardem jest jeszcze gorsza. Ryan Rollins, którego zastąpił, jest lepszym obrońcą. Pacers byli nietknięci przez większość pierwszej połowy, prowadzili dwucyfrowo, trafili 8 z pierwszych 15 trójek, jak walec przejeżdżali się po Bucks. Doskonale grał Haliburton, nie tylko aranżując grę reszcie, ale też samemu zdobywając punkty. Pacers mieli ich do przerwy 68 i nie zatrzymywali się, za to spowalniali Giannisa, który sam był nieco zdezorientowany, bo nagle pojawił się Lillard i trzeba było grać inaczej.

Pacers trafili 12 ze swoich 22 pierwszych trójek, Haliburton królował na boisku i gospodarze prowadzili 81-67 jeszcze przed połową trzeciej kwarty. Andrew Nembhard trafiał trójki, obracał się i gadał do ławki Bucks. Są playoffy. Pacers potrzebują więcej mięsa, żebym bardziej ich szanował. Kieruję to zwłaszcza do Mylesa Turnera.

Go Pacers!

Indiana miała 99 punktów po trzech kwartach, ale w tym sezonie nie otwiera w drugich połowach blowoutów lineupami TJ’a McConnella – Ty Jerome wziął i mu to zabrał wewnątrz Midwest Division.

Nadal jednak Pacers prowadzili komfortowo.

Wyglądało to na typowe zwycięstwo Pacers u siebie, dopóki sprawy spowolniły, Bobby Portis zaczął wreszcie trafiać trójki, Giannis zaczął zbierać wszystkie te nieliczne, niecelne rzuty i nagle z 15 przewagi na 6 minut do końca zrobiło się tylko 2 na dwie-do. Atak Pacers w crunchtime raz jeszcze nie wyglądał dobrze. Poszedł zwyczajnie run 13-0.

Ale wtedy Kuzma – bo był na boisku, wow – przysnął i zgubił się na zasłonie, co Pascal Siakam skontrował trójką. Zaraz Nembhard trafił swoją jeden na jeden – co i tak martwi, jeśli to jest crunchtime-atak Indiany.

Bucks za to też nagle stanęli i Pacers wygrali to na końcu nieco zbyt niebezpiecznie, bo dali Bucks trochę nadziei, że ich sezon nie skończył się w marcu.

123:115. Pacers nigdy nie przegrali serii, w której prowadzili 2-0 po dwóch meczach u siebie.

Haliburton rzucił 21 punktów i miał 12 asyst, Siakam za to rzucił 24 i zebrał 11 piłek. Cały skład popełnił tylko osiem strat.

Giannis rzucił 34, zebrał 18 piłek, miał siedem asyst i powiedział po meczu:

“W obu meczach, w obu połowach to oni określili ton gry, robili co chcieli. Musimy lepiej zaczynać połowy”

Lillard grał aż 37 minut, ale rzucił tylko 14 punktów na 4-13.

2) Po wygraniu różnicą pięćdziesięciu punktów, ten zwycięski team powinien mieć szansę skończenia serii w trzech meczach – o ile oczywiście wygra drugi. Skończmy to 3-0 i przestańmy tracić czas Oklahomy City Thunder.

Lineupy na mecz nr 2 OKC-Memphis się nie zmieniły. Edey, Bane i Jackson, którzy złożyli się na 7-30 z gry w meczu nr 1, znowu wyszli w piątce. Wydawało się, że będzie lepiej, a rozpoczęło się tak:

Pudło. Bane za trzy.
Pudło. Morant pullup za dwa.
Pudło. Pippen Jr., reverse layup
Pudło. Bane, fadeaway za dwa.
Pudło. Jackson, floater.
Pudło. Morant, fadeaway za dwa.
Pudło. Edey, dobitka.
Pudło. Jackson layup.
Pudło. Jackson floater.

Nie przerwano meczu!

Pudło. Pippen za trzy.

To jeszcze początek meczu nr 2 w wykonaniu Kyle’a Kuzmy – tego od 0-0-0 w G1:

Niekhris Middleton.

Moglibyśmy tu skończyć, ale Grizzlies przegrywali tylko 0-9, bo z kolei OKC spudłowali cztery swoje pierwsze rzuty.

