Dniówka: Początek wyścigu po MVP

5
fot. NBA League Pass

Trzech zawodników z dorobkiem co najmniej 45 punktów to wyrównany rekord jednej nocy w historii NBA.

Karl-Anthony Towns już po raz drugi w barwach New York Knicks rzucił ponad 40. Tym razem rozkręcił się po przerwie, kiedy zdobył 31 ze swoich 46 punktów, prowadząc comeback, który jednak na finiszu nie przyniósł zwycięstwa. Giannis Antetokounmpo zdominował dogrywkę i dał Milwaukee wygraną, a sobie strzelecki rekord tego nadal jeszcze młodego sezonu z 59 punktami. Victor Wembanyama tymczasem wykorzystał pojedynek z Wizards i został czwartym najmłodszym graczem w historii z 50-tką, a także pierwszym od 30 lat Spursem z takim dorobkiem w regulaminowym czasie gry.

Jeszcze przed chwilą historią był kiepski pod względem ofensywnym start sezonu w wykonaniu Wemby’ego i mnóstwo pudłowanych trójek, a teraz nagle, zaledwie w trzy mecze poprawiał swoje rekordy zza łuku i uzbierał więcej celnych trójek niż przez pierwsze dziewięć. Niesamowicie się rozstrzelał. W sumie to 108 punktów i 20/37 za trzy (54%) w trzech meczach. Do tego jeszcze 36 zbiórek i 13 bloków. W obronie od początku robi ogromną różnicę, skutecznie odstraszając rywali od obręczy, więc jeśli teraz dalej będzie tak szalał w ataku, za chwilę znajdzie się też w wyścigu o MVP.

Póki co, po pierwszych tygodniach sezonu ten wyścig zdominowany jest przez jednego gracza. Tego samego, co poprzednio.

Nikola Jokić nie zamierza opuszczać swojego tronu i wygląda jakby miał zgarnąć już czwartą statuetkę MVP. Bo szybko zostawił konkurencję za plecami.

29.7pkt, 13.7zb, 11.7ast, 1.7prz, 56.3/56.4/84%, 10 meczów, DEN 7-3

W tym momencie najlepszy asystujący, zbierający i piąty strzelec całej NBA. Od dłuższego już czasu – najlepszy koszykarz na świecie.

Denver Nuggets mają problem z głębią składu, do tego doszły kłopoty zdrowotne, ale Jokić swoją fantastyczną grą sprawił, że zespół się rozkręcił i wygrali już siedem z ośmiu meczów. Dominuje zaliczając średnie na poziomie triple-double. Zdobywa więcej punktów, jeszcze częściej kreuje kolegów i nawet poprawia drużynowy shooting będąc w ogniu na dystansie (średnio 2.2 trójek przy 56.4%). To dopiero 10 meczów, a już trzy razy zanotował triple-15. Przez całe poprzednie rozgrywki miał cztery takie występy, tymczasem rekord ligi w jednym sezonie to 7, należący jeszcze do Oscara Robertsona.

Joker robi jeszcze więcej i jeszcze większa jest też przepaść, kiedy siada odpocząć na ławkę. Z nim na parkiecie atak Nuggets generuje aż 125.8 punktów na sto posiadań, czyli o blisko 5 więcej niż najlepsza obecnie ofensywa Celtics, tymczasem bez niego umierają i ten wskaźnik spada do zaledwie 81.0, co pewnie byłoby najgorszą ofensywą w historii ligi.

Póki co, średnia punktów, zbiórek i asyst to wszystko jego career-high. Tak samo jak 1.7 przechwytów i od razu warto też zwrócić uwagę, że jest drugi w lidze pod względem deflections (4.5). Mimo, że w ataku wszystko kręci się wokół niego, w obronie nie odpoczywa, starając się wybijać piłki rywalom.

2. Jayson Tatum

30.2pkt, 7.6zb, 5.6ast, 1.5prz, 46.7/37.8/81%, 13 meczów, BOS 10-3

Tatum jest na misji po tym jak nasłuchał się na swój temat w czasie wakacji i nie miał za wielu okazji pograć na Igrzyskach. Ma coś do udowodnienia i od startu sezonu prezentuje się bardzo dobrze, przypominając, że to on jest liderem mistrzów i że jest jednym z najlepszych zawodników NBA. Podczas wczorajszej wizyty na Brooklynie już po raz ósmy w sezonie rzucił co najmniej 30 punktów. Nie zawsze trójki mu wpadają, ale wtedy nadrabia to agresywniej atakując i dostając się na linię. W obu tych elementach zwiększył swoją liczbę rzutów do poziomów najwyższych w karierze. Oddaje średnio 11 prób zza łuku, utrzymując przy tym dobrą skuteczność z zeszłego sezonu 37.8% (i zapominając już o tym jak jego jumper nie wpadał w playoffach), natomiast wolnych zalicza 8.9. Do tego cały czas poprawia swoje umiejętności kreowania kolegów i rozdaje najwięcej w karierze 5.6 asyst. Wczoraj już po raz drugi w sezonie miał 10 asyst przy tylko jednej stracie i tylko jeden zbiórki zabrakło mu do trzeciego w karierze triple-double.

