LeBron James jest już w playoffach. Golden State Warriors właśnie rozpoczęli wakacje. Sacramento Kings (którzy w naszym Typerze dostali tylko 5.8% głosów na ósme miejsce) jadą do Nowego Orleanu, gdzie gospodarze szykując się na kolejny mecz, nerwowo czekają na wyniki badań Ziona Williamsona. Tymczasem dzisiaj przenosimy się na Wschód. Tutaj w Play-In obejrzymy ponownie trzy te same drużyny co w zeszłym roku, a także Joela Embiida.
Philadelphia 76ers zanotowali taki sam bilans jak zespoły z piątego i szóstego miejsca, ale przegrali tie-breaker, dlatego muszą dalej walczyć o awans. Bo też nie pomógł im Doc Rivers, którego drużyna w ostatnim meczu mogła zepchnąć Magic do Play-In. Ale przede wszystkim znajdują się w tej pozycji, ponieważ Embiid opuścił ponad połowę sezonu, w sumie 43 mecze. Z nim w składzie są jednym z kontenderów, nie ekipą play-in’ową. Przypomnijmy, zanim doznał kontuzji kolana pod koniec stycznia, Sixers znajdowali się na czwartym miejscu w tabeli Wschodu i dysponowali trzecim najwyższym w całej lidze wskaźnikiem NetRtg. Teraz wrócił i pomógł im zakończyć sezon serią 8 wygranych. Z Joelem mają bilans 31-8, co daje wyższy procent zwycięstw (79.5%) nawet od Boston Celtics.
Dlatego Sixers wydają się wyraźnym faworytem dzisiejszego meczu, choć zmierzą się z nieobliczalnymi Miami Heat.
MIAMI @ PHILADELPHIA 1:00 o awans
W zeszłym sezonie Heat również znaleźli się w Play-In, a mimo że mieli przewagę własnego parkietu, niespodziewanie przegrali pierwszy mecz i dopiero po wyrównanej walce z Chicago Bulls zapewnili sobie awans do playoffów, w których napisali fantastyczną historię. Rok temu o tej porze jeszcze nic nie zapowiadało, że Heat mogą dotrzeć aż do wielkiego finału. Dopiero w pierwszej rundzie rozpoczęła się ich niesamowita eksplozja, ale czy teraz mogą powtórzyć tak mało prawdopodobny scenariusz?
Czy znowu uda im się kliknąć w tym najważniejszym momencie? Wtedy rozkręcili nagle swój kiepski przez cały sezon atak, bo wreszcie zaczęły im wpadać trójki. W tym sezonie ponownie ich ofensywa była w trzeciej dziesiątce efektywności, ale pomimo tego, że za trzy trafiali ze skutecznością powyżej ligowej średniej (37%). Teraz mogłoby pomóc zdrowie i wreszcie pełen skład, bo odkąd dodali Terry’ego Roziera, tylko w 11 meczach mieli do dyspozycji jego i Tylera Herro. Niestety Rozier przesiedział ostatnie spotkania z powodu urazu szyi i dzisiaj także go zabraknie. Wraca natomiast Duncan Robinson, który przez problemy z plecami opuścił 5 z 13 meczów.
Ale oczywiście kluczowy był Jimmy Butler, który rok temu wrzucił wyższy bieg i wszedł na kosmiczny poziom Playoff Jimm’ego. Teraz Heat ponownie będą tego potrzebowali, jeśli znowu mają zaskoczyć. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że wtedy Butler już przed playoffami zaczął się rozkręcać i po ASW zdobywał 25.6 punktów przy skuteczności 62/48/85%. Budował swoją formę, natomiast teraz tego nie widać. Wręcz przeciwnie, po ASW jego średnia spadła poniżej 20. Pozostaje więc tylko mieć nadzieję, że po prostu oszczędzał siły, żeby znowu być gotowym na najważniejsze mecze.
Dla Sixers to okazja do rewanżu za playoffy 2022, kiedy Jimmy odesłał ich na wakacje w drugiej rundzie, przy okazji przypominając, że pozwolili mu odejść z Philly. Teraz to w Miami pozbyli się starzejącego się Kyle’a Lowry’ego, który znalazł miejsce w wyjściowej piątce 76ers. Bardzo ciekawy będzie dzisiaj jego pojedynek z byłymi kolegami, a zwłaszcza z Butlerem, którego pilnował dwa tygodnie temu i ograniczył do 5 punktów z 5 rzutów. Lowry ma coś do udowodnienia i jest już 2-0 przeciwko swojej byłej drużynie. Rok temu odegrał ważną rolę w tych fantastycznych playoffach Heat, teraz spróbuje powtórzyć to w rodzinnej Filadelfii.