Całą drugą połowę sezonu Grizzlies przegrywają mecze z dobrymi drużynami. Zmiana trenera nic tu nie zmieniła, a tylko jakby nawet pogorszyła sprawy. Jego angielski? Słyszeliśmy, średni. Na pewno muszą latem zostać dokonane zmiany na szczycie listy zarobków, bo trzej najlepsi gracze nie pracują na boisku razem, a Grizzlies nie mają pieniędzy, by podpisać dobrych role-playerów – zamiast tego, rok w rok, tylko ich tracą.

Mecz nr 2 to nie był mecz. Thunder szybko prowadzili piętnastoma i dziewiętnastoma po kwadransie gry. 9 graczy Oklahomy miało punkty po piętnastu minutach meczu. Niby, koniec końców, to matchup 1-8, więc takiego przebiegu można by się było spodziewać, ale jeden team – zwłaszcza w kontekście urazów Browna i Tatuma, który jest ‘doubtful’ na mecz nr 2 z Orlando – wygląda dziś jak faworyt do tytułu, a drugi nie chce już grać w tym sezonie. 66-43 było jeszcze przed przerwą. Czy ktoś to w ogóle oglądał?

Thunder znudzili się tym meczem w trzeciej kwarcie, spudłowali każdą ze swoich ośmiu trójek. Nie chcieli zwyczajnie wysłać samolotu Grizzlies z Oklahomy City w inne miejsce niż Memphis. Chcą się jeszcze trochę rozgrzać przed kolejną serią. Grizzlies za to prawdopodobnie chcieliby już polecieć gdzie indziej. Jest 6-0 w tym sezonie, wszystkie mecze Thunder wygrali dwucyfrowo, ale będzie mecz nr 3. Wiem, wiem – to był już szok, że mieliśmy mecz nr 2. 118:99 OKC Thunder, freaking.

Shai rzucił 27 punktów, ale na tylko 10-29, Jalen Williams rzucił 24, a Chet Holmgren grał znów jak weteran, tym razem w drodze do 20 punktów, 11 zbiórek i 5 bloków.

Dla Grizzlies 26 rzucił Jackson, 23 Morant, 19 Bane, ale zanim zaczęli, mecz już się skończył.

Doncić:

I trochę Indiany:

Czy pass za uchem Shaia znajdzie się w Top-5?

20 KOMENTARZE

  1. Po 1, Nicko Ty je*any kretynie, jak można oddać Luke. Nawet jeżeli slowo obrońca średnio do niego pasuje.
    Po 2, jeżeli „supporting cast” dowozi (patrze tez na Ciebie Lebron) i zatrzymujesz kogoś poniżej 90 ptk to bedzie dobrze.

    10
  2. Jprd, najlepszy w Indianapolis był Lance Stephenson odliczający po sędziowsku czas na wykonanie osobistego
    To może być kolejne usprawnienie Pacers: posadzić go w pierwszym rzędzie i niech próbuje dmuchać Giannisowi w ucho

    18
  3. Ciekawe czy Dyzma w Bucks oberwie sweepem w pierwszej rundzie? Bo póki co nie wygląda, jakby mieli oni szansę wyrwać choć jeden mecz. No chyba że Giannis odpali się na jakieś 50/20 i coś wygra, inaczej nie widzę tam szans na nic więcej.

    5
  4. ” Po wygraniu różnicą pięćdziesięciu punktów, ten zwycięski team powinien mieć szansę skończenia serii w trzech meczach – o ile oczywiście wygra drugi. Skończmy to 3-0 i przestańmy tracić czas Oklahomy City Thunder.” Nie ma kończenia wcześniej – rypać Ja ile się da – głupotę trzeba piętnować. Jako typowa Polka najbardziej cieszę się z cudzego nieszczęścia (przesadzam, ale po kolei). Pierwsza runda PO to dla mnie przede wszystkim potrzeba wywalenia wszystkich tych, których uważam za po prostu tępych/chamskich ludzi, więc w tym roku plan wygląda tak:

    1. MEM (Ja) out i to w podskokach
    2. GSW (Draymond) out (ale wyzwanie przed HOU!)
    3. Minny (Ant i Gobert) out

    i gramy!;p

    Słonecznego dnia!

    14