Magia Heat nie powróciła, co teraz wymyśli Riley?

1
fot. NBA League Pass

Rok temu Miami Heat napisali fantastyczną historię, zaskoczyli całą ligę i skończyli jako wicemistrzowie, dlatego teraz przez cały sezon pozostawialiśmy im duży margines błędu, nie chcąc za szybko przekreślać tak nieobliczalnej drużyny. Przecież Jimmy Butler obiecywał, że w 2024 sięgną po tytuł.

Przez całą fazę zasadniczą nie zachwycali, mieli mnóstwo kłopotów zdrowotnych – Jimmy, Bam i Herro rozegrali wspólnie tylko 27 meczów, a Erik Spoelstra wystawił w sumie 35 różnych pierwszych piątek – znowu też musieli walczyć o awans przez Play-In, ale nie można było wykluczyć, że jakimś cudem w kwietniu ponownie klikną i się rozpędzą. To się jednak nie wydarzyło. Magia nie powróciła.

Kontuzja Jimmy’ego Butlera w pierwszym meczy Play-In była gwoździem do trumny tego sezonu Heat. Brakowało im także pozyskanego w styczniu Terry’ego Roziera i jedyne co udało im się wywalczyć w playoffach, to zwycięstwo na parkiecie w Bostonie w mocno jednostronnej serii, w której Boston Celtics rozbijali ich kolejnymi blowoutami.

Biorąc pod uwagę wysokie standardy organizacji z Miami i mistrzowskie aspiracje, to był dla nich bardzo kiepski sezon. Co teraz z tym zrobią? Pat Riley ma nad czym myśleć, tym bardziej, że byli jedną z najdroższych drużyn. Wydatki tylko będą rosły i nawet ta legendarna magia przyciągania gwiazd może nie być rozwiązaniem, ponieważ restrykcje tax apron mocno ograniczą ich pole manewru. Poza tym, nawet jeśli finansowo pokombinują, Heat brakuje atrakcyjnych assetów do handlowania po gwiazdy i dlatego też w zeszłorocznym offseason nie udało im się pozyskać Damiana Lillarda, choć on tak bardzo chciał przenieść się właśnie do Miami.

Jeśli teraz Kevin Durant czy Donovan Mitchell byliby kolejnymi wskazującymi na Miami, Heat mogą zaproponować niewiele lepszą ofertę niż rok temu w rozmowach z Portland Trail Blazers. Tyler Herro pozostaje 20-punktowym strzelcem, ale nie gwiazdorem, którego można by chcieć jako fundament przybudowywanej drużyny. Bardziej atrakcyjny stał się natomiast Jaimie Jaquez, który był jednym z najlepszych debiutantów, a też coraz bardziej swój potencjał potwierdza młodziutki Nikola Jović. Do tego Duncan Robinson nie jest już minusowym kontraktem po bardzo udanym sezonie, w którym poprawił grę z piłką, zaliczał rekordowo dużo asyst i odkrył, że można rzucać za dwa. Do tego mają teraz jeszcze Terry’ego Roziera. Ale czy jakaś kombinacja tych graczy wystarczy na duży trade? Wydaje się, że inne drużyny będą mogły przygotować ciekawsze oferty. Zwłaszcza, że Heat brakuje picków, które mogliby tu dorzucić. Teraz będą wybierali z 15 numer w drafcie, ale w kolejnych latach muszą rozliczyć się z Thunder i Hornets, dlatego następny dostępny pick do handlowania najwcześniej będą mieć w 2028.

Spójrzmy na finanse. Kontuzjowany Josh Richardson zapewne podejmie swoją opcję w umowie na następny sezon ($3mln), a jeśli to samo zrobią także Kevin Love ($4mln) i Thomas Bryant ($2.8mln), Heat będą mieć dziesięciu zawodników w składzie i wydatki na poziomie około $173mln. To już jest kwota przekraczająca prognozowany próg podatku ($171mln). Doliczając do tego kontrakt dla gracza z draftu, znajdą się między pierwszym a drugim tax apron. Od razu dodajmy, że jeśli zrobiliby teraz duży trade, w którym spakują kilka kontraktów, drugi apron ($189.6mln) automatycznie staje się dla nich hard capem. A już będąc ponad pierwszym apronem, w wymianie nie mogą przejąć więcej pieniędzy niż oddają. Przypomnijmy jeszcze, że Heat mogli ograniczyć koszty, gdyby poczekali aż zejdzie kontrakt Kyle’a Lowry’ego, ale to nie zwolniłoby pieniędzy na pozyskanie kogoś dobrego z rynku, dlatego woleli przejąć Roziera, który zapewnia im wartość na boisku i może być kontraktem do handlowania.

Te ogromne wydatki oznaczają, że zapewne drugi rok z rzędu nie będą w stanie zatrzymać swoich wolnych agentów. Caleb Martin ma opcję wartą $7.1mln, z której najpewniej zrezygnuje, żeby sięgnąć po większą wypłatę. Co prawda po świetnym poprzednim sezonie, teraz nie podbił swojej wartości ani w fazie zasadniczej, ani w playoffach (jeden gorący mecz na 5/6 za trzy i 6/19 w pozostałych), ale ustabilizował pozycję dobrego 3-and-D zadaniowca i przewiduje się, że może dostać na rynku pełne mid-level za $12.8mln. Heat mają jego prawa Birda, więc mogą zapłacić, ale nawet zatrzymanie go na dotychczasowej umowie przeniosłoby ich ponad drugi tax apron. Na rynek wejdzie też Haywood Highsmith i przestanie być graczem za minimum. To kolejne odkrycie Heat, może nie aż tak duże, ale w tym sezonie był ważną częścią rotacji i poprawił swój rzut trafiając 39.6% trójek.

Nie wygląda to zbytnio optymistycznie. Są bardzo drogą drużyną z pogranicza kontenderów, która w pełnym składzie może zawalczyć w playoffach, ale nie wydaje się mieć wielkiego upside’u, a ich gwiazdor zaraz skończy już 35 lat. Przy okazji trzeba też wspomnieć, że Jimmy za rok będzie miał opcję wejścia na rynek wolnych agentów, więc Heat muszą również porozmawiać o jego przyszłości. W tym momencie mogą dać mu dodatkowe dwa lata w przedłużeniu, jeśli zrezygnuje z opcji na 2025/26.

Ale dopóki jest tu Jimmy, Erik i Pat, nie można ich lekceważyć. Spo jest jednym z najlepszych trenerów i nawet z tego mocno kontuzjowanego składu wycisnął teraz 46 zwycięstw. Natomiast Riley zawsze poluje na gwiazdy i jak mało kto potrafi kombinować, więc zobaczymy co teraz wymyśli. Zaczyna się jego czas.

Poprzedni artykułFinch przeszedł operację kolana, ale gdzie usiądzie?
Następny artykułWake-Up: Kroki Maxeya, D-White wychował Miami, Mavericks kończą

1 KOMENTARZ