“Blood in the Garden” już w sprzedaży. Inspirująca historia Johna Starksa

3

Jak informowaliśmy na początku sieprnia, wkrótce pojawi się nowa koszykarska książka od Wydawnictwa SQN pod patronatem Szóstego Gracza. 

Oficjalna premiera “Blood in the Garden. Brutalna historia New York Knicks z lat 90.” zaplanowana jest na 11 września, ale książka już teraz dostępna jest w sklepie Labotiga (nadal jeszcze w promocyjnej cenie). Do naszej redakcji właśnie dotarła przesyłka, więc zabieramy się za czytanie.

Poniżej fragment o jednym z najbardziej pamiętnych graczy tamtej drużyny.


Wielokrotnie zdarzało się, że Starks – początkowo prezentujący się fatalnie, a na koniec meczu znakomicie, lub na odwrót – grał bez pomyślunku i wyczucia chwili. Nie wzięło się to znikąd.

W przeciwieństwie do większości graczy NBA, którzy wcześniej dominowali na poziomie szkolnym, a następnie występowali na najwyższym szczeblu rozgrywek akademickich, Starks nie miał zbyt dużego koszykarskiego doświadczenia. W liceum w sumie rozegrał tylko jeden pełny sezon, a w pierwszej drużynie zaliczył zaledwie dwa spotkania. „Tak naprawdę był samoukiem – mówi Butch Fisher, trener Starksa w szkole średniej. – Wyuczył się pewnego zwodu, który stosował, by obiegać rywali i ścinać do kosza”. Mierzący 177 centymetrów chłopak zdecydowanie nie był wyróżniającym się graczem.

W swojej autobiografii Starks pisał, że odszedł z drużyny szkolnej po scysji z trenerem. Fisher pamięta to zupełnie inaczej. „Powiedział, że nie może grać, bo musi znaleźć pracę, żeby pomóc mamie”.

W rodzinie Starksów, która składała się z samotnej matki, babci oraz siedmiorga dzieci, się nie przelewało. Jeśli John miał uczyć się w college’u, potrzebował pomocy. Liczył na koszykarskie stypendium, choć był niski i odszedł z drużyny w ostatnim roku nauki w liceum. Jeśli nie udałoby mu się zdobyć stypendium, musiałby uzyskiwać dofinansowania i pożyczać pieniądze, by było go stać na studia.

Ostatecznie dzięki tej drugiej opcji wylądował na Rogers State College, gdzie trafił do rezerwowego składu drużyny, co oznaczało, że nie przebierał się w strój meczowy, a szansę gry otrzymywał tylko wtedy, gdy brakowało graczy będących wyżej w hierarchii zespołu. Nawet to jednak stracił, gdy wyrzucono go z uczelni i na pięć dni trafił do więzienia po tym, jak razem z kilkoma innymi koszykarzami włamał się do jednego z pokoi w akademiku i ukradł z niego sprzęt stereo.

Lepiej szło mu na kolejnej uczelni – Northern Oklahoma – gdzie w pierwszej połowie sezonu notował średnio 11 punktów na mecz. I tam jednak dobra passa szybko się skończyła, gdy razem z dwoma kolegami z drużyny został nakryty przez strażników kampusu na paleniu marihuany w akademiku. Starks wziął całą winę na siebie, chroniąc kompanów, i w efekcie został wyrzucony.

Zmuszony do opuszczenia kampusu zatrzymał się u swojego brata Monty’ego. Mniej więcej w tym samym czasie, w 1985 roku, John zaczął spotykać się z kobietą imieniem Jackie, którą później poślubił. Mając teraz rodzinę na utrzymaniu, Starks zawiesił studia i został kasjerem w sklepie spożywczym sieci Safeway. Zarabiał minimalną stawkę – 3,35 dolara za godzinę.

Koszykówka wciąż była jednak dla niego ważna. W trakcie nocnych zmian, po tym, jak dostał lepiej płatną posadę przy wykładaniu towaru na półki, często popisywał się swoją sprawnością, doskakując do zawieszonych ponad trzy metry nad ziemią belek na zapleczu sklepu. Robiło to spore wrażenie na jego kolegach z pracy, a czasem pozwalało mu nawet trochę dorobić, dzięki małym zakładom. Wciąż grywał w wolnym czasie. Wystąpił choćby w pewnym turnieju w Tulsie, w którym grali także Karl Malone i Dennis Rodman oraz miejscowi zawodnicy, tacy jak Wayman Tisdale i Anthony Bowie, którzy później również trafili do NBA. Starks zaprezentował się znakomicie i został wybrany do drużyny najlepszych graczy zawodów.

Dwudziestolatkowi pomogło z pewnością to, że od ukończenia szkoły średniej urósł i mierzył teraz 188 centymetrów. Wciąż jednak poszukiwał wrażeń. Jakichkolwiek. Raz spróbował kokainy, ale obawiał się, że szybko popadnie w nałóg. Bolała go też perspektywa wykonywania przez kilkadziesiąt lat kiepsko płatnej pracy fizycznej.

