Amerykanie osiągnęli cel, po raz piąty z rzędu sięgając po olimpijskie złoto. Utrzymali swoją pozycję lidera w światowej koszykówce, ale mimo że od samego startu byli faworytami i ostatecznie tylko Serbowie im zagrozili, widać, że dystans się zmniejsza. Rywale są coraz silniejsi i w przyszłości coraz trudniej będzie utrzymać im tę dominację. Tym bardziej, że gwiazdor srebrnych medalistów ma dopiero 20 lat, prawie dwa razy mniej niż MVP olimpijskiego turnieju. Tym bardziej, że już teraz to nie USA mieli w swoim składzie najlepszych zawodników.
Ale póki co, to jeszcze nadal oni dysponowali wyraźnie najgłębszym składem i fantastycznym zestawem doświadczonych gwiazdorów. Zebrali najlepszy możliwy zespół, którego potrzebowali, żeby znowu móc potwierdzić siłę amerykańskiej koszykówki i to zrobili. To nie był oryginalny Dream Team, który bez problemu przeszedł się przez cały turniej, to był Dream Team na miarę możliwości, który poradził sobie z coraz bardziej wymagająca konkurencją i zdał test pod presją w crunch time kluczowego meczu. Pojedynek z Serią zapisał się w historii. Nie jako moment, w którym Amerykaninie ledwo uciekli od bolesnej porażki, tylko moment potwierdzający wyjątkowość tego teamu i wielkość ich legendarnych liderów.
LeBron James, Stephen Curry i Kevin Durant przez ostatnie lata rządzili NBA, są jednymi z najlepszych zawodników w historii i u schyłku swoich karier dołożyli kolejne pamiętne osiągnięcie. Wreszcie zagrali razem, po raz pierwszy i jedyny, i stanęli na wysokości zadania, prowadząc USA do złota. Zdobyli Paryż. W finale cała trójka wyszła już podstawowym składzie i razem uzbierali 53 punkty, po tym jak wcześniej zdominowali czwartą kwartę półfinałowego pojedynku (22 z 32 punktów drużyny).
LeBron od samego startu, jeszcze w trakcie sparingów, przejął rolę lidera, prowadził grę drużyny, kreował kolegów, a kiedy trzeba było, sam ruszał do kosza i nawet w wieku 39 lat był nie do zatrzymania. Nie przestaje imponować swoją wszechstronnością i boiskowym IQ. Był motorem napędowym tego zespołu i ich najgłośniejszym głosem także poza parkietem. W półfinale zanotował swoje drugie w karierze olimpijskie triple-double, w finale znowu rozdał 10 asyst, ostatecznie był najlepszym podającym (8.5) i zbierającym (6.8) USA, a także ich drugim strzelcem (14.2). W pełni zasłużenie wybrano go MVP.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Devin Booker, proszę Państwa, nie tam żaden Tatum, Edwards, Holiday czy White tylko Book właśnie, baardzo mnie to cieszy
Mnie też. A Tatum jest przereklamowany.
Czy na pewno jest przereklamowany?
Czy cała jego kariera nie potwierdza, że jest adekwatnie oceniany?
Nikt nigdy nie robił z niego następnego KD i nigdy nie stawiał go w pierwszym rzędzie gwiazd. Jasne, jest liderem drużyny mistrzowskiej i w zw. z tym więcej się o nim mówi i łatwiej uwypuklać jego zalety, jednak nie było chyba z byt wiele głosów, o tym że jest top 5 graczem ligi. Oczywiście z wyjątkiem kibiców Celtics i mediów z Bostonu, no ale to chyba nie powinno być argumentem. Na potwierdzeni mojego zdanie wskażę tylko, iż ani nie dostał MVP finałów, ani nie był usilnie pchany na parkiet przez Kerra, czyli chyba nie jest przereklamowany.