Dniówka: Fan klub Luke’a Korneta

3
fot. NBA League Pass

Klasyczne koszykarskie drewno, czyli duży, wolny, biały środkowy. Minimalny arsenał zagrań. Zupełny brak polotu i finezji. Najgorszy typ zawodnika. Ale w latach 90-tych było ich sporo w NBA, bo przydawali się chociażby jako mięso armatnie rzucane przeciwko Shaqowi, Olajuwanowi czy Robinsonowi. Oglądając ich myślałeś sobie, że gdybyś tylko tak wyrósł i miał te 210 centymetrów, też mógłbyś grać w NBA. Obecnie tacy środkowi to już gatunek wymierający. Zostali nieliczni, bo sam wzrost to za mało. W dzisiejszej koszykówce potrzeba więcej skillu, feelingu, atletyzmu, albo przynajmniej rzutu.

Luke Kornet wygląda właśnie jak taki klasyczny drewniany środkowy, ale w 2017 udało mu się dostać do ligi na two-way kontrakcie, ponieważ dysponował rzutem. 218 centymetrów i trójki – to kombinacja, którą warto sprawdzić. Przez pierwsze dwa lata w Nowym Jorku trafiał 36% zza łuki i uzbierał więcej celnych rzutów za trzy niż za dwa. Ale był tylko stretch-centrem z końca ławki i nawet kiedy Knicks byli najgorszą drużyną ligi, nie grał za wiele. Potem podpisał kontrakt z Chicago Bulls, gdzie stracił swoją skuteczność na dystansie (28.2%). Po roku w Chicago, przez kolejne dwa sezony zwiedził cztery kluby, w tym dwa razy lądował w Bostonie. Po raz drugi w lutym 2022 i miał okazję towarzyszyć Celtics podczas ich drogi aż do wielkiego finału.

Na finiszu tamtego sezonu pojawił się tylko w 12 meczach, w playoffach dostał ledwie 19 minut, więc nie odegrał żadnej roli, ale przekonał do siebie Celtics. W wakacje zatrzymali go, a w kolejnym sezonie stał się małą atrakcją, zwracając uwagę szerszej publiczności swoim „siatkarskim blokiem”. Nawet będąc pod koszem, daleko od rzucającego za trzy rywala, wyskakiwał w górę i w ten sposób, na odległość kontestował trójki. Nazwano to Kornet Kontest, a analityczne dane wskazywały, że rywale mieli w tych sytuacjach gorszą skuteczność.

Głęboki rezerwowy, który przywoływał wspomnienia czasów świetności drewnianych centrów i co najwyżej pretekst, żeby się nieco ponabijać. Nie oszukujmy się – nikt wtedy nie traktował Korneta poważnie. Ale teraz to już mistrz NBA. I podczas gdy w finałach pełnił głównie rolę kibica, pomógł Celtics w tym marszu po tytuł, zaliczając swoje momenty w serii z Cleveland Cavaliers – 10 zbiórek i 2 bloki w meczu otwarcia, potem 17 punktów łącznie w dwóch ostatnich. Natomiast wcześniej w sezonie był w rotacji i dołożył swoją cegiełkę do tego, że ta teoretycznie słabo wyglądająca i krótka ławka, spisywała się zaskakująco dobrze.

Już wtedy Kornet miał pozytywny wpływ na grę, ale jeszcze nikt nie zwracał na to specjalnej uwagi. Teraz widać to bardziej, ponieważ gra więcej. Sporo nieobecności Kristapsa Porzingisa i oszczędzanie Ala Horforda sprawiły, że Luke po raz pierwszy w karierze ma już na koncie ponad tysiąc minut rozegranych w sezonie. Ale to nie tylko konieczność i brak innych opcji. Joe Mazzulla częściej z niego korzysta, bo zapewnia dobrą wartość na boisku.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

3 KOMENTARZE

  1. Luke ma do tego świetną chemię z Tatumem. Obojętnie kogo wystawisz obok nich dwóch, dostaniesz dobry lineup. Nigdy nie przetrzymuje piłki, podejmuje szybkie decyzje, przyzwoicie podaje (głównie w grze 4 na 3 po blitzu). Plus jest mega dobrym duchem drużyny.

    12
  2. Tworzymy! Dzięki Adam, super tekst, bardzo jestem zaskoczony wyborem bohatera Dniówki. Kornet to przede wszystkim bardzo mądry gracz. Mimo wszystkich swoich ograniczeń potrafi być przydatny w ataku także poza zbiórkami. Wie kiedy po zasłonie odskoczyć i zrobić miejsce, a kiedy ściąć w tempo, dlatego ma tyle wsadów. Co do jego chemii z Tatumem pełna zgoda. Luke is the GOAT.

    5