Dniówka: Finały bez Granta Williamsa, czyli o konstrukcji składów finalistów

Grant Williams jeszcze rok temu był zawodnikiem Boston Celtics, natomiast obecny sezon rozpoczynał w Dallas Mavericks, ale teraz nie jest jednym z tych, którzy w wielkim finale zmierzą się z byłą drużyną. Nie dojechał na tę decydującą rywalizację. Finały może tylko oglądać ze swojego nowego domu w Charlotte.

Williams był największym wakacyjnym nabytkiem Mavs na rynku wolnych agentów. Nie tylko zapłacili mu duże pieniądze, ale jeszcze oddali pakiet picków, żeby Celtics pomogli im w sign-and-trade, a San Antonio Spurs przejęli kontrakt Reggie’go Bullocka. To był duży ruch, który miał zapewnić istotne wzmocnienie. Przypomnijmy, że Williams rozpoczął sezon w pierwszej piątce Mavs. Bardzo na niego liczyli. Okazał się jednak niewypałem. Nie grał najlepiej, a do tego jeszcze podobno irytował wszystkich w szatni, dlatego już w lutym się go pozbyli. Oddali kolejne picki, wysyłając Granta do Charlotte Hornets i przejęli w zamian PJ Washingtona. Trzeciego najlepszego strzelca drużyny w tych playoffach. Tym razem świetnie trafili.

Ale bez Williamsa to by się nie udało. Najpierw trzeba było go podpisać i mieć takiego zawodnika w składzie, żeby kilka miesięcy później móc wykonać kolejny ruch. Tak więc w ostatecznym rozrachunku, Grant mimo wszystko odegrał istotną rolę. Nie był przydatnym zawodnikiem, ale stał się ważnym assetem, który pomógł Mavs zbudować zespół na miarę wielkiego finału.

W tym samym czasie, tuż przed trade deadline pozyskali również Daniela Gafforda. Mogło się wtedy wydawać, że przepłacili i za bardzo poszli all-in, sięgając po wzmocnienia, które i tak nie wystarczą, żeby mogli przebić się na tym niezwykle silnym Zachodzie. Przypomnijmy, na początku lutego byli tylko trzy mecze na plusie. Ale tamte transfery okazały się przełomowym momentem, po którym Mavs wreszcie kliknęli, rozpędzili się i rozpoczęli drogę, na której już tylko cztery zwycięstwa dzielą ich od tytułu.

Drogę, która jeszcze rok temu wydawała się dla nich niemal nie do wyobrażenia, kiedy w fatalnym stylu kończyli sezon 2022/23 i mimo wielkiego transferu po Kyrie’go Irvinga nie znaleźli się nawet w play-in. To była spektakularna klęska. Przecież jeszcze w 2022 grali w finale konferencji, a już rok później znaleźli się w loterii. Na koniec o tę loterię zawalczyli, oddając ostatnie mecze. Zależało im, żeby z tego straconego sezonu został przynajmniej pick w drafcie, a on był chroniony tylko w top10. Tankowanie na finiszu zadziałało i potem postarali się, żeby jak najlepiej to wykorzystać. Załatali dziurę pod koszem pozyskując młodego centra, a przy okazji jeszcze zrobili trade z Oklahomą City Thunder. Przesunęli się o dwie pozycje niżej, wybrali Derecka Livelya i równocześnie zwolnili pieniądze pozbywając się umowy Davisa Bertansa, co dało im potrzebne pole manewru do dalszych ruchów. Mogli zatrudnić Williamsa.