
Istnieje wyraźna matematyczna, ba: przestrzenna, różnica pomiędzy ostatnim mistrzem NBA z Konferencji Zachodniej, a składem, który ma prawdopodobnie największe szanse pokonać w tym sezonie Boston: rzuty za trzy punkty.
Tak, ta rzecz.
Ten drugi skład ma czterech do sześciu bardzo dobrych, w tym dwóch shooterów wchodzących z ławki. Ten pierwszy ma może z trzech, plus czasem tylko jeszcze jednego wśród rezerwowych.
Jeśli Aaron Gordon jest kontuzjowany – a jest kontuzjowany już kolejny raz w tym sezonie – to nie tylko osłabia to dopiero 20 obronę, ale Nuggets nie mogą ani na moment wystawić pięciu graczy, którzy muszą być kryci ciasno za linią za trzy. Kiedy dodatkowo nie gra Julian Strawther, sytuacja staje się jeszcze bardziej krytyczna, bo na ogół na boisku jest dwóch non-shooterów, bo i Christian Braun nadal bywa kryty na radar. Ale taki Strawther może nie być wystarczająco dobrym obrońcą, by grać dłużej niż kwadrans na wysokim poziomie. To tu właśnie Denver brakuje stabilności KCP po obu stronach boiska. Playmaking Bruce’a Browna był wisienką na mistrzowskim torcie.
Zdrowie Gordona, znowu jego prawa łydka, to problem dla Denver, bo fizycznie starzeje się w tym sezonie, wygląda coraz ciężej, coraz trudniej mu się zebrać do obręczy i na jesieni już opuścił cztery tygodnie z jej powodu. W niedzielę to Gordon krył od startu Jalena Williamsa, ale grał tylko siedem minut, zanim Williams później zniszczył Westbrooka. Nie można jednak myśleć, że trzeci-czy-czwarty gracz jednej drużyny może obrócić całą serię.
Thunder są głębsi, bo korzystają z tego, że dwaj z trzech ich najlepszych graczy zarabiają razem jeszcze zaledwie 15.6 mln dolarów. Pamiętamy co stało się ostatnim razem, gdy najlepsi gracze OKC wyszli z debiutanckich umów – nigdy nie wrócili już do Finałów NBA. Ten sezon, i następny, mogą być więc najlepszymi szansami na tytuł. To samo ze starzejącym się Denver.
Dziwna rzecz stała się w tym back-2-backu, granym ponownie w Oklahomie – Thunder nie wystawili na drugą połowę Jalena Williamsa. Oficjalny powód to “right hip strain”.
Denver więc zaczęło wysyłać agresywne podwojenia do Shaia. Grało nawet strefą 2-1-2, gdy faworyt do MVP wyprowadzał piłkę – a te pierwsze “2” z “2-1-2”, w osobach dwóch graczy, znajdowało się od razu za linią połowy.
Peyton Watson w drugiej połowie trafił aż trzy czyste trójki z lewego rogu, Jamal Murray z kolei zrobił usprawnienie “bycia najlepszym kanadyjskim koszykarzem na boisku”. Trójki Watsona – trzecia była już ciaśniej kryta – zrobiły różnicę. Dlatego krzyczał po trzeciej do ławki OKC. Traf więcej, Peyton, a podobnie jak ze skutecznym w niedzielę Christianem Braunem, będą cię kryć trochę bliżej. Zrobi się wszystkim łatwiej.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Miami to stan umysłu. Nie jak Radom. Jak Miami…
Chyba PO w tym roku w Miami nie będzie, aczkolwiek Orlando i Atlanta to nie zbyt mocna konkurencja, więc może się wślizgną.
Ja się martwię o finały, a Ty zadajesz pytanie dość abstrakcyjne ;)
Dobrze mieć marzenia, czasem się spełniają:d
Spełniają się. Spójrz na Butlera w GSW. Na autostradzie do mistrza.
Memphis jest jedynym teamem gdzie losowo wybrany kibic nie wchodzi na boisko aby rzucić z połowy tylko może nawet zagrać w meczu, pokłócić się z gwiazdą drużyny przeciwnej i dostać dacha. Dzisiaj był to niejaki Cam Spencer bo innego wytłumaczenia skąd się ten gość tam znalazł na parkiecie nie widzę.
Jak śpiewał Elvis “If I Can Dream”
Gdzie takie rzeczy maja się dziać jak nie w jego mieście?
Ale gracza mistrzowskiego Uconn 2024 to ty szanuj;)