Dniówka: 10 największych niespodzianek offseason

2
fot. YouTube/NBA

10. Brandon Ingram nadal jest w Nowym Orleanie
Kiedy pod koniec czerwca New Orleans Pelicans zrobili transfer po Dejounte Murraya wydawało się, że to dopiero początek handlowania. Tym bardziej, że mieliśmy już wtedy raporty, że Brandon Ingram jest do wzięcia. Pelicans nie zaproponowali mu maksymalnego przedłużenia i szukali wymiany, ale kolejne tygodnie minęły, nic się nie wydarzyło i temat niemal zupełnie ucichł. Ingram pozostaje w Nowym Orleanie, choć nadal jest na kończącym się kontrakcie i nadal oczekuje maxa, którego Pels nie zamierzają mu dawać. Podobno główny problem polega na tym, że nikt nie jest zainteresowany płaceniem mu maxa. To jednak obecnie najlepszy dostępny gracz do wzięcia (bo Lauri Markkanen jest coraz bliżej nowej umowy w Utah). 27-letni, wszechstronny skrzydłowy, który od dawna zdobywa średnio ponad 20 punktów i ma na koncie występ w All-Star Game. Pewnie ktoś się w końcu skusi, ale może najpierw musi wyjaśnić się sprawa Markkanena. Wraz z wejściem w sezon wartość transferowa Ingrama zacznie spadać, dlatego Pelicas muszą coś zrobić.

9. Odejście Derricka Jonesa Jr z Dallas
W swoim ósmym sezonie w lidze Jones wreszcie znalazł dla siebie idealne miejsce. W Dallas Mavericks wywalczył pozycję startera i rozgrywał swój zdecydowanie najlepszy two-way sezon kariery, nie tylko będąc obrońcą, ale też korzystając z podań Luki Doncica. Pomógł im dotrzeć aż do wielkiego finału i zaraz po sezonie Nico Harrison stwierdził, że zatrzymanie DJJ jest ich najważniejszym priorytetem na wakacje – „He’s priority one, 1A and 1B”. Mavs zrobili miejsce, żeby móc zaproponować mu odpowiednio duży kontrakt. Byli gotowi i wydawało się, że również Jones będzie chciał zostać. Ale tuż przed wolną agenturą pojawiło się jakieś zamieszanie z jego agentem, a potem okazało się, że po prostu wolał przenieść się do Los Angeles.

8. Spadek Daltona Knechta w drafcie do Lakers
Los Angeles Lakers nie zmarnowali 17 picku na Bronny’ego Jamesa, choć wcale nie byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby tak zrobili. Niespodzianką okazało się to, że udało im się zdobyć gracza, który jeszcze przed draftem był przez niemal wszystkich typowany do pierwszej dziesiątki. W ostatnich mockach na ESPN i The Athletic, Knecht umieszczony był przy szóstym numerze, ale zaliczył duży spadek i doleciał aż do 17 wyboru należącego do Lakers. To może być steal, jeśli tylko potwierdzi swoje umiejętności strzeleckie. A po słabym początku ligi letniej, w trzech ostatnich meczach zdobywał już 21.3 punktów trafiając 39% trójek. Wydaje się wręcz idealnym graczem do tworzenia spacingu wokół gwiazdorów Lakers, a też idealnym graczem dla ich nowego trenera, bo stylem gry przypomina JJ Redicka. Ale zaskoczeniem jest również to, że Lakers nie pozyskali żadnego weterana i to Knecht jest ich najlepszym nowym nabytkiem.

7. Zwolnienie Monty’ego Williamsa
Wygrał ledwie 14 meczów, a po drodze ustanowił niechlubny rekord NBA 28 porażek z rzędu, ale też dopiero co rok temu podpisał rekordowy, wart aż $78mln i długi, bo sześcioletni kontrakt. Dlatego wydawało się, że mimo wszystko zostanie. Nawet kiedy Trajan Langdon objął posadę managera i dostał od właściciela pełną swobodę w sprawie trenera, wydawało się, że przynajmniej spróbuje współpracy z Williamsem. Skoro już płacą mu tak ogromne pieniądze, mogli dać mu jeszcze drugą szansę i sprawdzić co osiągnie z poprawionym składem. Ostatecznie jednak Detroit Pistons zwolnili Williamsa, choć mają mu do spłacenia jeszcze $65mln. Tom Gores zdecydował się przełknąć tę gorzką i ogromną pigułkę, ale tylko naprawia swój fatalny błąd. Niepotrzebnie rok temu wmieszał się w proces poszukiwania trenera i ściągnął Williamsa oferta nie do odrzucenia, choć on jasno dał do zrozumienia, że potrzebuje przerwy.

6. Pojawienie się Dana Hurleya w wyścigu o stołek trenerski Lakers
To było jedno z najbardziej zaskakujących i dziwniejszych wydarzeń offseason. Na początku czerwca Lakers mieli za sobą miesiąc poszukiwań nowego trenera i wszystko wskazywało na to, że JJ Redick jest już niemal pewniakiem do tego stanowiska. Wtedy nagle okazało się, że w grze jest także dwukrotny mistrz ligi akademickiej Dan Hurley. Wcześniej w ogóle jego nazwisko nie pojawiało się w tym kontekście, a nagle stał się głównym celem Lakers. Nagle cała NBA rozmawiała o trenerze UConn. Hurley przyleciał do LA i otrzymał ofertę kontraktu, ale nie przekonała go magia Lakers i zdecydował się zostać na uczelni. Skończyło się tylko na kilku dniach zamieszania i na dobrą sprawę nadal nie wiadomo o co w tym wszystkim chodziło. Na ile poważnie obie strony rzeczywiście brały pod uwagę możliwą współpracę.