Bo jeśli tylko Embiid będzie zdrowy (w pięciu meczach po powrocie zdobył 152 punkty w 153 minuty, trafił 49.5% z gry, w tym 13 trójek przy 48.1%, a do tego zaliczał 9.2 zbiórek i 5.2 asyst), Sixers wydają się mieć duże szanse przejąć pałeczkę od Heat i stać się kolejną drużyną z Play-In, która mocno namiesza w playoffach. Najpierw jednak muszą się do nich dostać. Zwycięstwo dzisiaj im to zapewni i będzie oznaczało spotkanie w pierwszej rundzie z New York Knicks. Przegrany dostanie jeszcze drugą szansę i w piątek powalczy o wyjazd do Bostonu.
ATLANTA @ CHICAGO 3:30 o pozostanie w grze
Tę parę znaliśmy już od bardzo dawna, ale to zdecydowanie najmniej ekscytujący pojedynek Play-In. Dwie przeciętne, minusowe drużyny ze słabego środka Wschodu, które można powiedzieć, że doczołgały się do finiszu, tracąc po drodze kolejnych zawodników i wydają się być dalekie od playoffowego poziomu.
Chicago Bulls przez większość sezonu grają bez Zach LaVine’a i Patricka Williamsa, od początku nie mieli Lonzo Balla, właśnie stracili Onuralpa Bitima (uraz oka), który przebił się do rotacji w drugiej części, a pod znakiem zapytania są dzisiaj występy startera Ayo Dosunmu (mięsień czworogłowy) i kluczowego rezerwowego Andre Drummonda (kostka).
Atlanta Hawks mają z powrotem Trea Younga, ale nawet jeśli przedłużyliby swój sezon i weszli do playoffów, będą bez Saddiqa Beya (zerwany ACL), Onyeki Okongwu (palec stopy) i przede wszystkim nieoficjalnego (rozegrał za mało meczów) kandydata na MIP Jalena Johnsona (kostka). Quin Snyder nie będzie miał też do dyspozycji Vita Krejci, który w marcu nagle znalazł się w rotacji, wychodził w pierwszej piątce i trafiał 41% trójek. Czech jest na two-way kontrakcie, dlatego nie może grać w postseason. Hawks mogli zmienić jego umowę na normalną, ale tego nie zrobili. Nie mieli wolnego miejsca w składzie i najwidoczniej nie znaleźli gracza, którego można by zwolnić. Bo po co robić tu teraz zamieszanie, skoro i tak ten zespół potrzebuje poważnych zmian i zaraz będzie na wakacjach.
To może być ostatni, albo jeden z ostatnich wspólnych występów Younga i Dejounte Murraya. Ten duet ewidentnie nie działa, drużyna lepiej spisuje się, kiedy gra tylko jeden z nich, dlatego któregoś będą musieli wytransferować, żeby spróbować lepiej poukładać zespół. Może padnie na Trae, ponieważ pod jego nieobecność poprawili obronę i zanotowali dodatni bilans (12-11), natomiast odkąd wrócił kontynuowali serię porażek. Na zakończenie oberwali w Indianie aż 42-punktami, mimo że nie odpuścili tego meczu i obaj gwiazdorzy spędzili na parkiecie ponad 30 minut (w 21 wspólnych minut byli minus-29).
W Chicago także zamiany wydają się nieuniknione, ale mimo poważnych kontuzji starterów – a może właśnie dzięki nieobecności LaVine’a – Bulls odbili się po fatalnym starcie i od grudnia są już na plusie (33-29). Wydają się pewniejszą drużyną od Hawks, mającą w sobie znacznie więcej woli walki, co też pokazali w Nowym Jorku, gdzie grali o zwycięstwo, mimo że ten mecz nie miał dla nich już żadnego znaczenia. Mają także teraz przewagę własnego parkietu.
Ale to Hawks są prawdziwymi weteranami Play-In. To już ich trzecia z rzędu tego typu dogrywka, a dwie poprzednie zakończyli sukcesem. Rok temu w pierwszym meczu zaskoczyli gospodarzy w Miami, zapewniając sobie awans, natomiast dwa lata temu potrzebowali dwóch zwycięstw, żeby dostać się do playoffów. Bulls w zeszłym roku zaczynali w Toronto, gdzie wygrali przy wsparciu krzyczącej z trybun córeczki DeMara DeRozana, a potem do ostatnich minut walczyli o zwycięstwo w Miami. Niewiele zabrakło. Jeśli dzisiaj wygrają, może w piątek znowu będą grać o wszystko na Florydzie?
(46-36) MIAMI @ (47-35) PHILADELPHIA 1:00 [LV BET 2.75 – 1.42]
(36-46) ATLANTA @ (39-43) CHICAGO 3:30 [2.22 – 1.62]
“Tobias Harris over me”?