W piątek w Chase Center Warriors i ich 12 trenerów grało przeciwko Kings i ich 11-tce. Były to jakby po dwa teamy na obu ławkach, zwłaszcza na ławce Warriors, bo koszykarze ubrani byli w żółto-niebieskie dresy, podczas gdy cały sztab szkoleniowy założył szarunie bluzy z kołnierzykami pod brodę. Moja mama cały czas jeszcze kupuje mi takie z katalogów, jakby 96′ się nigdy nie skończył. Ale te Warriors są lepsze. Są z Eugene, Oregon. Lepiej przylegają do ciała i mają to włókno, z recyclingu, żeby nikt nie czuł się urażony.
Więc ten ewidentnie znakomity sztab Warriors – tak dobry, że cali-gość z białą brodą, białymi włosami i Pacyfikiem w oczach usiadł w drugim rzędzie! – i główny trener, wyglądający naturalnie smutno, prawdopodobnie myślący jeszcze o starych, lepszych czasach, więc ten lata-świetlne sztab spróbował w piątek Jonathana Kumingi z ławki, na co ten odpowiedział elegancko zdobytymi pay-me 18 punktami już w trzy pierwsze kwarty; sprawdził jednak też niski frontcourt Draymond-Anderson, bo grano z raczej słabszym, choć także przecież świetnym sztabem szkoleniowym Kings.
Mike Brown, bardziej jak “Math” Brown wyraźnie włączył koszykarzom zielone światło do rzutów za trzy. Brakowało tylko, żeby poprzyklejał im do czół i sobie “Let it fly”. Kings oddali aż 12 trójek w pierwsze dziewięć i pół minuty, połowa z nich miała typowo podróżniczy i nonszalancki charakter, choć Buddy grał już w przeciwnej drużynie. Ten 11-osobowy sztab szkoleniowy – o, woooo, sorry, jest 12-ty, chował się – zrobił burzę mózgów i odnalazł w jej trakcie, że skład ma tak dużo midi-shooterów – Fox, Sabas, DeRozan – że równie dobrze moglibyśmy nazywać się Midi-Kings i wejść na Bandcamp, albo zacząć robić coś, co nie jest naturalnie w naszym krwiobiegu.
Co za świetny pomysł. Zobaczmy, co z tego wyjdzie.
W piątek DeRozan robił i tak za dwa to, co Steph robi za trzy, dochodząc do swojego chleba powszedniego, przynosząc masło, ale Kings zagrali kilka ładnych misdirections, korzystając z middy DeRozana, skupionej uwagi obrony, żeby wygenerować czyste trójki po off-ball zasłonach.
Kings grali też z poważnym, kalifornijskim tempem, szybko szukając okazji.
Ten skład jest trudny, ale czołowy w zdobywaniu punktów, nisko w stratach, więc jest tu nagroda “Coach of the Year” do zdobycia dla Mike’a Browna i dla jego 11 asystentów.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
eeee, powinnismy wyjsc z highlight’ami kempa z paytonem
Powinniśmy przenieść wizards do Seattle i przechrzcić ich na Supersonics
Raczej nie wypada kraść klubu ze stolicy
Za to jakby zabrać z Portland to by prawie nikt nie zauważył 🙃🙃
Teraz patrzę, że oni nawet druzyny NFL nie mają w Waszyngtonie, tylko gdzieś na przedmieściach w jakiś Markach:)