Dniówka: X-faktor Mavericks

0
fot. NBA League Pass

Dwójka z finałowej trójki głosowania na MVP i… PJ Washington. To trzech najlepszych strzelców serii, w której Dallas Mavericks przejęli prowadzanie. Wygrali dwa kolejne mecze w dużej mierze właśnie dzięki Washingtonowi, który bezwzględnie wykorzystuje miejsce na dystansie, pomagając gwiazdorom drużyny rozbijać defensywę Oklahomy City Thunder.

PJ pięknie odwdzięcza się Mavs za to, że w lutym wyrywali go z Charlotte. Wreszcie jest w drużynie wygrywającej, po raz pierwszy gra w playoffach i wyjątkowo dobrze prezentuje się na tej dużej scenie. Potrzebował trochę czasu, żeby wkomponować się do zespołu i wyregulować swój celownik. Zaraz po transferze i potem również na starcie playoffów jeszcze miał kłopot ze skutecznością zza łuku (25.5% po pięciu meczach pierwszej rundy). Ale podobnie jak w fazie zasadniczej, rzuty w końcu zaczęły mu wpadać.

Teraz tak się rozstrzelał, że zanotował dopiero drugą w karierze serię występów na co najmniej 25 punktów. W obu ostatnich meczach już do przerwy zdobył 19, a w sumie uzbierał 12 celnych trójek przy skuteczności 52.2%. Wszystkie próby zza łuku to były rzuty sklasyfikowane jako open lub wide open. Obrona skupiona jest na Luce Docnicu i Kyrie’m Irvingu, zostawiając często PJa na wolnych pozycjach, więc liderzy dostarczają mu piłki, a on trafia. Najskuteczniejszy jest z rogów, ale w Game 3 trafił też wszystkie próby z „above the break 3”.

OKC Thunder przekonali się, że nie mogą oddawać mu miejsca i odcięcie Washingtona od tych czystych pozycji musi być jednym z usprawnień na Game 4.

“We’ve got to turn that water off if we want to win this series, for sure.” Shai

Te transfery Mavs sprzed trade deadline wyglądają coraz lepiej. Już w fazie zasadniczej Daniel Gafford i Washington pomogli im w mocnym finiszu, ale nawet wtedy PJ nie miał w żadnym momencie aż tak gorącego okresu. Od czasu przeprowadzki do startu playoffów tylko dwa raz zdobył ponad 20 punktów. Natomiast w Game 2 zanotował też pierwsze w sezonie 20-10 i ustanowił swój rekord w barwach Mavs z 4 asystami. To jest właśnie ten ofensywny upgrade na jaki liczyli w Dallas wymieniając na niego Granta Williamsa. Zadaniowiec, który potrafi złapać ogień i może odciążyć liderów od zdobywania punktów. Williams ma dużo większe doświadczenie w playoffach, ale w 61 meczach tylko dwa razy rzucił ponad 20 punktów i też dwa razy trafił co najmniej 5 trójek. Washingtonowi wystarczyło dziewięć playoffowych występów, żeby pod tym względem się z nim zrównać. Jest też obecnie trzecim najbardziej plusowym graczem Mavs, tylko za Luką i Kyrie’m.

A podczas gdy w Dallas czwarty strzelec drużyny rozgrywa swoje najlepsze mecze, w ekipie z Oklahomy mamy odwrotną historię, bo ich czwarty strzec jest bezkarnie zostawiany bez pilnowania na dystansie, dlatego trener musi ograniczać mocno jego minuty. Josh Giddey gra połowę krócej niż w pierwszej rundzie. Ale to nie tylko Giddey, generalnie brakuje wsparcia w ataku dla SGA. Jeszcze nikt poza nim nie zdobył w tej serii więcej niż 20 punktów dla Thunder.

Tymczasem Shai Gilgeous-Alexander ma duże kłopoty z pociągnięciem swojej drużyny w końcówkach. W czwartych kwartach przeciwko Mavs uzbierał jak na razie łącznie tylko 13 punktów przy 3/14 z gry i tylko sześć razy był na linii. To też w tych ostatnich kwartach popełnił 4 ze swoich 9 strat, a zaliczył tylko 3 asysty.

