Tydzień temu wszyscy zachwycaliśmy się fantastycznym występem Victora Wembanyamy w Phoenix. Przyćmił Kevina Duranta i Devina Bookera, przejął mecz w czwartej kwarcie, poprowadził San Antonio Spurs do zwycięstwa i skończył z dorobkiem 38 punktów.
To był dopiero jego piąty mecz kariery, a już robił takie rzeczy. Co więcej, został pierwszym debiutantem od czasu Shaqa z średnią 20 punktów i 2 bloków po pierwszych pięciu meczach. Dla porównania, LeBron James w swoim siedemnastym po raz pierwszy przekroczył pułap 30. Wemby nadjechał! W ekspresowym tempie dostosował się do koszykówki NBA, od razu robiąc wyraźną różnicę na boisku, prezentując swoje fantastyczne umiejętności i wykorzystując swój unikalny wzrost. Właśnie na to czekaliśmy. Od razu miał być gwiazdą. Hype is real!
Ale teraz już nie sprostał ogromnemu hajpowi towarzyszącemu jego pierwszej wizycie w Madison Square Garden. W wielkim Nowym Jorku, w najsłynniejszej hali, w koszykarskiej mecce i „najlepszym miejscu do gry na świecie”, jak to określił Gregg Popovich. To miał być kolejny wielki moment dla Wemby’ego, a skończyło się już drugim z rzędu słabym występem.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
No ale Pop przesunął Sochana w końcu na skrzydło👍