
Milwaukee Bucks w naprawdę dobrym stylu podnieśli się po problemach początku sezonu i okazali się najlepszym zespołem drugiej edycji rozgrywek NBA Cup. Damian Lillard odegrał w tym sukcesie niebagatelną rolę. Nie ukrywał po wszystkim, że pierwsze trofeum drużynowe sprawiło, że poczuł ulgę. Dzięki temu uwierzył, że pomimo upływających bezlitośnie lat, ciągle ma realną szansę na spełnienie marzenia o mistrzostwie. To przełom, na który bardzo długo czekał.
Odejście Aldridge’a
Połączenie talentu LaMarcusa Aldridge’a z przebojowością utalentowanego dzieciaka z Weber State miało stworzyć dla Portland Trail Blazers kluczową przewagę. Panowie rozegrali wspólnie trzy sezony. W pierwszym Blazers skończyli na 11. miejscu w Zachodniej Konferencji z bilansem 33-49. Lillard notował średnio 19 punktów, 3,1 zbiórki i 6,5 asysty – w pełni zasłużenie otrzymał nagrodę ROTY. Wszyscy jednak musieli uzbroić się w cierpliwość, przynajmniej takie było założenie. W drugim wspólnym sezonie Aldridge i Lillard rozumieli się znacznie lepiej, co było widać gołym okiem. Blazers byli 5. zespołem w tabeli po zakończeniu sezonu regularnego z bilansem 54 zwycięstw i 28 porażek.
W pierwszej rundzie play-offów pokonali Houston Rockets 4-2. W kolejnej musieli uznać wyższość San Antonio Spurs (1-4), którzy wówczas sięgnęli po mistrzostwo. Ich ostatnie wspólne podejście to rozgrywki 2013/14. Warto zaznaczyć, że Blazers ani razu nie przystępowali do sezonu w charakterze faworyta. Liczyli na to, że trener Terry Stotts, z gwiazdami otoczonymi budżetową drużyną, będzie w stanie sprawić niespodziankę. W ostatnim wspólnym sezonie Dame’a i Aldridge panowie skończyli na 4. miejscu w konferencji. W pierwszej rundzie trafili na Memphis Grizzlies, którzy całkowicie się po nich przejechali kończąc w pięciu meczach. Marc Gasol i Zach Randolph przybijali piątki, gdy Aldridge i Lillard zastanawiali się, co dalej.
Aldridge po zakończeniu sezonu stwierdził, że “enough is enough”. Gdy skrzydłowy wracał do tego po latach, miał wyrzuty sumienia. Wkrótce do drużyny dołączył C.J. McCollum i stworzył z Lillardem interesujący duet na obwodzie. Uzupełnienie go Aldridgem wydawało się intrygujące. Nigdy jednak nie nadarzyła się taka okazja.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek dotarlibyśmy razem na szczyt, biorąc pod uwagę, że CJ jest teraz tak dobry – mówił Aldridge już w trakcie gry dla San Antonio Spurs. – Oczywiście myślałem o tym, że gdybym wciąż tam był i grałbym w środku, a oni robili by swoje na obwodzie, to moglibyśmy zaliczyć niesamowity sezon. Jednak czuję też, że wszyscy się rozwinęli, gdy odszedłem, bo musieli przejść przez pewne trudne chwile.
Nadzieja z Lehigh
Bardzo długo toczyły się dyskusje na temat ich przynależności do rozmowy o najlepszym obwodzie w lidze. C.J. zdawał się nie mieć wątpliwości. Byli zjawiskowym duetem po atakowanej stronie parkietu, zaskakując obronę rywala na wiele różnych sposobów dzięki swojej kreatywności i łatwości przejmowania meczu. Problem polegał na tym, że stanowili dla swojej drużyny spory problem w obronie. Żaden z nich nie słynął z jakichkolwiek inklinacji do zamykania pozycji i trzymania systemu w ryzach. Poza tym Blazers jako zespół z małego rynku, mierzyli się z ograniczeniami, które powodowały, że na etapie budowania składu musieli iść na wiele kompromisów. Te nigdy nie ułożyły się na ich korzyść – drużynom Dame’a i McColluma zawsze czegoś brakowało.
Świetnie się ich oglądało. Oboje byli topowymi strzelcami z doskonałą kontrolą piłki i umiejętnością wjazdu pod obręcz. Zawsze mieli na to jakiś plan. Byli w swojej grze na tyle wszechstronni, że wolne tempo rozgrywania akcji wyglądało równie atrakcyjne, co dynamiczne kontrataki. Terrry Stotts uwielbiał wykorzystywać ruchy bez piłki, aby włączyć ich do gry i maksymalizować korzyści z posiadania tak zabójczego duetu. Obaj koszykarze zdawali sobie jednak sprawę, że jeśli po kilku próbach nie odniosą sukcesu, to jeden z nich będzie musiał odejść.
