Nigdy nie był już tym samym graczem, od kiedy Kobe zabrał mu kolano, ale gdy przegrał wreszcie z gigantycznymi oczekiwaniami, Ricky stał się w NBA jednym z najlepszych kolegów do gry, grając z ogromną radością i widoczną miłością do naszego sportu. Stał się jednym z tych, z którymi kocha się grać, bo czytał koszykówkę o krok, czy dwa wcześniej, czy u nas, czy w kadrze Hiszpanii.
Wg. Basketball-Reference w 698 meczach kariery jego składy były o +4.7 punktu na 100 posiadań lepsze, gdy grał, niż gdy siedział na ławce. Z nim na boisku jego drużyny było o +2.2 na sto posiadań posiadań lepsze od rywali, czyli poziom drużyn na ok. 46-36.
Oby wszystko było dobrze. Wydaje się iść w tę stronę.
Będzie go bardzo brakowało w NBA.
Zawsze gdy grał był Perłą League Passa.
Jeden z moich ulubionych graczy. Wszystkiego dobrego Ricky.
bardzo ciekawa kariera chyba pod kazdym wzgledem, od debiutu, jako nastolatek, przez wielkie oczekiwania przed przyjsciem do NBA, powazna kontuzje, zanim sie rozkrecil i teraz pytanie czy wgl bez tej kontuzji by sie rozkrecil? czy nie trafil do ligi o te kilka lat za wczesnie? czy teraz pasowalby bardziej? chyba wiekszosc graczy na jego miejscu zostalaby okrzyknieta mianem ‘bust’, biorac pod uwage poziom oczekiwan, ale jednak w przypadku Rickiego malo pojawia sie tego typu glosow
nevermind, gosc z mega basketball IQ, bylem fanem jego gry od dawna i w sumie jeszcze nie tak dawno, bo w 2019 zostal MVP mundialu, wiec co pogral to jego, ogladalo sie go w akcji z przyjemnoscia, gracias Ricky!
To uderzające, że ludzie z depresją uśmiechają się tak samo jak my, niezdiagnozowani.
Tego prawie nigdy nie widać…
Przypominam 8-0 Suns w bańce w Orlando z Rubio na PG.