Dniówka: Heat w Milwaukee, pierwsze spotkanie z Lillardem

0
fot. NBA League Pass

Pół roku minęło od ostatniej wizyty Miami Heat w Milwaukee, ale jeszcze długo wszyscy będą wspominać tamten mecz kończący serię i sezon gospodarzy. Kolejny genialny występ Jimmy’ego Butlera, który był początkiem drogi aż do wielkiego finału i druzgocząca porażka Milwaukee Bucks, którzy oddali prowadzenie, zupełnie posypali się w czwartej kwarcie, a w ostatniej akcji dogrywki nawet nie potrafili oddać rzutu.

Dzisiaj Jimmy wraz z kolegami wraca do Fiserv Forum, ale ten mecz nie tylko będzie kolejną odsłoną trwającej już od kilku lat rywalizacji. To będzie również pierwsze spotkanie Damiana Lillarda z Heat. Przez całe wakacje szykował się na przeprowadzkę do Miami, bo żądając transferu wskazał właśnie ten kierunek. Tylko ten. Chciał dołączyć do Butlera i swojego kumpla Bama Adebayo, ale ostateczne Portland Trail Blazers nie spełnili jego życzenia i zamiast tego trafił do zespołu Giannisa Antetokounmpo. Bucks zabrali go sprzed nosa Heat, co też można potraktować jako formę rewanżu i teraz mają nadzieję, że dzięki Lillardowi łatwiej będzie im zrewanżować się na boisku. On nie pozwoli ich ofensywie stanąć w crunch time. I już to pokazał na otwarcie sezonu. #DameTime w Milwaukee.

Miał fantastyczny debiut w nowych barwach, jednak atmosfera świętowania po tym wielkim transferze wczoraj została brutalnie przerwana. Dame zagrał fatalnie, a Bucks od początku nie potrafili znaleźć rytmu i wysoko oberwali przed własną publicznością z Atlantą Hawks. Do przerwy spudłował wszystkie 7 swoich rzutów i był bez punktu, za to popełnił aż 6 strat. Ostatecznie miał tylko 6 punktów, co jest jego najniższą zdobyczą od dwóch lat, przerywając serię 79 kolejnych występów z dwucyfrowym dorobkiem.

Dopiero drugi mecz. Początek procesu nauki, zgrywania zespołu z nowym gwiazdorem, pod nowym trenerem i do tego nie byli jeszcze w pełnym składzie. Adrian Griffin przede wszystkim podkreśla, że muszą lepiej reagować na podwajanie Lillarda przez rywali. Nie ma powodów do paniki, ale zobaczymy jak odpowiedzą. Muszą szybko zapomnieć o tej wpadce, poprawić się i dzisiaj być gotowi od samego startu, jeśli nie chcą, żeby Heat ponownie ich ograli.

3w4 (1-2) MIAMI @ b2b (1-1) MILWAUKEE 1:00

Lillard przekonuje, że w momencie transferu do Milwaukee, temat Miami został dla niego zamknięty.

„Nigdy nie grałem w ich drużynie. Wspomniałem, że to było dla mnie miejsce docelowe, kiedy poprosiłem o wymianę, ale zostałem tutaj wytransferowany. Byłem podekscytowany, że tu trafiłem. Cieszę się, że tu jestem. Świetnie tu pasuję. Dla mnie osobiście to był koniec tematu. Nigdy później o tym nie myślałem.

Nie podchodzę do jutrzejszego meczu w stylu: «To jest drużyna, dla której miałem grać» czy coś takiego. Znam Jimmy’ego, znam Bama – mamy dobre stosunki. Ale gram dla Bucks.”

Khris Middleton wczoraj odpoczywał, dzisiaj ma wystąpić, ale na razie bardzo powoli jest wprowadzany do gry po wakacyjnej operacji kolana i pewnie jeszcze przez dłuższy czas będzie na limicie minut. W pierwszym meczu grał tylko 16 i nie wrócił na boisko w czwartej kwarcie.

Butler także zbierał siły na ten pojedynek, odpoczywając w weekend w drugiej części back-to-back.

(2-0) DALLAS @ 3w4 (0-3) MEMPHIS 1:00

W preseason Dallas Mavericks najdłużej z wszystkich czekali na pierwszą wygraną, ale teraz dużo lepiej weszli w sezon i mają już dwa zwycięstwa. Memphis Grizzlies tymczasem przejęli od ich pozycję drużyny, która najszybciej znalazła się pod dużą presją. Oczywiście wiadomo, że brakuje im Ja Moranta, ale mimo wszystko mieli sobie bez niego jak zwykle poradzić. Tylko, że teraz to nie jedynie Morant. Stracili również Stevena Adamsa, brakuje Tyusa Jonesa, który zawsze przejmował dowodzenie pod nieobecność Ja, do tego kontuzjowani są Santi Aldama i Luke Kennard, a Marcus Smart dopiero uczy się gry z nowymi kolegami. To wszystko ewidentnie ich przytłoczyło i rozpoczęli od trzech porażek.

Desmond Bane zgodnie z oczekiwaniami przejął pierwszoplanową rolę w ataku i zdobywa średnio 24 punktu, ale na razie przy kiepskiej skuteczności 42% z gry i 33% za trzy, a też przy 13 asystach popełnił 9 strat. Potrzebuje dużo większego wsparcia od All-Stara Jarena Jacksona Jr, który jak zwykle ma kłopoty z faulami. W tym momencie Grizzlies mają piątą najgorsza ofensywę ligi.

