Dniówka: Most Improved Coby

0
fot. NBA League Pass

Gdzie byliby Chicago Bulls bez breakoutu Coby’ego White’a?

Obecnie są tylko przeciętną drużyną z środka Wschodu, ale odbili się po fatalnym początku sezonu, od grudnia są już na plusie (24-18) i pewnie zmierzają do play-in. Nie ma czym się zachwycać, ale też nie jest tak źle jak to wyglądało na samym starcie (5-14), kiedy zanosiło się na katastrofę. I to pomimo poważnych problemów z kontuzjami, bo przecież Zach LaVine rozegrał tylko 25 meczów, a Patrick Williams wypadł z gry pod koniec grudnia i mimo braku zmian w składzie.

Można nawet zapomnieć, że brakuje im ich drugiego strzelca, ponieważ mają nowego. White wykorzystał szansę przejmując w grudniu większą rolę pod nieobecność LaVine’a. Stał się drugim gwiazdorem drużyny i to jest największa historia sezonu w Chicago. Historia ich odbicia i marszu do play-in. To właśnie Coby zapewnia największe wsparcie DeMarowi DeRozanowi.

Po raz kolejny przekonaliśmy się o tym przy okazji wizyty Bulls w Sacramento.

W trzeciej kwarcie przegrywali już różnicą 22-punktów, ale White pomógł im utrzymać się w grze. Przez trzy kwarty był najlepszym strzelcem gości i zmniejszył stratę przed ostatnim fragmentem meczu. Potem DeRozan pociągnął comeback trafiając wszystkie swoje 7 rzutów na 19 punktów w czwartej kwarcie, natomiast domknął to Coby. Przez ostatnie półtorej minuty dwa razy dostał się do kosza, najpierw doprowadzając do remisu, a następnie dając Bulls decydujące prowadzenie. Swój świetny występ zakończył z dorobkiem 37 punktów, co jest jego nowym rekordem kariery. Trafił 5 trójek, a w pomalowanym pomylił się tylko raz przy 10 rzutach.

To już jego piąty sezon w NBA i wreszcie staje się zawodnikiem o jakim marzyli Bulls wybierając go z siódmym numerem w drafcie. Oczekiwania wobec niego były bardzo duże, ale jego postępy były powolne i nie spektakularne, dlatego jeszcze w zeszłym sezonie wydawało się, że co najwyżej będzie dobrym rezerwowym. Tak też ocenił go rynek, kiedy w poprzednie wakacje stał się zastrzeżonym wolnym agentem. Inne drużyny się o niego nie biły i Bulls zatrzymali go na rozsądnym kontrakcie za $33mln/3. Kontrakcie, który okazał się bardzo korzystny jak na to, co Coby prezentuje obecnie.

Trzeba było cierpliwie poczekać, ale wreszcie ciężka praca przyniosła efekty i wykonał duży skok. Nie tylko ta czysto koszykarska praca, bo jak sam zdradził, w minione wakacje dużo także uwagi poświęcił sferze mentalnej. Medytował, czytał książki motywacyjne i rozmawiał z DeMarem o tym jak dbać o zdrowie psychiczne. To też pomogło mu nabrać większej pewności siebie i jego głos stał się głośniejszy nie tylko na parkiecie, ale i w szatni. Jest świetnym przykładem na to, że nie należy za szybko rezygnować z młodych talentów. Potrzebował po prostu nieco więcej czasu. Warto w tym miejscu przypomnieć, że przychodził do ligi jako 19-latek. Potrzebował także szansy, bo nawet jeszcze na samym starcie sezonu nic nie zapowiadało tego breakoutu. Dopiero odkąd dostał piłkę w ręce i większą rolę po kontuzji LaVine’a, eksplodował.

