
W miniony piątek De’Aaron Fox po raz pierwszy przyjechał do Sacramento w roli gościa. Został przywitany buczeniem przez swoich byłych kibiców, ale też owacjami na stojąco podziękowali mu za lata gry, kiedy pokazano tribute-video. On sam przekonuje, że bardzo chciał spędzić tutaj całą karierę. Uwielbia miasto i kibiców. Ale jak donoszą źródła, obawiał się, że zostając w stolicy Kalifornii straci najlepsze lata kariery w drużynie tkwiącej w przeciętności. Nie wierzył, że Sacramento Kings zapewnią mu warunki do wygrywania. Zwolnienie Mike’a Browna było kolejnym przykładem, że tutaj nie może liczyć na stabilizację.
Zaraz po zwolnieniu trenera, dużo pojawiło się spekulacji, że Fox mógł mieć coś z tym wspólnego. Tak to mogło z boku wyglądać, a management nie skomentował swojej decyzji i nie próbował nawet wyjaśniać, że ich gwiazdor nie miał na to wpływu. Dlatego Fox sam musiał się bronić, że wcale nie jest coach-killerem i tłumaczyć, że ma bardzo dobre relacje z Brownem. Już wtedy było widać, że Kings fatalnie rozrywają tę sytuację. Teraz, gdy wiemy więcej – wygląda to jeszcze dziwniej. Bo okazuje, że to właśnie De’Aaron był jednym z największych zwolenników Mike’a.
Według źródeł ESPN, podczas gdy w wakacje negocjacje dotyczące przedłużenia kontraktu trenera utknęły w miejscu, Fox nakłaniał drużynę, żeby załatwili tę umowę. Przyznaje, że niektórzy zawodnicy chcieli zwolnienia coacha, ale on uważał, że potrzebują stabilizacji i ostrzegł władze klubu, że ma dość ciągłych zmian na ławce. Wtedy posłuchali, ale już niespełna pół roku później dokonali zmiany.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.