W Oklahomie nie mają dobrych wspomnień ze swojego poprzedniego eliminacyjnego pojedynku z Damianem Lillardem. Co prawda minęło już ponad pięć lat, ale świetnie pamiętamy ten daleki rzut nad Paulem George’m. Epic. Buzzer-beater trójka, którą Dame wygrał mecz, playoffową serię, dobił do 50 punktów i jak się wkrótce okazało, zakończył ważną erę w historii drużyny z Oklahoma City.
To był ostatni występ Russella Westbrooka w koszulce Thunder. Nieco ponad dwa miesiące później on i PG pakowali już walizki, podczas gdy Sam Presti rozpoczynał proces przebudowy. Ale to właśnie wtedy też Thunder pozyskali gracza będącego fundamentem ich obecnej drużyny i jednym z najlepszych zawodników dzisiejszej NBA. Tak więc tamten rzut Dame’a nie tylko coś zakończył, równocześnie był początkiem dla nowego rozdziału i stworzenia zespołu, który jest na dobrej drodze, żeby po raz drugi z rzędu zakończyć sezon zasadniczy na jedynce Zachodu.
I teraz właśnie przeciwko Lillardowi mają okazję sięgnąć po pierwsze trofeum. Albo to on znowu ich wyeliminuje…
Choć teraz to raczej nie on będzie pierwszoplanową postacią meczu w Vegas, ponieważ historią finału powinien być pojedynek dwóch fantastycznych gwiazdorów będących zaraz za Nikolą Jokicem w wyścigu po MVP. Tym bardziej, że obaj potwierdzili wielką formę w półfinałach i obaj będą niezwykle trudnym wyzwaniem dla obrony swoich dzisiejszych rywali. Thunder mogą mocno odczuć brak Cheta Holmgrena, a Bucks znowu przypomną sobie jak bardzo pogorszyła się ich obwodowa defensywa po przehandlowaniu Jrue Holiday.
1) Giannis Antetokounmpo zadbał, żeby Milwaukee Bucks tym razem nie zakończyli swojej wycieczki do Vegas na jednym występie i zdominował finisz spotkania z Atlantą Hawks. Przez ostatnie pięć minut sam zdobył więcej punktów niż rywale, prowadząc decydujący run 14-7. Do Giannisa należało 8 punktów, miał też asystę i rewelacyjny blok, zatrzymując przy obręczy Clinta Capelę. Ostatecznie zanotował 32 punkty, 14 zbiórek, 9 asyst i 4 bloki.
Po raz dziewiąty w dziesięciu ostatnich występach osiągnął pułap 30 punktów, a już do 23 meczów przedłużył swoją serię z co najmniej 20 punktami przy 50% skuteczności. Od początku sezonu jeszcze nie zszedł poniżej tego poziomu, co jest najdłuższą taką serią na otwarcie w historii NBA.
2) Shai Gilgeous-Alexander zaczął półfinał bardzo kiepsko, nie mogąc się wstrzelić w pierwszej połowie (3/12 z gry), ale już po przerwie wrzucił wyższy bieg, odzyskał swoją efektowność i poprowadził Thunder, którzy przejęli kontrolę nad meczem. W drugiej połowie miał 20 ze swoich 32 punktów. Do tego dołożył 8 zbiórek, 6 asyst i 5 przechwytów
On również dziewięć z dziesięciu poprzednich meczów kończył z co najmniej 30-tką, a obecnie ma najdłuższą w lidze serię 15 z rzędu meczów na minimum 25 punktów, czym wyrównał swój rekord kariery. Dodajmy też, że w całym sezonie tylko raz rzucił mniej niż 20 – w pojedynku z Jeremim Sochanem.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.