Jaylen Brown miał dość narzuconej narracji o tym, że nigdy wielką gwiazdą koszykówki nie będzie. Jego samoświadomość nie pozwalała mu tego zaakceptować. W bieżących rozgrywkach skutecznie pozbawia argumentów wszystkich kategoryzujących go jako “overrated”. Boston Celtics są w bardzo istotnym momencie. Mają bowiem wszystko, by regularnie dokładać do swojego bogatego dorobku kolejne tytuły. Dotąd jednak pojawiało się wiele wątpliwości dotyczących zasadności inwestowania czasu i pieniędzy w wychowanka Kalifornii. Miał stworzyć obok Jaysona Tatuma najbardziej śmiercionośny duet w lidze, tymczasem przegrywali kolejne serie i wracali do punktu wyjścia.
Takich wątpliwości nie miał jednak Brad Stevens, gdy w lipcu ubiegłego roku uzgodnił z Brownem 5-letnie przedłużenie jego kontraktu za maksymalne pieniądze, czyli astronomiczne 304 miliony dolarów. Sternik Celtics wiedział, że podejmuje niepopularną decyzję, ale nie był gotowy na to, by z Jaylena już teraz zrezygnować. Poszedł więc w drugą stronę, podejmując przy tym bardzo duże ryzyko. Dla Browna to było jak zastrzyk pewności siebie, bo choć nie notuje najlepszych liczb w swojej karierze, to jego wkład w sukcesy Celtics po obu stronach parkietu widać gołym okiem.
W swoim ósmym sezonie w NBA Brown notuje średnio 23,1 punktu, 3,5 asysty, 5,2 zbiórki i przechwyt trafiając 49,1% z gry oraz 35,8% za trzy. Ma NetRtg na poziomie 9,9 punktów, ale tu nawet nie o liczby chodzi. Może właśnie nigdy nie chodziło. Teraz w grze Jaylena widać przede wszystkim dojrzałość i nie powinniśmy mieć wątpliwości, że w dużej mierze jest ona efektem tych wszystkich niepowodzeń ostatnich lat; tych wszystkich zarzutów kierowanych w jego stronę chętnie i bez refleksji. Gra dla Browna wyraźnie zwolniła. Nauczył się ją kontrolować na wielu poziomach – w set-offense, w transition, czy w sytuacjach dwójkowych. Stał się dla Joe Mazzulli przepustką do stosowania nowych rozwiązań.
Insiderzy Celtics zwracają uwagę, że Brown nauczył się jednej bardzo ważnej rzeczy w kontekście prowadzenia gry, mianowicie kontroli tempa i narzucania własnego rytmu. Jednym z zarzutów kierowanych w jego stronę był m.in. ten dotyczący niezdrowej potrzeby robienia z siebie bohatera. To prowadziło do sytuacji, w której Brown świadomie ignorował lepiej ustawionego kolegę lub w locie modyfikował ustalone wcześniej zagrywki, by stworzyć swego rodzaju element zaskoczenia. Problem polegał na tym, że nie był w takiej grze konsekwentny, stąd cała masa hejtu i wątpliwości.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Too short.
6G nie zapomina…
Mnie ciekawi czy będzie wstanie zakozlowac lewa ręka , przy close outcie. Kibice Bostonu, o ta drą łachy , nie płacisz kolesiowi 60 baniek rocznie jak w game 7 , i w całej serii nie potrafił zejść kozłem na lewa stronę . Bill Simmons miał w swoim podcascie cały segment o tym , zaraz po przegranym meczu z Miami
W tym sezonie uderza w grze Browna skłonność do podań, gdy sam ma dobrą pozycję do rzutu. Nie przekłada się to zawsze na asysty, bo Celtics częstą grają extra passy, ale ewidentnie Jaylen gra bardziej pod drużynę. W tym sezonie jak nigdy jest też maszynką do highlitów.
Dostał maksa i gra lepiej. Wcale nie takie częste.