Kajzerek: Walczymy o IO. Efekt Sochana w pełnej skali

3
YouTube

Dlaczego krytykujemy? Jeśli mamy dobre intencje to dlatego, że się martwimy. Pojechałem na mecz Polski z Nową Zelandią do Spodka, by spróbować odbudować swoją bezpośrednią relację z reprezentacją Polski. Rozmawiałem przy okazji z kilkoma dziennikarzami i padło wiele gorzkich słów. Nie na temat drużyny Igora Milicicia – żaden z nas nie czuł się na tyle bezczelny, by już na tym etapie nabijać ten projekt na pal. Rozmawialiśmy o tym, jak się ma koszykówka w Polsce i wnioski były raczej przykre. Zaniedbana i pozbawiona fachowców. Jednak ten czarno-biały obraz bardzo szybko rozjaśnił swoją obecnością Jeremy Sochan, wschodząca gwiazda parkietów NBA i bohater popularnego rap-songu.

Abstrahując od tego, jak kawałek Okiego jest odbierany przez różne pokolenia fanów rapu, dla samego zawodnika, pod kątem promocji jego osoby w naszym kraju, był strzałem w dziesiątkę. Wątek popkulturowy jest w tym wszystkim bardzo istotny, bowiem napędza zainteresowanie – zarówno mediów, jak i całej grupy dzieciaków, które nie muszą na początku widzieć w Sochanie bohatera, ale pozwólmy nim się zafascynować. To otwiera horyzont na znacznie szersze doświadczenia z koszykówką, a co za tym idzie – reprezentacją Polski. Długo na takiego ambasadora czekaliśmy.

Sukces sportowy i ogranie Marcina Gortata było jak przelotny romans. Przez moment dobrze się z tym czuliśmy, ale na dłuższą metę nie widzieliśmy w tym nic, co mogłoby odmienić nasze życie. Tymczasem Polska koszykówka potrzebuje czegoś, co młodemu kibicowi pozwoli jej się chwycić; kogoś, kto zaprosi ją na wspaniałą podróż, która poza sukcesem jednostki – w tym wypadku Sochana, będzie także motorem napędowym dla wyników drużyny narodowej. I wiecie co… po tym, co zobaczyłem w Spodku nabrałem wiary, że może tak faktycznie być, jeśli tylko Jeremy dotrzyma danego wcześniej słowa. Te kilka dni kadry na Górnym Śląsku uświadomiło wiele osób, jak ważne dla KoszKadry jest powiązanie z koszykarzem NBA.

Zawodnik San Antonio Spurs ściąga na siebie zainteresowanie bardzo dużej grupy osób. Jeżeli zostanie ono odpowiednio przekierowane, możemy za kilka lat mówić o “efekcie Sochana”. W Katowicach widziałem całą grupę młodych ludzi mających na plecach nazwisko swojego ulubionego sportowca. Szukali skrawka miejsca przy najbliżej położonej tunelu barierce. Ustawiali się jeden obok drugiego, z nadzieją, że zobaczą Jeremy’ego z bliska; że będą mogli podać mu koszulkę albo złapać ten charakterystyczny uśmiech z przerwą pomiędzy jedynkami. Już dawno tego w polskiej koszykówce nie było. To potężny kapitał na przyszłość i nie można go zmarnować. Z drugiej strony wiem, że nie wszystko złoto, co się świeci.

Jeremy przyjechał do Polski z eskortą. Spurs będą patrzeć nam na ręce, dlatego Sochan może czuć się w pewnym stopniu ograniczony. Poza tym kontrakt zawodnika NBA oraz jego indywidualne umowy z partnerami zastrzegają sobie pewne prawa, a co za tym idzie zabierają mu czas. Przeszkód na tej drodze będzie zapewne wiele, ale nie powinniśmy mieć cienia wątpliwości, że obecna koniunktura wymaga od KoszKadry, by poszła all-in i inwestowała w budowanie hype’u Sochana jak najwięcej czasu i jak najwięcej środków. Mecze w Katowicach i Sosnowcu są odpowiednią dokumentacją tego, jak wiele dobrego Jeremy może nam wszystkim zrobić, jeśli tylko nie zaniedba obowiązków reprezentacyjnych i sam zrozumie, że może mieć realny wpływ na rozwój dyscypliny w kraju swojej mamy.

Chłopaki od paru dni przebywają w Walencji. We wtorek Bahamy pokonały Finlandię. W składzie zespołu z wyspy Buddy Hield, Eric Gordon oraz DeAndre Ayton. Jeżeli po przeczytaniu tych nazwisk uznaliście, że nie mamy tam czego szukać, to prawdopodobnie macie rację, ale… skoro już tam jesteśmy. W reprezentacji Finlandii takich nazwisk nie ma, ale to dobrze zorganizowana drużyna, więc przedstawi podobne wyzwanie. W środę o godz. 17:30 rozpoczniemy walkę o Igrzyska starciem z Bahamami. Transmisja na https://www.courtside1891.basketball oraz w TVP Sport.