3. Shai Gilgeous-Alexander

27.9pkt, 5.5zb, 6.3ast, 1.8prz, 1.2blk, 49.8/30.9/88.9%, 12 meczów, OKC 10-2

SGA jak na razie zdobywa nieco mniej punktów niż w zeszłym sezonie, zaliczył też spadek efektywności, bo częściej próbuje zza łuku (5.7 rzutów, 30.9%), a nadal brakuje mu tam skuteczności, ale od początku prezentuje bardzo równo grę prowadząc ten świetny start sezonu Oklahoma City Thunder. Tylko raz w 12 meczach miał mniej niż 20 punktów (w spotkaniu z Jeremim Sochanem) i podobnie jak w Denver, także tutaj atak przestaje funkcjonować, gdy tylko lider siada na ławce. Bez niego zdobywają średnio aż o 19.9 punktów na sto posiadań mniej. Natomiast po stracie Cheta Holmgrena jeszcze bardziej wziął zespół na swoje barki rzucając rekordowe 45 punktów.

4. Anthony Davis

30.2pkt, 10.8zb, 2.8ast, 1.2prz, 2.1blk, 56/40/80%, 10 meczów, LAL 7-4

Był jednym z najbardziej dominujących zawodników pierwszych dni sezonu, zaliczając kolejne efektowne double-doubles i będąc jednym z nielicznych mocnych punktów słabej obrony Lakers. Przejął większą rolę w drużynie, częściej ma piłkę, więcej oddaje rzutów, jest dużo aktywniejszy w ataku i sześć z pierwszych ośmiu występów zakończył z ponad 30 punktami. Niestety jak zwykle w jego przypadku, szybko pojawiły się kłopoty zdrowotne, które nieco go spowolniły. Ostatnio nie dokończył meczu przez uraz oka, a wczoraj chyba miał kłopot z widzeniem obręczy, bo długo nie mógł się wstrzelić. Zanotował najgorsze w sezonie 6/16 z gry, choć na koniec pomógł Lakers wygrać, zdobywając w czwartej kwarcie 11 ze swoich 21 punktów. Stracił jednak pozycję najlepszego strzelca ligi.

5. Giannis Antetokounmpo

33.3pkt, 12.1zb, 5.5ast, 1.4blk, 61.6/22.2/61%, 11 meczów, MIL 4-8

Nie miało go być w tym zestawieniu, bo jego zespół jest jednym z największych rozczarowań i znajduje się na dole słabego Wschodu, ale to jeszcze ten moment sezonu, kiedy jeden mecz może dużo zmienić. A właśnie obejrzeliśmy fenomenalny występ w wykonaniu Pana Antetokounmpo. Poza tym, mimo kiepskich wyników Milwaukee Bucks, indywidulanie Giannis jak zwykle robi swoje, jak zwykle imponuje i na pewno nie jest jednym z wielu problemów drużyny. Robi co może. Niedawno miał świetny mecz przeciwko Celtics, a wczoraj robił bardzo dużo, żeby wyrwać zwycięstwo pod nieobecność Lillarda, Portisa i Middletona. Najpierw ciągał gospodarzy przez całą pierwszą kwartę i zdobył 22 punkty, podczas gdy jego koledzy spudłowali wszystkie 12 rzutów. Trzymał Bucks w grze, a na koniec absolutnie zabrał dogrywkę. Niewiele brakowało, żeby jego faul tuż przed końcem czwartej kwarty dał zwycięstwo Detroit Pistons, ale rookie przestrzelił wolne, dając Giannisowi szasnę, której już nie wypuścił. Doliczony czas gry rozpoczął od trzech celnych jumperów, w tym big-balls trójki, w międzyczasie zablokował alleyoop Jalena Durena, w sumie poszedł w 5/5 z gry i sam miał więcej punktów niż cała ekipa gości (11-9).

Poprzedni artykułWake-Up: Rockets przetarli 8-4, 59 Giannisa, 50 Wemby’ego
Następny artykułRzutówka: Tylko jeden mecz