Jego średnia w sezonie wynosi 19.6 punktów, czyli o niemal 10 więcej niż zdobywał poprzednio, a mimo wzrostu liczby rzutów, dłuższego czasu z piłką i większej presji obrony, poprawił także swoją efektowność strzelecką. 45.4% z gry i 38.7% za trzy to również jego najlepsze osiągnięcia kariery. Jeśli chodzi o rzuty zza łuku, kluczowym elementem jest dodanie przez White’a pull-up jumpera do swojego arsenału. Wcześniej mu tego brakowało i był zagrożeniem na dystansie właściwie tylko jako catch-and-shooter. Teraz po 65 meczach ma już najwięcej w karierze, 47 celnych pull-up trójek i to przy bardzo dobrej skuteczności 41.7%. W dwóch poprzednich latach było to łącznie ledwie 39 i 29.5%. Poprawił także swoją skuteczność w penetracjach, których teraz zalicza ponad dwa razy więcej niż w zeszłym sezonie. Nie zapomina również o swoich zadaniach rozgrywającego i wprowadza piłkę w ruch, czego brakowało gdy LaVine i DeRozan za długo ją przetrzymywali. Rozdaje najwięcej w karierze 5.2 asyst, wypełniając nieco tę lukę po Lonzo Ballu. W efekcie, z White’m na parkiecie ofensywa Bulls funkcjonuje najlepiej (kiedy schodzi na ławkę zdobywają 10.8 punktów mniej na sto posiadań).

Co ciekawe, to też Coby jest najbardziej plusowym graczem całej ligi w crunch time. Rozegrał dotychczas najwięcej ze wszystkich, aż 159 clutch minut i w tym czasie był +87. Oczywiście pomaga mu gra z DeRozanem, który jest drugi na liście clutch punktów (131) za Stephem, ale w tym poprzednim pojedynku z Kings pokazał, że on też potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność w decydujących momentach.

Wszedł na wyższy poziom, pomógł uratować sezon Bulls przed katastrofą i jest obecnie jednym z najpoważniejszych kandydatów do nagrody dla Most Improved Player.

(29-32) CHICAGO @ (28-34) UTAH 3:00

Bulls kontynuują swoją wycieczkę po Zachodzie odwiedzając zeszłorocznego MIP, ale Lauri Markkanen opuści drugi z rzędu mecz z powodu urazu mięśnia czworogłowego.

3w4b2b (40-21) CLEVELAND @ b2b (27-34) ATLANTA 1:30

Wielki Dean Wade rozstrzelał się w czwartej kwarcie i zatrzymał serię zwycięstw Boston Celtics. Przez ostatnie 12 minut nie pomylił się ani razy oddając 7 rzutów, z czego 5 zza łuku i sam zdobył więcej punktów niż cała drużyna gości, 20-17. Miał też więcej punktów niż uzbierał łącznie w poprzednich siedmiu meczach po przerwie na ASW – w sumie tylko 14 i i 4/14 za trzy. W sezonie ma najwyższą w karierze skuteczność 38.9% zza łuku i na dystansie oddaje zdecydowaną większość swoich rzutów: 194 za trzy, 28 za dwa.

(41-21) MILWAUKEE @ (32-28) GOLDEN STATE 4:00

Golden State Warriors będą mieć dzisiaj z powrotem Andrew Wigginsa. Na szczęście tym razem znikną tylko na tydzień, nie na dwa miesiące. To oznacza, że wreszcie będą w pełnym składzie. Będą też próbować jak najszybciej wymazać z pamięci okropną porażkę w Bostonie. Ale przed nimi kolejne trudne wyzwanie, bo znowu spotkają się z najgorętszą drużyną ligi. Po wczorajszych porażkach Celtics i Nuggets, teraz ten tytuł należy do Milwaukee Bucks, którzy mają serię 6 zwycięstw i wyruszyli w trasę w świetnych nastrojach po wielkiej wygranej z Clippers bez Giannisa Antetokounmpo. Dzisiaj jego występ jest pod znakiem zapytania.

(34-26) SACRAMENTO @ (34-29) LA LAKERS 4:30

Dallas Mavericks znajdują się w dołku, Phoenix Suns jak zwykle nie są zdrowi, New Orelans Pelicans pozostają zagadką, ale to Sacramento Kings są postrzegani jako najsłabsze ogniwo rywalizacji na miejscach pięć-osiem w tabeli Zachodu. Dopiero co zmarnowali 22- punktową przewagę przeciwko Bulls, od początku stycznia mają bilans tylko 15-14, przed trade deadline nie dokonali wzmocnień i dlatego wydają się być najpoważniejszym kandydatem do ewentualnego spadku na niższą pozycję. Są drużyną, na którą najbardziej spoglądają Lakers i Warriors marzący o przebiciu się wyżej.

Tak więc ich wizyta w LA to niezwykle ważny pojedynek dla obu drużyn. Los Angeles Lakers ostatnio grają w kratkę, ale od lutego są 10-4 i już depczą po piętach Mavs. Kings wygrali dwa pierwsze starcia z Lakers, za tydzień będą gościć ich u siebie w ostatnim bezpośrednim spotkaniu i potrzebują przynajmniej jeszcze jednego zwycięstwa, żeby zapewnić sobie tie-breaker.

