Dniówka: Nuggets grają o życie w Minnesocie

3
fot. NBA League Pass

Minnesota Timberwolves są ostatnią niepokonaną drużyną i zdecydowanie największym objawieniem tych playoffów. Choć teoretycznie ich świetna gra nie powinna być aż takim zaskoczeniem, bo przecież do ostatnich dni fazy zasadniczej walczyli o pierwsze miejsce w tabeli Zachodu i dysponowała wyraźnie najlepszą obroną ligi. Przez cały sezon potwierdzali swoją siłę. Mimo to, mało kto wierzył, że ten zespół może sprawdzić się w playoffach. Wydawało się, że to, co najlepsze już pokazali i nie są w stanie wrzucić wyższego biegu.

W końcu mówimy o zespole z Minnesoty, który przez całą swoją wcześniejszą historię tylko raz przeszedł przez pierwszą rundę. O zespole opierającym się na wysokiej grze dwójką centrów, będących równocześnie zawodnikami, którzy dotychczas zawodzili w playoffach. Rudy Gobert był nękany prze smallball, a Karl-Anthony Towns znikał wraz z rosnącą presją i nigdy nie grał na miarę gwiazdora w tych najważniejszych meczach.

To znowu nie miało się udać Wolves. Tym bardziej, że już w pierwszej rundzie trafili na rywala, z którym przegrali wszystkie mecze fazy zasadniczej… Zrobili imponujący sweep, ale więcej mówiło się o problemach w ekipie z Phoenix, niż fenomenalniej obronie zwycięzców. Frank Vogel właśnie stracił pracę, ale obecnie nastroje w Arizonie mogą być nieco lepsze, bo może to wcale nie oni byli tak słabi, po prostu Timberwolves weszli na tak wysoki poziom. Teraz kontynuują destrukcję rywali w starciu z Denver Nuggets, a to przecież mistrzowie, którym nikt nie zarzuci braku zgrania czy źle skonstruowanego składu.

Zwycięstwa w Denver jasno pokazały, że pierwsza runda nie była przypadkiem. Zatrzymali obrońców tytułu na 89.5 punktów i 40% z gry. I to na ich parkiecie. Wolves naprawdę grają fantastyczną defensywę i potrafią utrzymać ją nawet bez Goberta. Anthony Edwards świetnie prowadzi ich atak i jest jedną z największych gwiazd tych playoffów, podczas gdy Towns staje na wysokości zadania jako druga opcja. Rok temu KAT zaczął serię w Denver od 21 punktów po dwóch meczach, mając więcej strat niż celnych rzutów, teraz natomiast uzbierał 47 przy 64% i do tego wykonał dobrą pracę broniąc przeciwko Jokicowi.

Wolves grają niczym wataha wygłodniałych wilków. Z dużą intensywnością, agresywnie, są dobrze zorganizowani i walczą na całym parkiecie. Tymczasem ich trener walczy z bólem operowanego kolana, schowany z boku ławki. Chris Finch powinien się oszczędzać i leżeć, ale poleciał do Denver, bierze udział w treningach i usiadł także na ławce. Nie zamierzał zostawić swojej drużyny w tak ważnym momencie. Przy okazji dał w ten sposób jasny sygnał zawodnikom, że są razem w tej walce i każdy musi dać z siebie wszystko, niezależnie od przeszkód. To też buduje atmosferę w drużynie, która tylko coraz bardziej umacnia się po kolejnych zwycięstwach.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (1297): Wiadomo komu służy
Następny artykułSuns zatrudnili Budenholzera

3 KOMENTARZE