Pierwszy kwartał sezonu za nami, najwyższy więc czas, żeby zawodnicy, którzy spędzili pierwsze tygodnie dostosowując się, ucząc nowej drużyny i jeszcze nie do końca grając swoją grę, wreszcie zaczęli potwierdzać, że pozyskanie ich było dobrym ruchem. Póki co, wiele z tych największych wakacyjnych zakupów nie wygląda dobrze.
Na czele z Paulem George’m, ale lista jest znacznie dłuższa.
George był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem na rynku wolnych agentów i pierwszym od lat All-Starem, który w ten sposób zmienił barwy klubowe. Dlatego Philadelphia 76ers byli największymi wygranymi wakacji, ale obecnie są jednym z największych rozczarowań, bo nie tylko brakuje Joela Embiida, również PG spisuje się znacznie poniżej oczekiwań. Pozyskali trzeciego gwiazdora, żeby lepiej radzić sobie w tych momentach bez Embiida, ale George też miał kłopoty zdrowotne (opuścił już 10 meczów, więcej niż przez cały poprzedni sezon), a kiedy wychodził na boisko, nie grał jak All-Star. Może jednak wreszcie odnajduje formę, bo właśnie po raz pierwszy w barwach Sixers zanotował dwa kolejne występy z 20-punktowym dorobkiem. Do tego dołożył w sumie 17 asyst i jego nowa drużyna ma już trzy zwycięstwa w czterech ostatnich meczach (wcześniej mieli 3 w 17). To daje nadzieję, że coś się ruszyło. Oby, bo w taki kiepskiej dyspozycji strzeleckiej oglądaliśmy PG poprzednio w pierwszych latach kariery. Po 11 występach ma średnio tylko 16.4 punktów z career-low skutecznością 40.9% z gry i 33.3% za trzy.
Drugim najważniejszym zakupem Sixets był Caleb Martin i to także było postrzegane jak duży sukces, ponieważ dostali go po bardzo przystępnej cenie. Tak przynajmniej się wydawało, bo teraz ta cena nie wygląda już wcale tak okazyjnie. Martin ostatnio stracił miejsce w wyjściowej piątce, a wczoraj w pojedynku z Orlando Magic zagrał tylko przez 8 minut z ławki. Nie może się wstrzelić, trafia najgorsze w karierze 29.4% za trzy i coraz rzadziej rzuca. Za to więcej popełnia błędów, zaliczając najwięcej w karierze 1.8 strat i ma drugi najniższy wskaźnik PER (9.4) wśród zawodników Sixers, którzy spędzili na parkiecie ponad 200 minut. Gorszy jest tylko prawie 36-letni Eric Gordon (6.6), który w tym momencie nawet będąc na minimalnym kontrakcie jest przepłacony.
Mocno pudłuje także nowy starter ekipy z Orlando. Przeprowadzka Kentaviousa Caldwella-Pope’a było jedną z większych historii offseason. W Denver zostali mocno skrytykowani, że pozwolili mu odejść, podczas gdy Magic chwaliliśmy za pozyskanie idealnego weterana do swojego młodego składu. Gracza, który pasuje do ich defensywnej tożsamości i miał poprawić kiepski shooting. Obrona Magic działa znakomicie, ale są najgorszej trafiającą drużyną ligi zza łuku (31%) i KCP ma w tym swój znaczący udział. W Denver zaliczał skuteczność ponad 41%, tymczasem obecnie ledwie 29.9% jego trójek wpada do kosza. A i tak poprawił to dzięki niedawnej gorącej serii, kiedy w trzech kolejnych meczach łącznie uzbierał 14 celnych trójek. Wreszcie przełamanie… Ale już w meczu w Philly spudłował wszystkie 5 prób zza łuku. Średnio 8.3 punktów to najmniej od jego debiutanckiego sezonu.
DeMar DeRozan minionej nocy rzucił 23 punkty, pomagając swojej drużynie w efektownym blowoucie w San Antonio. Ale w Sacramento Kings to również nie był na razie miodowy miesiąc dla tej nowej współpracy. Co prawda DeRozan robi swoje zaliczając 22.7 punktów przy 49.8%, niestety to nie przekłada się na zwycięstwa. Wyrwał się z Chicago, żeby wreszcie grać o coś więcej niż tylko wizyta w Play-In. Kings natomiast sięgnęli po trzeciego gwiazdora, żeby na tym silnym Zachodzie wrócić do playoffów. Oczekiwania były duże, a po 24 meczach nie widać tego upgrade’u i drużyna jest na minusie. Choć było wiadomo, że DeMar nie jest tutaj idealnym dopasowaniem, więc może po prostu trzeba im dać więcej czasu. Póki co, przynajmniej trzon działa i będąc razem na parkiecie, liderzy spisują się dobrze. Tylko, że też w pięciu meczach DeRozana brakowało. Ma problemy z plecami, 35 lat na karku i już opuścił więcej meczów niż przez cały poprzedni sezon.