Reprezentacja Polski w pięciu meczach kontrolnych poniosła trzy porażki i dwukrotnie wygrywała. Sochan wrócił do gry na spotkanie z Nową Zelandią. Rytualna Haka nie zrobiła na Polakach większego wrażenia. Łatwo rywala ograliśmy, a Sochan w 18 minut zanotował siedem punktów, dwie zbiórki i cztery asysty. Nie forsował tempa, nie próbował ustalać własnych reguł. Dobrze przesuwał na nogach w obronie, choć żaden z Nowozelandczyków nie był na tyle dynamiczny, by zaskoczyć go na pierwszym kroku. W grze Jeremy’ego było dużo pokory. Chce się wkomponować w schematy Milicicia, a nie wymuszać ich dostosowanie.

Zupełnie inaczej powinna wyglądać gra Sochana na większej intensywności, gdy zacznie agresywniej atakować kosz i egzekwować grę w pick-and-rollach. Dopiero turniej w Walencji pokaże nam, jak dużą może zrobić różnicę już na tym etapie. Wydaje się, że jego gra dwójkowa z Mateuszem Ponitką jako ball-handlerem będzie jednym z podstawowych rozwiązań w ataku pozycyjnym i w semi-transition. Właśnie od tego zaczęliśmy mecz z Nową Zelandią. Ponitka był absolutną gwiazdą. Zapisał na swoje konto 29 punktów (8/11 z gry, 4/4 za trzy), sześć zbiórek, sześć asyst i trzy przechwyty. Partizan poinformował, że nie skorzysta z opcji w jego umowie, więc lider reprezentacji Polski w tym momencie jest bez przynależności klubowej.

Jest jednym z największych sojuszników Igora Milicicia. Trener potrzebuje, by w trudnych momentach, to Mateusz drygował ofensywną reprezentacji. Znacznie więcej problemów będziemy mieli w obronie. Schematy defensywne na etapie budowania tożsamości zespołu są zdecydowanie najtrudniejszym elementem do opanowania. Kluczowa jest komunikacja, by podpowiadać w obronie pick-and-rolla, szybko zamykać i udzielać help-defense. W tym aspekcie możemy przeciwko Bahamom cierpieć. Sochan jest po to, żeby pomóc i wiemy, że posiada niezbędny zestaw umiejętności.

Jednak najbardziej intrygującą dla mnie postacią tego składu pozostaje Olek Balcerowski. Odnoszę wrażenie, że to on w oczach sztabu jest dla zespołu przepustką do rywalizowania z teoretycznie mocniejszymi przeciwnikami. Olek posiada atuty nowoczesnego wysokiego, bo jako “piątka” rozciąga na dystans. W meczu przeciwko Nowej Zelandii, gdy pozostali liderzy zeszli na ławkę, trener Milicić pozostawił go na parkiecie i niemal wszystkie posiadania przechodziły przez ręce Olka. Ten w naturalny sposób tworzy mis-matche w ataku i daje rim-protection w obronie. Otwiera i zamyka przestrzeń – jest wszystkim, czego potrzebuje ball-handler, by zaplanować ruch bez piłki. Ten chłopak musi łapać regularne minuty w swoim klubie, by “gra dla niego spowolniła”.

Z dobrej strony pokazał się także Michał Sokołowski i to nie powinno nikogo dziwić. Sokół to baller – gość zakochany w koszykówce, prawdziwy skarb w rotacji każdego trenera. A.J. Slaughter nadal podejmuje wątpliwe decyzje w ataku, ale gdy trafia, to go uwielbiamy. Turniej w Walencji może być dla kadry doświadczeniem bolesnym, ale koniecznym, by zrozumieć, jak rotację z Sochanem optymalizować. W meczach z Nową Zelandią oraz Filipinami było wiele momentów, w których kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń. Zwycięstwa przeciwko rywalom z nieco niższej półki niż Grecja, Chorwacja i Brazylia, powinny dobrze wpłynąć na morale kadry.

– Rozegraliśmy dwa różne mecze w Polsce. Z Filipinami zaczęliśmy zbyt miękko, ale jest to bardzo dobra nauczka dla nas na zbliżające się dni. W Hiszpanii też będziemy grali dzień po dniu i dlatego nie możemy odpuszczać w żadnym momencie. Wiemy, że Jeremy może nam pomóc. Pokazał pewne rzeczy w Polsce. Najważniejsze, że jest zdrowy i wkomponował się do składu. Mieliśmy pewne założenia na mecze w Polsce i udało się nam je zrealizować – mówił po ostatnich meczach przygotowań trener Milicić.

3 KOMENTARZE

  1. Bahamy zagrały dobrze z Finlandią, mają mocną pakę i liderów z nba, ale bez przesady, że nie mamy z nimi szans. Nasi lubią grać z pozycji underdoga, a jeśli Olek i Kapitan odzyskali formę, to wszystko jest możliwe. Dawaj Polska!

    2