OKLAHOMA CITY @ DALLAS (1-2) 3:30

Thunder zaczęli playoffy od serii zwycięstw, a teraz muszą szybko odbić się po dwóch kolejnych porażkach (w sezonie tylko raz mieli serię 3 porażek, na początku kwietnia). Cała drużyna musi zagrać znacznie lepiej, ale jak zwykle największa odpowiedzialność spada na barki lidera, żeby pociągnął za sobą kolegów. To bardzo ważny sprawdzian dla SGA. Wygrał pierwszy pojedynek z Luką na otwarcie serii, ale w kolejnych dwóch to już poobijany Doncić przejął kontrolę, dając swojemu rywalowi szkołę tego, jak prowadzić drużynę w najważniejszych meczach.

Ale Shai i tak może liczyć dużo większe wsparcie niż Donovan Mitchell, który ostatnio znowu był strasznie osamotniony. Udany Game 2 w wykonaniu jego kolegów nie okazał się żadnym przełamaniem, tylko krótkim odchyłem od normy.

BOSTON @ CLEVELAND (2-1) 1:00

Mitchell od sześciu meczów zdobywa średnio aż 35.3 punktów przy świetnej skuteczności 50% z gry i 40.7% za trzy, ale Cleveland Cavaliers wygrali tylko połowę z nich. Albo aż połowę, bo często zupełnie sam musi ciągnąć cały atak drużyny. W pierwszej połowie Game 3 wyglądało to bardzo podobnie jak przy jego 50-punktowym występie. Zdobył 23 punkty, a reszta drużyny tylko o dwa więcej, choć koledzy oddali aż 20 rzutów więcej. Po przerwie Caris LeVert zaczął wreszcie trafiać i też Darius Garland dołożył coś od siebie, ale było już za późno, bo Boston Celtics na starcie trzeciej kwarty na dobre przejęli kontrolę. Co gorsza, Mitchell pod koniec spotkania ponownie doznał urazu lewego kolana, z którym ma już problem od wielu tygodni. Mimo tych problemów gra rewelacyjnie, ale nie wiadomo jak długo jeszcze uda mu się to utrzymać, bo teraz w raporcie medycznym dopisano kontuzję lewej łydki i ma status “questionable”.

W całej serii Mitchell trafił 16 trójek przy 53.3%, reszta Cavs zanotowała 20/76.

Boston Celtics natomiast przypomnieli o sile swojego składu i podczas gdy Derrick White stracił swój ogień (4/16 za trzy w dwóch meczach), Jrue Holiday przejął pałeczkę. Game 3 rozpoczął bardzo agresywnie i już do przerwy zdobył 15 punktów, więcej niż w jakimkolwiek wcześniejszym meczu tych playoffów. Pomógł też przejąć kontrolę w walce na tablicach (5 z 8 zbiórek w pierwszej połowie) i przykręcić defensywę, która tylko w tych dwóch porażkach dała sobie rzucić sto punktów.

Celtics znowu zrobili o trzeba i odpowiedzieli. Mają problem z Game 2, ale zupełnie nie mają problemów z wygrywaniem na wyjazdach. Na tym etapie sezonu poza Bostonem wręcz spisują się lepiej niż grając przed własną publicznością. Licząc od zeszłego roku, mają obecnie serię pięciu wyjazdowych zwycięstw, a w sumie bilans 17-7 w trzech ostatnich playoffach. W tym samym czasie w TD Garden zanotowali 14-14.


BOSTON @ CLEVELAND (2-1) 1:00 [LV BET: 1.25 – 3.85]
OKLAHOMA CITY @ DALLAS (1-2) 3:30 [2.07 – 1.95]

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (1298): Nie wie gdzie jest ŚPBratJoka
Następny artykułPelicans mogą latem agresywnie handlować Brandonem Ingramem