Shams Charania donosi, że Gabe Vincent robi postępy w rehabilitacji operowanego kolana i może dołączyć do drużyny pod koniec marca. Może się jeszcze przydać, ale obecnie Lakers już tak bardzo na niego nie czekają, bo mają Spencera Dinwiddie’go. Przeprowadził się do LA niespełna miesiąc temu, ale już rozegrał dla nich niemal dwa razy więcej meczów (9) niż Vincent (5). Póki co, ma kłopoty ze skutecznością i jeszcze bardziej pudłuje niż wcześniej na Brooklynie (35% z gry, 28% za trzy), ale mimo to jest przydatnym wsparciem z ławki. Zalicza 5.1 punktów, 3.6 asyst i od czasu dołączenia do Lakers jest ich najbardziej plusowym zawodnikiem. W sumie w tych ostatnich dziewięciu meczach Lakers byli +16, natomiast +65 ze swoim nowym guardem na boisku.

(21-41) MEMPHIS @ b2b (35-26) PHILADELPHIA 1:30

Plaga kontuzji w Memphis trwa w najlepsze i Grizzlies tracą kolejnych graczy. Wczoraj poinformowali, że Ziaire Williams doznał kontuzji biodra i dolnych mięśni pleców, przez co będzie poza grą przez cztery tygodnie. Derrik Rose natomiast narzekał kłopoty z plecami i bolącą pachwinę, dlatego został dokładniej przebadany i okazało się, że ma uraz kości łonowej. Co najmniej trzy tygodnie przerwy.

Biorąc pod uwagę, że do zakończenia fazy zasadniczej został tylko nieco ponad miesiąc, najprawdopodobniej nie zobaczymy ich już na boisku. Rose od początku zmagał się z kolejnymi problemami zdrowotnymi i zdołał rozegrać tyko 24 mecze. Williams był zdrowszy (51 meczów), ale nadal nie wykonał oczekiwanego progresu, nie nauczył się rzucać (30.7% za trzy) i nie udowodnił, że może być wartościowym elementem przyszłości drużyny.

Grizzlies oficjalnie nie wykluczyli ich do końca sezonu, ale podobnie nie zrobili tego jeszcze w przypadku Desmonda Bane’a i Marcusa Smarta, choć wiadomo od dawna, że nie mają już po co wracać. Zaraz po ASW update’ując ich status, podali, że każdy z nich potrzebuje jeszcze co najmniej trzech tygodni odpoczynku.

3w4b2b (36-26) ORLANDO @ (9-52) WASHINGTON 1:00

Orlando Magic są drugą najlepszą drużyną w całej NBA na przestrzeni ostatnich 15 meczów (12-3) i właśnie przesunęli się na czwartą pozycję tabeli Wschodu. Wykorzystali łatwy terminarz i łącznie aż sześć spotkań z Pistons, Spurs i Hornets, ale też zaskoczyli gospodarzy w Minneapolis i wygrali ważne pojedynki z bezpośrednimi rywalami w walce o playoffy (Cavs, Knicks).

Dzisiaj mogą pomóc Washington Wizards wyrównać ich najdłuższą w historii klubu serię porażek.


3w4b2b (36-26) ORLANDO @ (9-52) WASHINGTON 1:00 [LV BET: 1.3 – 3.4]
3w4b2b (40-21) CLEVELAND @ b2b (27-34) ATLANTA 1:30 [2.05 – 1.75]
(21-41) MEMPHIS @ b2b (35-26) PHILADELPHIA 1:30 [2.85 – 1.4]
(39-21) LA CLIPPERS @ b2b (27-34) HOUSTON 1:30 [1.33 – 3.2]
(29-32) CHICAGO @ (28-34) UTAH 3:00 [1.5 – 2.47]
(41-21) MILWAUKEE @ (32-28) GOLDEN STATE 4:00 [2.47 – 1.5]
(42-19) OKLAHOMA CITY @ (17-43) PORTLAND 4:00 [1.08 – 7.25]
(34-26) SACRAMENTO @ (34-29) LA LAKERS 4:30 [2.4 – 1.55]

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (1279): Ma brodę na obręczy
Następny artykułTrae Young przekonuje, że chce zostać w Atlancie