Rzutówka: Już must-win dla Lakers. Lillard może wrócić. Zmiany w Atlancie

1
fot. NBA League Pass

LA Clippers i Detroit Pistons byli już bliscy wyrwania meczu otwarcia, to się nie udało, ale za drugim podejściem zabrali rywalom przewagę parkietu, doprowadzając do remisu w serii. Clippers mieli dużo lepszego Kawhia Leonarda i przestali gubić piłki, podczas gdy Pistons tym razem zatrzymali comeback rywali na finiszu.

To były udane odpowiedzi, a dzisiaj przekonamy się jak odpowiedzą zespoły, które mocno oberwały w Game 1. Najciekawiej będzie w Los Angeles, gdzie obejrzymy pierwszy w tych playoffach must-win. Los Angeles Lakers nie mogą sobie pozwolić, żeby jechać do Minneapolis z dwiema porażkami.

Milwaukee @ Indiana (0-1) 1:00
Memphis @ Oklahoma City (0-1) 1:30
Minnesota @ LA Lakers (1-0) 4:00

1) Minnesota Timberwolves zrobili blowout w Crypto Arena, bo nie tylko, że rozstrzelali się na dystansie, ustanawiając klubowy rekord playoffów z 21 celnymi trójkami, byli też dużo bardziej fizycznie grającą drużyną. Zawodnicy Lakers zaraz po meczu przyznawali, że dali się przytłoczyć fizycznością rywali, ale już wczoraj JJ Redick przekonywał, że różnica w tym elemencie była aberracją. Mówił też, że wczoraj mieli najlepszy trening od miesięcy i odzyskali swój wigor jako zespół. Dobrze wykorzystali te dwa dni przerwy i będą zdecydowanie lepiej zorganizowani na parkiecie. Przeanalizowali także błędy jakie robili pozwalając Wolves na dużo łatwych trójek (w tym aż 9 trafień z rogów).

2) Przed wysoką porażką Lakers nie uchroniło nawet 37 punktów Luki Doncica. Ale podczas gdy on zdobywał swoje punkty, miał problem z kreowaniem kolegów. Dopiero po raz drugi w karierze zakończył mecz playoffów z ledwie jedną asystą. Poprzednio zdarzyło mu się to na otwarciu zeszłorocznych finałów.

Według danych ESPN, gracze Lakers byli 1/8 rzucając po podaniach Luki.

3) Najlepszym strzelcem Wolves był Jaden McDaniels, który wykorzystał aż 11 z 13 rzutów wyrównując swój playoffowy rekord kariery z dorobkiem 25 punktów.

4) Damian Lillard może już dzisiaj wrócić do gry. Jego status został poprawiony na „questionable”. To jeszcze nic pewnego, ale po wczorajszym treningu Doc Rivers dawał dużo nadziei mówiąc, że Dame wyglądał wspaniale i jest już naprawdę blisko. Najpóźniej w Game 3 powinien zagrać. Milwaukee Bucks potrzebują go jak najszybciej, żeby Giannis Antetokounmpo nie był tak bardzo osamotniony jak w sobotę.

5) Bo od Kyle’a Kuzmy nie dostali nic w pierwszym meczu.

Teoretycznie drugi najlepszy zawodnik drużyny pod nieobecność Lillarda, a był zerem. Niemal dosłownie.

Został pierwszym od 10 lat zawodnikiem, który przez 20 minut gry w meczu playoffów nie zanotował żadnego punktu, zbiórki, ani asysty. Nie miał też przechwytu i bloku. To był jeden z najmniej produktywnych występów ever. W bazie StatHead, dopiero szósty taki mecz playoffów z samymi zerami w tych pięciu rubrykach przy co najmniej 20 minutach.

Kuz przez 22 minuty spudłował 5 rzutów z gry, 2 z linii, popełnił dwa faule i był najgorsze w drużynie minus-24.

W Milwaukee jeszcze bardziej zatęsknili za Khrisem Middletonem. On miał swoje poważne problemy z kontuzjami, ale jak tylko był zdrowy, przychodził do gry w playoffach i rok temu miał świetną serię w pierwszej rundzie.

Kuzma oczywiście też może pochwalić się mistrzowskim pierścieniem, ale zdobył go jako rezerwowy Los Angeles Lakers i w playoffowej koszykówce nigdy nie zachwycał efektywnością. Teraz szybko sobie o tym przypomnieliśmy. Po czterech latach wrócił do playoffów i wyglądał jakby nadal był graczem Washington Wizards, czyli kimś, kto zupełnie nie pasuje na ten etap rywalizacji.

6) Cała drużyna Memphis Grizzlies także w Game 1 wyglądała, jakby znalazła się tutaj przypadkiem.

34% z gry, 22 straty i szósty w historii playoffów mecz zakończony różnicą 50 punktów.