5. Tyus Jones za minimum w Phoenix
Mike Budenholzer na powitalnej konferencji prasowej mówił wprost, że chciałby dodać do składu klasycznego rozgrywającego, ale Suns mieli bardzo ograniczone pole manewru, dlatego wydawało się, że najlepsze co mogą zrobić w tej sprawie to zatrudnienie kogoś takiego jak Monte Morris. I to właśnie zrobili. Kto mógł przypuszczać, że to nie koniec i dziurę na jedynce załatają najlepszym rozgrywającym dostępnym na rynku? Tyus Jones miał za sobą bardzo dobry pod względem indywidualnym sezon jako starter Wizards z zarobkami na poziomie $14mln. Ale przez kilka tygodni nie znalazł równie dużych pieniędzy i ostatecznie zgodził się na minimalny kontrakt w Phoenix. Wybrał ważną rolę w silnej drużynie, a Suns po super promocyjnej cenie zyskali bardzo dobrego zawodnika na pozycji, która była ich najsłabszym punktem.

4. Odejście Paula George’a z Los Angeles
Paul George przez cały sezon nie potrafił porozumieć się z LA Clippers w sprawie przedłużenia umowy, co oczywiście było dużą lampką ostrzegawczą i scenariusz jego przeprowadzki stawał się coraz bardziej możliwy. Mimo wszystko, jeszcze w połowie czerwca nadal najbardziej prawdopodobne było jego pozostanie w LA. Pochodzi z Kalifornii, wymusił tutaj wymianę, dobrze czuł się w drużynie i wszystko wskazywało na to, że chce zostać. Wydawało się, że ostatecznie jakoś się dogadają, bo też przecież Clippers miało zależeć na zatrzymaniu swojego gwiazdora. Nie mogli mu pozwolić tak po prostu odejść… To miały być tylko długie negocjacje, na końcu których znajdą kompromisowe rozwiązanie, żeby kontynuować współpracę.

3. Wymiana Wolves po #8 Roba Dillinghama
Minnesota Timberwolves właściwie nie mieli mieć możliwości dodania jakiegokolwiek wartościowego zawodnika do swojego bardzo drogiego składu. Głównym tematem ich offseason miały być ograniczenia wynikające z drugiego tax apron i ewentualne cięcia kosztów. Ale Tim Connelly nie tylko nie myślał o rozbijaniu swojego trzonu, znalazł też sposób, żeby wzmocnić drużynę i niespodziewanie Wolves okazali się najbardziej agresywną drużyną w czasie draftu. Drugi tax apron nie blokuje przed pozyskaniem praw do zawodnika w drafcie, więc oddali przyszłe assety, żeby przejąć ósmy numer i wybrać obiecującego 19-latka. Tym sposobem finalista Zachodu pozyskał jednego z najlepszych młodych zawodników, który może stać się przyszłością drużyny obok Anthony’ego Edwardsa.

2. Przedłużenie kontraktu Jalena Brunsona
NBA to ogromny biznes, w którym dużo mówi się o lojalności i współpracy, ale to tylko ładne słowa, bo ostatecznie i tak rządzi kasa. Dlatego kiedy po sezonie pojawiały się dyskusje o możliwym przedłużeniu kontraktu Brunsona już w te wakacje, brzmiało to włącznie jak bardzo życzeniowe myślenie New York Knicks. Jalenowi to się po prostu nie kalkulowało. Nie kalkowało aż o $113mln. Tyle więcej pieniędzy mógłby mieć zapisane w kontrakcie, gdyby poczekał do przyszłego roku. Mimo to, nie poczekał. Zdecydował się wziąć mniej, żeby pomóc drużynie utrzymać coraz droższy skład. Takie rzeczy w NBA się nie zdarzają. Zawodnicy w prime zawsze szukają maxa, nawet jeśli nie są max-playerami. Nikt nie zostawia aż tak dużo pieniędzy w potencjalnych zarobkach. Woj nie przesadzał nazywając to w swoim raporcie bezprecedensową decyzją.

1. Transfer Mikala Bridgesa
To była dopiero wczesna faza offseason, tuż przed draftem, ale ta wymiana pozostaje najbardziej szokującym ruchem tegorocznych wakacji. To było ogromne zaskoczenie niemal w każdym aspekcie. Po pierwsze – Brooklyn Nets zgodzili się oddać Bridgesa, mimo że przez poprzednie miesiące mocno się temu opierali. Nie chcieli nawet wchodzić w negocjacje, mimo propozycji dużych pakietów picków. Po drugie – New York Knicks, którzy dotychczas bardzo ostrożnie używali swoich draftowych assetów, zgodzili się zapłacić ogromną cenę aż 5 pierwszorundowych picków i to za zawodnika, który nigdy nawet nie był All-Starem. Po trzecie – dwie drużyny grające w nowojorskiej metropolii odkryły, że między sąsiadami można handlować. To był ich pierwszy trade od ponad 40 lat. Po czwarte – wydaje się wręcz niemożliwe, żeby czterech kumpli ze studiów znalazło się w jednej drużynie NBA i to ledwie sześć lat po tym, jak ostatni z nich opuścili Villanovę.