Sezon 2021/22 Blazers skończyli poza play-offami, walcząc z urazami, nieówną formą i systemem. McCollum zimą został wytransferowany do Nowego Orleanu, gdzie miał być liderem obwodu – opcją numer jeden, na co nie mógł liczyć w Oregonie, dopóki w koszulce Blazers występował Lillard. Nadzieja z Lehigh okazała się kolejną zmarnowaną szansą. Panowie napisali jednak kawał historii. Do niektórych meczów; niektórych serii play-offów będziemy wracać z dużym sentymentem, bowiem robili rzeczy nie z tej ziemi. Dame w kolejnych sezonach próbował bez C.J.-a, lecz nie dał rady…
Rozbita rodzina
Kto wie, jak potoczyłaby się ta historia, gdyby nie problemy rodzinne Lillarda i konieczność zakończenia związku z wieloletnią partnerką. Portland stało się domem dla niego oraz bliskich – przystanią, do jakiej wracał po każdym niepowodzeniu. Odzyskiwał tam wiarę w to, że za którymś razem w końcu się uda. Jednak problemy w życiu prywatnym spowodowały, że Dame zaczął zmieniać stosunek do pozostałej części kariery. Na przestrzeni paru miesięcy doświadczył wielu zmian, a najważniejszą z nich był rozwód z Kay’Lą Lillard, z którą był w związku małżeńskim przez dwa lata. Poznali się jeszcze podczas studiów na Weber State i mają razem trójkę dzieci. Lillard złożył pozew o rozwód kilka dni po tym, jak został przehandlowany do Milwaukee Bucks na początku października 2023. Nikt poza nim nie wie, jak dużym wyzwaniem mentalnym był rozpad rodziny i konieczność zresetowania wszystkich emocji. W Milwaukee bardzo długo był sam…
Rozwód nie był publicznie nagłośniony, choć wkrótce miał się takim stać. W tym czasie Lillard polegał na wąskim kręgu przyjaciół i rodziny. Uczestniczył w spotkaniach, na których odczytywano fragmenty biblii. Odbywał także szczere rozmowy z rodziną i przyjaciółmi Z powodu zaistniałych okoliczności, nie mógł trenować tak intensywnie, jak zwykle w okresie letnim.
– Robiłem rzeczy, które nie sprawiały, że czułem się przytłoczony. To ważne, bo wszyscy mamy uczucia – powiedział Lillard. – Wszyscy mamy rzeczy, które są dla nas naprawdę ważne i bliskie sercu. Cieszę się, że jestem stabilną osobą i mam solidnych ludzi wokół siebie. […] To prawdopodobnie była najtrudniejsza zmiana w moim życiu, biorąc pod uwagę wszystko, co się wydarzyło – dodał.
Trudny start w Milwaukee
To wszystko bez wątpienia miało przełożenie na jego pierwsze miesiące w nowym zespole. Milwaukee nie jest miejscem, gdzie szukasz dobrej zabawy. To przepis na spokojną emeryturę – z działką na przedmieściach i ogrodem, który pielęgnujesz wyłącznie po to, by twoje kości nie zastygły w bujanym fotelu. Tymczasem Lillard przyjechał tam, by poczuć energię, jakiej nigdy nie poczuł w Oregonie. Chciał włączyć się z Giannisem Antetokounmpo do walki o mistrzostwo NBA. Jednak odesłanie do Bostonu Jrue Holidaya zrodziło obawy o grę Bucks w obronie. Początek tej współpracy zdawał się potwierdzać snute przypuszczenia, m.in. dlatego Adrian Griffin stracił pracę.
Bucks Griffina byli 19. defensywą w lidze. Griffinowi obrywało się za to, że marnuje ofensywny potencjał duetu liderów. Budowanie takiej narracji spowodowało, że Bucks zaczęli myśleć o zmianie. W międzyczasie wiele mówiło się o tym, że Lillard lepiej by się odnalazł w swoim pierwotnie preferowanym miejscu, czyli w Miami. Projekt został powierzony w ręce Doca Riversa. Bucks byli jednak rozbici. Nowy sztab nie dokonał w grze żadnego przełomu, sprawy w pewnym momencie wyglądały nawet gorzej. Po zakończeniu sezonu 2023/24, eksperci mieli uzasadnione obawy, co do sensu przenosin Lillarda.
Początek drugiej kampanii w ramach tej odważnej inicjatywy również nie wyglądał obiecująco. Jednak potem Lillard poprowadził Bucks do zwycięstwa w turnieju NBA Cup, co wlało w serca fan-base’u Bucks wiele nadziei. Wspólnie z Giannisem zrobili bilans 7-0. Lillard zagrał w sześciu spotkaniach NBA Cup notując średnio 27,3 punktu (12. miejsce w NBA), 8,3 asysty (9. miejsce w NBA) i 4 zbiórki na mecz, przy skuteczności 48,5% z gry, 45,9% za trzy punkty i 95% z linii rzutów wolnych. Jako ofensywny duet Antetokounmpo i Lillard łącznie zdobywali średnio 57,8 punktu na mecz. Doc w końcu zaczął chodzić z czołem uniesionym do góry, a Dame zyskał coś, czego mógł się mocno chwycić na swojej drodze do spełnienia marzeń o mistrzostwie.
Dobry artykul