Kajzerek: Rok LeBrona Jamesa

5
fot.

Dla mojego pokolenia, to sportowiec, którego historia po prostu nam towarzyszyła. Bez względu jak ją traktowaliśmy, byliśmy jej żywymi świadkami, co sprawia, że za kilkadziesiąt lat – jeśli los pozwoli – będziemy mogli o niej opowiadać, a to duży skarb. Wydaje mi się, że LeBron nas rozpieścił. Jego wybitność zaczęliśmy traktować jak niedzielny rosół, a przez to zaczęła się także pojawiać narracja o tym, że nie przez przypadek wszystko mu w NBA sprzyja; że jest najlepszym przyjacielem komisarza; że zawsze dostaje to, czego chce.

Nawet jeśli tak jest, to musimy pamiętać, z czego to wynika. LeBron na swój wizerunek, na swoją nietykalność oraz szacunek zapracował sobie latami ustalania trendów. To nie wzięło się znikąd i na pewno nie zostało mu podarowane, bowiem jako “Choosen One” stał się w młodym wieku twarzą NBA, a to oznaczało konieczność sprostania standardom, jakie nie stawiano nikomu innemu. Nawet jeśli NBA czasami przesadzała w inwestowaniu swojego czasu w LBJ-a, to robiła to ze świadomością, że nigdy na tym nie straci, bowiem jego blaski i cienie zawsze się dobrze sprzedawały.

Dlaczego uważam, że 2023 był rokiem LeBrona Jamesa, nawet pomimo pojawienia się na scenie Victora Wembanyamy czy fantastycznego sezonu Denver Nuggets z Nikolą Jokiciem? Bo choć LeBron swoją długowiecznością zaprzecza prawom natury, to 2024 może już nie być tak pełny jego zjawiskowej aury. Prędzej czy później ciało koszykarza zacznie manifestować te wszystkie lata tortur. Obym się mylił, bowiem koniec Jamesa jest równoznaczny z nowym rozdziałem męki kibiców Los Angeles Lakers, których najprawdopodobniej czeka przebudowa składu.

Musimy się nad tym pochylić i zreflektować, jeśli do tej pory tego nie zrobiliśmy. LeBron właśnie stał się 39-letnim sportowcem. Tymczasem bardzo trudno odróżnić bieżący sezon od tego, jak prezentował się w swoim prime-timie, gdy zdobywał mistrzostwa dla Miami Heat i Cleveland Cavaliers. Notuje na swoje konto średnio 25,4 punktu, 7,8 zbiórki, 7,3 asysty i trafia 53,9 FG% przy 41,3% za trzy. Na ogół jest tak, że z wiekiem wydłuża się czas potrzebny na odnowę, absolutnie kluczową w zapobieganiu urazom. LeBron wykorzystuje swoje doświadczenie, oraz pieniądze, by w istocie toczyć otwartą walkę z upływającym czasem.

– Zawsze był najbardziej utalentowanym prospectem, jakiego skauci kiedykolwiek widzieli – jak pisał Ian Thomsen w swojej książce z 2018 roku i jak powtarzało wielu. – Wszyscy oczekiwali tego, że będzie wielki. Jednak od oczekiwań do ich realizacji jest bardzo długa droga. A jeszcze dłuższa od swojego pierwszego punktu do przebicia rekordu Kareema Abdula-Jabbara.

Luty 2023 roku. LeBron James zdobywa punkty, które przesuwają go na 1. miejsce w zestawieniu wszech czasów. NBA dokłada wszelkich starań, by odpowiednio ten moment celebrować. Hejterzy zacierają rączki – “no kurwa trzy banery mu z tej okazji powieście”. Jeśli miałeś pretensje wtedy i jeśli masz je teraz, to obawiam się, że nie rozumiesz, co znaczy LeBron James dla czerwono-niebieskiego logo, które wyszyte masz na jerseyach schowanych w szafie. NBA, Adam Silver – są jego ogromnymi dłużnikami. Dlatego, gdy LeBron James pisze nową historię koszykówki, to musisz się na chwilę zatrzymać i oddać szacunek za to, że mogłeś doświadczyć jej część.

Na dobrą sprawę nie powinniśmy podważać czyjeś wielkości nie mając powodów, które w sposób oczywisty by ją kwestionowały, jak seks skandal Tigera Woodsa cz Lance Armstrong wygrywający Tour De France po kilku strzykawkach. Pod tym kątem LBJ jest krystalicznie czysty. Możesz rzecz jasna poddawać w wątpliwość jego decyzje, jak ta o dołączeniu do Dwyane’a Wade’a w Miami i de facto rozpoczęciu ery super-zespołów, ale pod kątem indywidualnym oraz skali jego talentu – bardzo trudno znaleźć coś, co osłabiłoby jego pozycję w zestawieniu z All-Time Greats.

Szybkość, siła, wytrzymałość, charakter… to wszystko sprawia, że mamy do czynienia z postacią pozostawiającą głęboki ślad na promocji dyscypliny. Musisz być naprawdę złośliwy w swojej ocenie, by zaprzeczać namacalnym faktom. James – wszystkim co reprezentuje – pomógł NBA dotrzeć do tego punktu. Bardzo ważną częścią jego spuścizny pozostanie to, jak dużą wagę przykłada do swojego zdrowia i jakie w tym procesie wypracował nawyki, by unikać poważnych urazów.

– Do swojego 21. sezonu przygotowywał się, jakby to był jego debiutancki – mówił jakiś czas temu Rob Pelinka. – Pierwszy trening zawsze odbywa się o 6:00 rano. Chyba nikt nie był w naszym centrum treningowym i na naszej siłowni częściej, niż LeBron podczas off-season. Jego praca wyznacza rytm dla innych – dodał.