Fatalny debiut Tuomas Iisalo na tym etapie rywalizacji, ale jak podkreśla – to tylko jeden mecz, a chodzi przecież o wygranie całej serii. Tak więc nie ma większego znaczenia czy przegrasz 50 czy po buzzer-beaterze, w serii jest 0-1. Dlatego nie zmierzają rozpamiętywać tej klęski, tylko od razu skupiają się na następnym meczu.

Dokładnie o takim samym podejściu mówili zawodnicy Grizzlies.

„Już nigdy nie zagramy tak źle.

Jeśli wygramy we wtorek, seria będzie 1-1. Wtedy ten mecz nie będzie miał znaczenia”. Ja Morant

Trzeba przypomnieć, że Grizzlies dopiero co w piątek wywalczyli sobie awans, a już w niedzielę wieczorem musieli grać z najlepszą drużyną ligi. To na pewno miało też wpływ na niski poziom ich energii. Nie byli gotowi na mecz otwarcia, ale teraz już mogli spokojnie przygotować się w OKC do drugiego pojedynku i zapowiadają, że podejmą walkę.

7) Morant nie zdradził czy przed meczem potrzebował kolejnego zastrzyku przeciwbólowego w kontuzjowaną kostkę, ale przekonywał, że czuł się dobrze. Zdobył 17 punktów. Więcej niż jego koledzy Desmond Bane i Jaren Jackson Jr, którzy razem uzbierali tylko 13 z 25 rzutów.

8) OKC Thunder zmiażdżyli rywali, co było niezwykle efektownym pokazem siły i potwierdzeniem, że są faworytem do mistrzostwa. I zrobili to, choć ich lider wcale nie miał kolejnego występu na MVP-poziomie. Shai zagrał wyjątkowo słabo jak na swoje standardy, trafiając 4/13 z gry na 15 punktów. Po raz pierwszy od początku listopada zdobył mniej niż 20.

9) Marvin Bagley – ten wybrany przed Luką w drafcie – wreszcie doczekał się playoffowego debiutu.

To już jego siódmy rok w NBA, ale dotychczas grał w drużynach z samego dołu tabeli. Dopiero po włączeniu w wymianę Marcusa Smarta wylądował w ekipie playoffowej, choć odkąd znalazł się w Memphis, jego nowa drużyna wpadła w dołek i potrzebowała Play-In, żeby zapewnić sobie awans. Udało się, a nieobecność kontuzjowanego Brandona Clarke’a sprawiała, że w tym drugim meczu o awans Bagley nawet dostał minuty. W niedzielę też zagrał. W końcu pojawił się w playoffach i rzucił 17 punktów, ale jak zwykle nazwisko Bagleya mocno łączy się z przegrywaniem.

10) Atlanta Hawks są kolejną drużyną, która zdecydowała się na zmianę w managemencie. To był już ich czwarty z rzędu sezon zakończony w Play-In, a po raz drugi nie udało im się przebić do playoffów, więc można zrozumieć, że chcą znaleźć kogoś nowego, kto wyrwie drużynę z tej przeciętności, w której się pogrążyli.

Mimo wszystko dziwić może, że zwalniają Landry’ego Fieldsa akurat w tym momencie, bo ma za sobą całkiem udany rok, w którym odmłodził skład. Dyson Daniels był dużym stealem i wygrał wymianę Dejoutne Murraya, która pogrążyła Davida Griffina, ale dla niego okazała się nie wystarczającym sukcesem. Załatwił przedłużenie Jalena Johnsona, który miał dobry sezon zanim w styczniu doznał kontuzji. Zaccharie Risacher może nie jest gwiazdą na miarę jedynki draftu, ale na tle tej klasy wygląda jak obiecujący prospekt, co potwierdził wraz z trwaniem sezonu. GM zrobił też miejsce dla młodych skrzydłowych, pozbywając się kontraktu De’Andre Huntera i zgarnął picki, wykorzystując jego wysokie notowania. To wszystko nie przełożyło się jeszcze na lepsze wyniki, ale wyglądało jakby Hawks wreszcie ruszyli w obiecującym kierunku.

Ale teraz Hawks mają przed sobą niezwykle ważny offseason i najwidoczniej właściciel uznał, że woli świeże spojrzenie. Może nie podzielał wizji Fieldsa w sprawie przyszłości Trae Younga. Za rok gwiazdor Hawks może zostać wolnym agentem, więc muszą teraz zdecydować, czy oferują mu wysokie przedłużenie kontraktu, czy robią poważniejsze przemeblowanie i szukają wymiany.

Poprzedni artykułNico przyznaje, że nie docenił miłości kibiców do Luki. Popsuł też sztab medyczny Mavs?
Następny artykułWake-Up: Tańczący z Wilczkami. Bucks jeszcze nie wygrali meczu