W zeszłym roku początek sezonu w Chicago minął pod znakiem dyskusji o transferze Zacha LaVine’a, ale mimo że i on i drużyna byli gotowi na taki ruch, na rynku brakowało zainteresowanych. LaVine nie spisywał się wtedy najlepiej i kiepsko trafiał, mając problem ze stopą, który pod koniec listopada wykluczył go z gry. Wrócił miesiąc później, ale tylko na chwilę i okazało się, że musi poddać się operacji, więc temat wymiany zupełnie zniknął. Choć już nawet nieco wcześniej było jasne, że kombinacja jego ogromnego kontraktu z niepewnym zdrowiem sprawiają, że LaVine jest praktycznie nie do przehandlowania.
Dlatego, nawet mimo że w wakacje Chicago Bulls zdecydowali się na odmłodzenie składu i Zach nie jest już w planach na przyszłość drużyny, żadne plotki transferowe na jego temat się nie pojawiły. Bo nawet chcąc dopłacić w wymianie, pewnie nie znaleźliby nikogo skłonnego przejąć wracającego po operacji stopy i mającego już wcześniej problemy z kolanami 29-latka, który ostatnio kiepsko grał i do tego ma jeszcze trzy lata maksymalnej umowy.
Ale może sytuacja się zmieni, kiedy dobrą dyspozycją na boisku poprawi swoje notowania?
Teraz zdrowy LaVine przypomina o swoich strzeleckich umiejętnościach.
Po 14 meczach zdobywa średnio 22.3 punktów trafiając na najlepszym w karierze poziomie 52.1% z gry, w tym także rekordowe 43.7% za trzy. W tym momencie w całej NBA tylko pięciu zawodników, którzy oddali co najmniej sto prób zza łuku, jest od niego skuteczniejszych, a też znajduje się w ścisłej czołowe pod względem celności trójek rzucanych z kozła (42.1%). Od wielu już lat oglądamy jego popisy strzeleckie, wiemy, że dysponuje świetnym rzutem i potrafi zdobywać dużo punktów, ale tak efektywnego LaVine’a dawno już nie widzieliśmy. Pod względem TrueShooting (64.8%) to najlepszy start rozgrywek w jego wykonaniu od 2020/21, czyli sezonu, w którym po raz pierwszy był All-Starem.
W wakacje zrzucił kilka kilogramów, żeby mniej obciążać kolana i stawił się na obóz Bulls w wyśmienitej formie. Gra z dużą energią i odzyskał także swoją skoczność, co potwierdza już 13 wykonanych wsadów. To tyle samo, co poprzednio we wszystkich jego 25 meczach.
Przez miniony rok LaVine wiele nasłuchał się na swój temat i jest na misji udowodnienia swojej wartości.
“Słyszałem wszystko. Przeczytałem wszystko. Czasami trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność i poczuć się przewrażliwionym. Jest wiele rzeczy, które ludzie mówili, że muszę udowodnić. Myślę, że moje CV mówi samo za siebie, typ gracza, którym jestem, typ osoby, którą jestem, ale jest jak jest.”
Pokazuje również, że nie jest gwiazdorem, który chce trzymać piłkę, zabierać swoje rzuty i dominować ofensywę, ale zawodnikiem zespołowym, gotowym wspierać młodszych kolegów i współpracować z trenerem. Jeszcze w zeszłym sezonie nie dogadywał się z Billy’m Donovanem i to też miało być tez jednym z powodów szukania transferu. Obecnie ich relacje są podobno tak dobre jak nigdy wcześniej. Zach od początku obozu dostosował się do wizji trenera – ofensywnego i szybkiego grania, w którym jest dużo dzielenia się piłką i rzutami. Oddaje średnio tylko 21 rzutów na sto posiadań. To najmniej od czasu jego przeprowadzki do Chicago. Ale do tego dokłada 4.2 asyst i to właśnie jego obecność na parkiecie robi największą różnicę. Z nim Bulls grają najlepszą ofensywę – 115.4 punktów na sto posiadań, bez niego o 12.5 mniej. Mają też pięć zwycięstw w ośmiu meczach, w których Zach zdobył co najmniej 25 punktów.
“Jestem w dobrym miejscu i czuję się teraz w formie. Mogę być jednym z weteranów w drużynie i nadal robić to, co robię. Pomagać w wygrywaniu w każdy możliwy sposób. Pewnego dnia obrona, innego kreowanie, cokolwiek będzie trzeba.”
LaVine stara się nie przejmować swoją przyszłością i cieszyć się grą w Chicago, ale oczywiście pozostaje pytanie, jak długo tutaj zostanie? Czy Bulls muszą przeczekać do końca jego umowy, czy może jednak uda się znaleźć transfer? Przy takiej grze LaVine’a przynajmniej jest jakaś szansa, że coś się ruszy i na rynku pojawi się zainteresowanie. Bo taki strzelec, który zapewnia spacing zagrożeniem na dystansie, ale też potrafi sam dostarczać punkty w izolacjach, na pewno przydałby się niejednej playoffowej ekipie.
Nadal jednak jego wymiana wydaje się bardzo mało prawdopodobna. Bo nawet jeśli odsuniemy na bok ryzyko zdrowotne, to cały czas zostaje ten wielki kontrakt, który sprawia, że Zach jest przepłaconym graczem. Nawet w obecnej formie. Jego pensja wynosi w tym momencie aż $43 miliony. Tyle samo, co Luki Doncica i Trae Younga. Znajdują się na 17. miejscu listy najlepiej zarabiających. LaVine jest 33. na liście strzelców. Co więcej, w jego przypadku jest to max-umowa na jeszcze dwa następne lata, z opcją gracza w ostatnim.
Jest bardzo dobrym graczem, ale nie za taką kasę. Musiałby wejść na poziom All-NBA, na którym nigdy nie był, żeby to się opłacało. Natomiast w obecnych warunkach obostrzeń tax apron, kiedy nawet najbardziej rozrzutni kontenderzy muszą ostrożnie liczyć wydatki, właściwie nie można sobie pozwolić na posiadanie takiego przepłaconego gwiazdora, a już tam bardziej samemu po niego sięgać.
Dlatego niezależnie od formy LaVine’a, wygląda na to, że zostanie w Chicago i dalej będzie pomagał Bulls w walce o kolejne Play-in.