James całą filozofię odnowy biologicznej wyniósł na kosmiczny wręcz poziom. Jego nieśmiertelność potwierdza wyłącznie to, że przez ostatnie pięć lat opuścił 111 meczów. W niemal każdy z ostatnich off-seasons wchodził z przeciążonym organizmem, z bólem do wyleczenia i z mięśniami do intensywnego masowania. Zatem proces konserwowania zdrowia tylko pozornie jest dla niego rutyną. To siermiężna walka z każdą najmniejszą niedogodnością dzień za dniem. Możemy sobie tylko wyobrażać, jak ona wygląda. Więcej zapewne opowiedzą o niej trenerzy, którzy na co dzień Jamesowi towarzyszą i mam przekonanie graniczące z pewnością, że powstaną na ten temat nie tylko naukowe publikacje, a całe tomiska.

D’Angelo Russell cały czas pamięta zdjęcie LeBrona w szatni Ohio State Buckeyes, nawet pomimo tego, że w gruncie rzeczy LBJ nie miał z uczelnią nic wspólnego. Był to z jednej strony wyraz szacunku, a z drugiej forma inspiracji. LeBron dla trenerów, systemów szkoleniowych i programów rozwojowych stał się formą wiary. Jeśli jego zdjęcia nie widać na korytarzach, to wisi tam, gdzie nie będzie budzić kontrowersji.

W swoją trzecią dekadę na ligowych parkietach wszedł z tą samą motywacją, z jaką zaczynał każdą kolejną. Zdobycie piątego tytułu stało się obsesją: frustrującą, gdy Los Angeles Lakers notuje serie słabszych występów i podniecającą, gdy zespół pomimo wszelkich przeciwności rośnie i wygrywa inauguracyjny turniej. James stara się nam przypominać o swojej spuściźnie. To również jego opus magnum – coś, co ma zostawić za sobą jako zbiór dobrych praktyk. Dlatego tak bardzo dba o swój wizerunek. Każda najmniejsza rysa będzie mu w jakiś sposób ciążyć.

Zmierzamy do ostatniej fazy tego doświadczenia. Komplikacje związane ze zdrowiem Bronny’ego postawiły bardzo duży znak zapytania w kontekście tego, czy LeBronowi uda się spełnić jedno z największych marzeń, czyli grę u boku swojego pierworodnego. Przed Bronnym bardzo długa droga i nie ma pewności, czy początek jej profesjonalnego rozdziału nie rozpocznie się już po zakończeniu ścieżki jego ojca. Za rok LeBron James będzie 40-latkiem i trudno oczekiwać, by jego ciało trwało w tej samej majestatycznej formie.

Z drugiej strony nie powinniśmy mieć wątpliwości, że Lakers znajdą drogę i wbrew gwarantowanemu hejtowi, zrobią wszystko, by Bronny zagrał z ojcem w koszulce Los Angeles Lakers. Damian Lillard w jednej z wypowiedzi zasugerował, że za kilka lat, już po zakończeniu przez LBJ-a kariery, znacznie bardziej zaczniemy doceniać to, co dla NBA znaczył. Moje stanowisko w tej sprawie sprowadza się ostatecznie do tego, że z łask LeBrona powinniśmy czerpać przede wszystkim jak najwięcej czystej przyjemności.

Poprzedni artykułGoran Dragić ogłasza zakończenie kariery
Następny artykułDniówka: Sezon transferowy otwarty

5 KOMENTARZE

  1. Bezsprzeczny GOAT. Coraz więcej ludzi to zaczyna rozumieć, a z czasem będzie ich jeszcze więcej. Spojrzymy na jego karierę parę lat po jej zakończeniu i dopiero wtedy do nas dotrze z kim naprawdę mieliśmy doczynienia.

    12
  2. A mi się nie wydaje, abyśmy za parę lat spojrzeli na LBJ jakoś inaczej. Jest z nami tyle lat (dla wielu z nas to ponad połowa naszego żywota!) że chyba wszyscy zorientowaliśmy się już o tym, że mamy do czynienia z absolutnym wybrykiem natury. Kimś o nieprawdopodobnych warunkach, kimś cieżko pracującym, kimś kto wie jak zadbać o to niesamowite ciało i jak dostosować swoje atuty do aktualnej sytuacji. Zapamiętaliśmy już na zawsze jego upadki i wzloty. Jego przejmowanie meczów, jego potknięcia i “choke”, jego show, gdy publicznie zostawił swoją drużynę dla super-teamu. Jego powrót, gdy jednak dowiózł w Cleveland, i to jak.. Wreszcie jego lata w Lakers, gdy różnie bywało, ale i na górze i na dole.

    Rzecz w tym, że już mało pamiętamy tych innych z debaty o GOAT. MJ już nam się rozmazuje, niektórzy z nas pamiętaja, wielu z nas w ogóle nie mialo okazji ogladac MJ w akcji (ja szczesliwie sie załapałem) – nie mówiąc o Birdzie, Magicu, Kareemi. Wilta, czy Russela nie pamięta raczej nikt tu obecny.

    Latka lecą, atleci coraz silniejsi i lepiej “najedzeni” if you know what I mean ;) Ciężko to porówywać. I tylko ta dziennikarska gonitwa i tendencja ludzi do tego, że MUSZĄ wskazać tego jednego, pcha do przodu tą GOAT-farsę. Po co to komu?

    Mówimy o żywych legendach. Każdy swoje wygrał, swoje wpłynał na ligę. Są w panteonie i to na samej jego góze.

    Bezsprzecznie, to jest to nieudowadnialne :) Tylko paradygmaty się zmieniają co jakiś czas.

    7