Wrócił więc do szkoły, tym razem do Tulsa Junior College, gdzie studiował zarządzanie. Uczelnia ta nie miała drużyny koszykarskiej, lecz Starks utrzymywał dobrą formę, grając towarzysko z innymi studentami.

Podczas jednego z takich spotkań przy linii bocznej stał niepozornie Tim Bart, asystent trenera w jednej z pobliskich szkół. Udał się tam, by sprawdzić, czy na uczelni, która przecież sama nie rywalizowała w lidze koszykówki, nie ma może utalentowanych graczy, których wcześniej nie namierzono. Tamtego dnia Bart zwrócił początkowo uwagę na jednego z kolegów Starksa. Zaintrygowany jego grą postanowił przyjrzeć mu się drugi raz i przyprowadził ze sobą innego asystenta, Kena Trickeya juniora. Ten jednak był pod wrażeniem gry Starksa.

Trenerzy zaproponowali obu graczom próbne treningi, dodając, że jeśli uda im się dostać do drużyny na Oklahoma Junior College, uczelnia opłaci ich czesne i sfinansuje im podręczniki. Obaj dali radę, choć Starks był jednym z ostatnich, którzy się załapali. „Wówczas był naszym dziesiątym, może nawet jedenastym graczem – mówi Trickey junior. – Dopiero gdy inny zawodnik z jego pozycji odniósł kontuzję, dostał więcej szans na grę. Nagle zaczął zdobywać punkty z każdego miejsca na parkiecie”.

Legenda Starksa ma swój początek 13 grudnia 1986 roku. Tamtego dnia mógł równie dobrze pojawić się w stroju Superman.

Był to dzień jego ślubu z Jackie, ale drużyna Oklahoma State College miała też zaplanowane spotkanie wyjazdowe z ekipą z Kansas. (Starks poczynił plany weselne, zanim został zaproszony na trening swojej nowej ekipy). Na szczęście dla Starksa prognozy pogody na ten dzień przewidywały śnieżycę, która oznaczała, że długa podróż autokarem na mecz w zasadzie nie wchodziła w grę.

Tyle że śnieg nie spadł i mecz miał się odbyć. „Zbieramy wszystkich do autokaru, ale nikt nie może namierzyć Johna” – wspomina Trickey junior.

Nie znalazłszy Starksa, jego zespół wyruszył w 140-kilometrową podróż na północny wschód od Tulsy na mecz przeciwko Coffeyville Junior College bez niego. Dopiero tuż przed spotkaniem, gdy Starks i panna młoda bawili się na przyjęciu weselnym, trenerowi udało się z nim skontaktować i przekazać mu, że spotkanie ma się odbyć zgodnie z planem.

– Mówił trener, że nie gramy – powiedział Starks. – Właśnie się ożeniłem!
– No cóż, jednak gramy – odparł Ken Trickey junior. – Myślisz, że dasz radę tu dotrzeć?

Po wyjaśnieniu wszystkiego Jackie Starksowie wskoczyli do swojego chevroleta impali i popędzili autostradą numer 75 – dostali po drodze mandat za przekroczenie prędkości – by zdążyć na mecz.

Gdy Starks pojawił się w przerwie spotkania i przebierał się ze smokingu w strój koszykarski w toalecie przy sali gimnastycznej, jego drużyna przegrywała 25 punktami. Jego obecność – oraz 22 zdobyte punkty – pomogła jednak zmienić obraz gry. „W drugiej połowie dał z siebie wszystko” – opowiada Trickey junior, wspominając wsad Starksa tyłem do kosza po alley-oopie z połowy boiska.

Nie wystarczyło to do odniesienia zwycięstwa – ekipa Starksa przegrała czterema punktami – lecz występy takie jak ten pomogły mu zdobyć stypendium koszykarskie na czwartej uczelni: grającej w Division I Oklahoma State. Występ w dniu ślubu pokazał coś jeszcze: Starks nie bał się brać na swoje barki losów meczu, jeśli czuł, że powinien to zrobić.

Poprzedni artykułRound-Up: Yabusele w Sixers, klepto-Rollins, Sochan rozbił auto
Następny artykułT.J. McConnell zostaje na dłużej w Indianapolis

3 KOMENTARZE

  1. Ech John, 22 czerwca 1994 roku spudłowałeś wszystkie 11 trójek i spierdoliłeś mi całe wakacje
    W zasadzie to trauma trwa do dzisiaj
    Jakbyś trafił chociaż 3 z nich to wszystko wyglądałoby inaczej…
    Knicksi wywiesiliby banner w Garden, a Brylantynowy pewnie nie odszedłby do Miami
    Ech John…

    7