Minnesota Timberwolves właśnie wygrali czwarty z rzędu mecz, po raz kolejny prezentując swoją defensywę, która była ich najmocniejszą bronią w zeszłym sezonie. To może być znak, że mają już za sobą ten najtrudniejszy okres wdrażania nowych graczy i odzyskują swoją tożsamość. Julius Randle indywidualnie od początku spisywał się dobrze, ale jest innym zawodnikiem niż Karl-Anthony Towns, więc te wszystkie elementy trzeba było na nowo poukładać. Niestety nadal nie wygląda najlepiej ten element, który miał zapewnić potrzebną głębię na obwodzie, dodatkowy playmaking i shooting. Przy okazji transferu dużo mówiło się o tym, jak Wolves zależało na Donte DiVincenzo i że włącznie jego było game-changerem, który pozwolił sfinalizować całą transakcję. Jednak teraz Donte ciągle nie jest w stanie odzyskać swojego rzutu. Dopiero co w San Francisco zanotował 1/5 zza łuku i w sezonie jego skuteczność wynosi 33.1%.
KAT ma dużo lepszy początek w swojej nowej drużynie, ale mimo że New York Knicks ostatnio zaczęli seryjnie wygrywać i imponują najlepszą ofensywą NBA, też jeszcze w pełni nie mogą czuć się usatysfakcjonowali ze swoich wakacyjnych zakupów. Bo Mikal Bridges na razie gra znacznie poniżej poziomu, który wcześniej prezentował. Zapłacili za niego ogromną cenę, oddając aż pięć picków, bo ze swoimi 3-and-D umiejętnościami miał być perfekcyjnym uzupełnieniem składu. Miał być gwiazdą wśród zadaniowców i graczem, który umocni Knicks w gronie kontenderów. Niestety, jak na razie nie zapewnia ani „3”, ani „D”. Jego skuteczność to tylko 32.9% zza łuku i głównie trafia z rogów, podczas gdy „above the break” niechętnie rzuca. Do tego gra swoją najgorszą defensywę i jest najsłabszym punktem obrony Knicks. Bez niego tracą 8.6 punktów na sto posiadań mniej.
Poza transferami z udziałem Knicks, największą wymianą offseason była ta, w której Dejounte Murray wylądował w Nowym Orleanie. Pelicans pozyskali istotne wzmocnienie i szykowali się na sezon, w którym wreszcie na dobre przebiją się do grona najlepszych na Zachodzie. Niestety Murray był jedną z ofiar plagi kontuzji i już w meczu otwarcia złamał dłoń, co na miesiąc wyeliminowało go z gry. Ostatnio wrócił, ale jest już właściwie po sezonie Pels, więc nawet nikt specjalnie nie przejmuje się jego kiepskimi osiągnięciami. W sześciu meczach uzbierał 83 punkty z 93 rzutów, co daje skuteczność 31.2% z gry. Zalicza też średnio 6 zbiórek, 6 asyst i 2.3 przechwytów, ale i 3.3 strat. Póki co, Hawks są wyraźnymi wygranymi tamtego trade’u, choć to oni oddawali swojego gwiazdora. Ale zyskali kandydata do MIP i All-Defensive Dysona Danielsa.
Ważną historią wakacji była też oczywiście przeprowadzka Klaya Thompsona. Zmiana otoczenia miała pomóc mu odzyskać radość gry, ale jak na razie to nie przełożyło się na jego lepszą grę. Jego trójki też nie przedkładają się na dystansową dyspozycję Dallas Mavericks, którzy jako drużyna trafiają mniej za trzy niż w poprzednim sezonie. Klay dostarcza średnio 2.8 trójki na mecz, ale robi to przy najniższej w karierze skuteczności 36.8%, mimo że ma więcej otwartych pozycji niż w zeszłym sezonie. Zdobywa też najmniej od debiutanckiego roku 12.6 punktów i mimo że jest starterem, nie zawsze jest na parkiecie w decydujących fragmentach meczów. Przydaje się, ale nie jest graczem, który robi jakąś znaczącą różnicę, na co liczyli w Dallas. Lepszą wartość (zwłaszcza w odniesieniu do ceny) zapewniają ich pozostali nowy zawodnicy – Naji Marshall, Quentin Grimes i Spencer Dinwiddie.
Na koniec jeszcze wspomnijmy, że Golden State Warriors dostali tylko sześć meczów De’Anthony’ego Meltona, na którego wydali całe swoje midlevel exception. Prezentował się bardzo obiecująco obok Stephena Curry’ego, niestety kontuzja wszystko popsuła, dlatego ten zakup na pewno już się nie spłaci. W przypadku wszystkich wyżej wspomnianych graczy, sytuacja może się poprawić i z czasem ich kontrakt/ transfer jeszcze może zacząć wyglądać dużo lepiej.
Sporo z tych transferów to deale typu “podstarzały (ex-)all-star” gdzie nazwisko jest bardziej imponujące niż gra na boisku. Dużo było szumu wokół przenosin PG czy Klaya, ale to są starsi zawodnicy z historią kontuzji, oczekiwanie tego że odmienią drużyny to raczej marzenia niż realistyczne spojrzenie