Wyjątkowy rookie

5
fot. NBA League Pass

To jeszcze nie koniec.

Dallas Mavericks zagrali jak przystało na zdesperowaną drużynę walczącą o przetrwanie i uratowali się bardzo efektywnym blowoutem. Luka Doncić odpowiedział po poprzednim słabym występie, Kyrie Irving wreszcie pokonał Boston Celtics, a bohaterem meczu był również Dereck Lively. Po raz kolejny przypomniał nam jak wyjątkowym jest debiutantem.

Oczywiście najbardziej wyjątkowym debiutantem był teraz Victor Wembanyama. To on jest koszykarskim kosmitą, był jedną z największym historii kończącego się sezonu i to jego rywalizacja z Chetem Holmgrenem zdominowała dyskusje o pierwszoroczniakach. Lively znajdował się w ich cieniu, będąc dopiero tym trzecim najbardziej obiecującym młodym centrem, ale mimo wszystko udało mu się zwrócić na siebie uwagę. Dereck zepsuł Wemby’emu pierwszy mecz kariery, niespodziewanie wygrywając ten pojedynek, późnej pomógł odesłać na wakacje Holmgrena, zaliczając swoje dwa pierwsze playoffowe double-double na zamknięcie drugiej rundy i teraz to on kończy swój pierwszy sezon grając o mistrzostwo.

W Game 4 bardzo przyczynił się do tego, że Mavericks pozostają jeszcze w tej grze.

Jason Kidd szybko sięgnął po niego i jak tylko Lively pojawił się na parkiecie, od razu swoją energią i walką na tablicach pomógł gospodarzom przejąć kontrolę. Jego zaskakująca WOW! trójka z rogu była idealną zapowiedzią tego, jaki to będzie mecz w wykonaniu Mavs. Mecz, w którym niemal wszystko im się udaje. Nawet Lively trafia swoją pierwszą w karierze trójkę, po tym jak wcześniej przez cały sezon miał ledwie dwie próby zza łuku. Zaraz po tym rzucie dobrze kontestował Xaviera Tillmana przy obręczy, po czym po drugiej stronie skończył alley-oopa i cała hala już szalała.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułWake-Up: Celtics zlani w Dallas. Barkley kończy karierę
Następny artykułKilka cyferek po Game 4 Finałów

5 KOMENTARZE

  1. Nie chcę mu odbierać sukcesu i zdobyczy ale nie ma co tego porównywać z innymi. To wcale nie znaczy że Wenby czy Edward są gorsi od niego. Najlepsi rookie z definicji dostają się do najsłabszych drużyn i tylko nieliczni (w przypadku wyjątkowego ułożenia gwiazd ;)) mają w ogóle szansę grać w pierwszym swoim sezonie w finale NBA. Bardziej nazwałbym go farciarzem. Podobnego farta miał ostatnio Chet Holmgren i gdyby to OKC doszło do finału (nie było do tego daleko mimo wszystko) pisałbyś o nim, a nie o Derecku.

    I jeszcze jedno – gdyby nie Doncic to by tego double-double nie osiągnął, nie jest przecież graczem który umie sobie wykreować pozycję do rzutu.

    3
    • No nie wiem, czy fartem jest trafienie do finalisty NBA z 12 numerem draftu. Generalnie tacy zawodnicy, w takich drużynach są zakopywani na końcu ławki i w odróżnieniu od innych rookie trafiających do drużyn z dołu tabeli nie dostają żadnego czasu, na rozwój, na otrzaskanie się. Albo są przydatni i grają albo są nieprzydatni i nie grają.
      Każdy rookie który przebije się do rotacji silnej drużyny jest przede wszystkim kozakiem i dopiero jak spełni ten warunek, to można powiedzieć, że dobrze, że trafił do takiej drużyny. Jednak taka kolej rzeczy ma niewiele wspólnego ze zwrotem “Bardziej nazwałbym go farciarzem”.
      Nawet jeśli chodzi o Holmgrema, to nie jest oczywiste czy dobrze, że trafił do tak silnej drużyny jak OKC, bo raczej nie dowiemy się jakim zawodnikiem mógłby się stać, gdyby dostał 5 lat na rozwój w “swojej” drużynie. W obecnej OKC już widać kim mniej więcej będzie i raczej nie będzie drugą opcją zespołu, czy franchise playerem. Oczywiście mogę się mylić, bo to dopiero jeden sezon ale oceniam stan na dzisiaj.

      2
    • No nie wiem, czy fartem jest trafienie do finalisty NBA z 12 numerem draftu. Generalnie tacy zawodnicy, w takich drużynach są zakopywani na końcu ławki i w odróżnieniu od innych rookie trafiających do drużyn z dołu tabeli nie dostają żadnego czasu, na rozwój, na otrzaskanie się. Albo są przydatni i grają albo są nieprzydatni i nie grają.
      Każdy rookie który przebije się do rotacji silnej drużyny jest przede wszystkim kozakiem i dopiero jak spełni ten warunek, to można powiedzieć, że dobrze, że trafił do takiej drużyny. Jednak taka kolej rzeczy ma niewiele wspólnego ze zwrotem “Bardziej nazwałbym go farciarzem”.
      Nawet jeśli chodzi o Holmgrena, to nie jest oczywiste czy dobrze, że trafił do tak silnej drużyny jak OKC, bo raczej nie dowiemy się jakim zawodnikiem mógłby się stać, gdyby dostał 5 lat na rozwój w “swojej” drużynie. W obecnej OKC już widać kim mniej więcej będzie i raczej nie będzie drugą opcją zespołu, czy franchise playerem. Oczywiście mogę się mylić, bo to dopiero jeden sezon ale oceniam stan na dzisiaj.

      2