Wake-Up: “Mutombo”, Media Days w NBA, Ravens wytrzęśli Bills

10
fot.

Pewnie połowa osób, które słuchały w życiu Dikembe Mutombo nie rozumiała do końca co mówi, ale nie musiał dużo mówić. “Dikembe Mutombo” – imię i nazwisko przekroczyło w ogólnej świadomości poziom jego gry i to kim był. Słowa hasła, słowa klucz. Były to jedne z pierwszych egzotycznych-bo-afrykańskich słów, których w latach 90-tych używaliśmy, zanim dotarliśmy do tych wszystkich rodzajów traw. Praktycznie każdy lekko tylko zainteresowany koszykówką wiedział, kim był “Mutombo” – i to tak naprawdę chwilę po “Michael Jordan”. Zaskakująco niedaleko po.

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, że “Shaquille O’Neal” to na końcu wcale nie są te dwa słowa najlepiej opisującą tę masę? Niemal się rymują, ale nie było nic poetyckiego w grze Shaqa. “Hakeem Olajuwon”? Ok. Ma ten moment poślizgu w środku nazwiska, -żuuu, niemalże jak spin na obrońcy. Ale to też nie było “Mutombo”.

“Mutombo” brzmiało jak mur, mur, którym był w obronie, będąc prawdopodobnie najlepszym obrońcą obręczy od czasów dni Billa Russella aż do dziś. Po latach oczywiście zostało, że nie był tak-wielki w Finałach w starciu z całym tym wanna-be-Ali poetą, ale oto był sobie mężczyzna, który z jednego gestu palcem zrobił coś, co ludzie powtarzali potem w ligach amatorskich w Stargardzie Gdańskim i zresztą kopiują ten gest do dziś.

I był też, a może przede wszystkim – z tego co można się było zorientować – świetnym gościem. Dużym gościem z urokiem osobistym i wrażliwością. Przybył z Kinszasy z tym swoim całym wielkim sercem, czystym sercem, nie-Magic sercem, jeszcze bardziej czystym, co później przekuł na lata pracy charytatywnej. Ale jeszcze w trakcie jego kariery nikt nie mówił nigdy źle o “Dikembe” – nawet, gdy używał tego gestu palcem. I żaden był z niego gracz w ataku. Easy-peasy?

Teraz spójrzmy na Ziutków takich, jak Roy Hibbert i Rudy Gobert, żeby lepiej zrozumieć, jakim charyzmatycznym człowiekiem był Dikembe Mutombo. Będzie go z pewnością bardzo brakować w miejscach, w których przebywał na co dzień. RIP.

1) Media-Days w 28 klubach NBA, ale podsumujmy Week 4 w NFL, który mimo lepszego zestawu meczów ponownie był – hee – szajt.

W tym zdecydowanie najciekawszym meczu Baltimore Ravens zdominowali po obu stronach Buffalo Bills, którzy do Sunday Night Football byli w trzech meczach bez porażki. Derrick Henry już w pierwszym snapie(akcji) Ravens dostał świetny, dodatkowy blok i podudnił po trawie 87 jardów po touchdown, aż trzęsła się ziemia. Żaden z niższych, szybszych obrońców Bills nie był w stanie go dogonić. Było to najwięcej jardów w pierwszym snapie klubu futbolowego od 11 lat.

Bills mieli touchdown w następnym posiadaniu piłki, w kolejnym mieli następny. Prowadzili 21-3 do przerwy, a strata Josha Allena w trzeciej kwarcie pomogła im dowieźć to spokojnie do 35-10. Świetny Lamar, gra linia ofensywnej i kluczowi dwaj linebackerzy Roquan Smith i Kyle Hamilton – Josh Allen nawet nie pisnął biegając. Niewiele zrobił. Ravens to stan umysłu. Fizyczna wersja tego sportu, ale z kocim swingiem.

Pozostałe mecze średnio. Kansas City Chiefs są 4-0 po pokonaniu Chargers 17:10, ale stracili w tym meczu z kontuzją swojego najlepszego receivera Rashee Rice’a. 4-0 są też jeszcze tylko Minnesota Vikings – oni, jak Chiefs, pokazywani byli w niedzielę wieczorem na kanałach Polsatu. Tym razem defense Briana Floresa się nie popisał, ale prowadzenie aż 28-0 do przerwy pozwoliło Vikings dowieźć 31:29 z Green Bay Packers.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

10 KOMENTARZE