3w4 (1-2) CHICAGO @ (2-0) INDIANA 0:00

W piątek Chicago Bulls przetrwali szalony rollercoaster i wygrali mimo trzech spudłowanych clutch wolnych DeMara DeRozana, ale jak się okazuje, nie tylko dzięki fantastycznemu Alexowi Caruso, również z pomocą sędziów. W raporcie z ostatnich dwóch minut dopatrzono się dwóch błędów na finiszu czwartej kwarty, obu na korzyść gospodarzy. Zanim DeRozn wymusił faul przy rzucie za trzy, popełnił błąd kroków, który nie został odgwizdany, natomiast chwilę później nie powinna zostać odgwizdana szarża Pascala Siakama na Caruso.

Bulls mieli dużo szczęścia, ale już dzień później nawet 51 punktów Zacha LaVine’a nie wystarczyło. To jego druga 50-tka w karierze i ponownie w porażce. To też pierwsza od pięciu lat 50-stka w NBA bez asysty. Poprzednio zrobił to Klay Thompson, kiedy na parkiecie w Chicago rozstrzelał się na 14 trójek. LaVine teraz rozstrzelał się po pierwszych bardzo słabych występach. W dwóch meczach uzbierał tylko 24 punkty z 30 rzutów i miał tyle samo trafiań z gry, co w Detroit zza łuku (7/13). Przełamał się, ale skończyło się kolejną przegraną. Jego koledzy trafili tylko 33% rzutów, cała drużyna pozwoliła rywalom zaliczyć aż 127 punktów na sto posiadań, a gwiazdorski tercet Bulls dalej jest mocno minusowy.

Po 64 minutach DeMar, Zach i Nikola są łącznie minus-30. “We all love each other.” – przekonuje LaVine, ale co z tego? Na boisku to po prostu nie działa.

Dzisiaj przed Bulls trudny sprawdzian, zwłaszcza dla ich obrony, ponieważ jadą do wyjątkowo gorącej Indiany.

Pacers poszli po dwa pierwsze zwycięstwa grając najlepszą ofensywę otwarcia sezonu. Trafili łącznie aż 35 trójek przy rewelacyjnej skuteczności 43.2%, rozdali aż 74 asysty, popełnili przy tym tylko 20 strat i w przeliczeniu na sto posiadań zdobywali aż 128.2 punktów!

3w4 (2-1) DETROIT @ 3w4b2b (2-1) OKLAHOMA CITY 1:00

Chet Holmgren wczoraj miał trudne zderzenie z Nikolą Jokicem, natomiast już dzisiaj przed nim kolejny sprawdzian w bardzo ciekawie zapowiadającym się pojedynku. Tym razem to spotkanie centrów z zeszłorocznego draftu. Jalen Duren dopiero za kilkanaście dni będzie obchodził swoje 20-te urodziny, ale ma już większe doświadczenie w lidze od środkowego Thunder i szaleje na starcie swojego drugiego sezonu. W trzech meczach za każdym razem zaliczał double-double, przez weekend ośmieszył Marka Williamsa i Nikolę Vucevica skacząc nad ich głowami (łącznie 32 zbiórki do 7) i jest obecnie najlepiej zbierającym całej NBA z średnią 15.3. Tymczasem jego kolega z pierwszej piątki Detroit Pistons, Ausar Thompson jest liderem zbiórek (10.7) wśród debiutantów, wyprzedzając Wemby’ego i Holmgrena. 

Po trzech meczach wskaźnik zbiórek Pistons wynosi aż 56.9%.

(2-0) BOSTON @ (1-1) WASHINGTON 0:00

Kristaps Porzingis wraca do Waszyngtonu. To będzie też revenge-game dla Danilo Gallinariego. Włoch już w czasie wakacji zapowiadał, że nie może doczekać się pojedynku z byłą drużyną i że jak tylko pojawi się terminarz, od razu zaznaczy sobie ten mecz w kalendarzu. Długo nie musiał czekać.

Ponad rok temu Gallo dołączył do Celtics mając nadzieję walczyć z nimi o tytuł, ale ostatecznie nigdy nie zagrał w ich barwach, ponieważ stracił cały sezon z powodu kontuzji, a drugiej szansy nie dostał. Zesłali go do Waszyngtonu, gdzie nie ma co liczyć na wygrywanie. Ale najpewniej nie dokończy sezonu w Wizards. Zostanie ponownie wytransferowany lub dogada się w sprawie buyoutu. Przy okazji warto zwrócić uwagę, że jego kontrakt ($6.8mln) jest niższy od wartości midlevel, dlatego nie będzie podlegał pod restrykcje buyoutowe i teoretycznie będzie mógł dołączyć do kontendera, zespołu znajdującego się ponad progiem tax apron. Póki co jednak, musi po tej długiej przerwie odzyskać formę i przypomnieć o swojej wartości. W pierwszym meczu rzucił 16 punktów, ale już w drugim miał 5, grając tylko osiem minut.


(0-2) BROOKLYN @ (1-1) CHARLOTTE 0:00 [kurs LVBet: 177. – 198]
3w4 (1-2) CHICAGO @ (2-0) INDIANA 0:00 [2.32 – 1.57]*
(2-0) BOSTON @ (1-1) WASHINGTON 0:00 [1.16 – 4.85]*
(1-1) MINNESOTA @ 3w4b2b (1-2) ATLANTA 0:30 [1.75 – 2.02]
3w4b2b (0-3) PORTLAND @ 3w4 (1-2) TORONTO 0:30 [3.55 – 1.28]
(3-0) DALLAS @ 3w4 (0-3) MEMPHIS 1:00 [1.65 – 2.15]
3w4 (1-2) MIAMI @ b2b (1-1) MILWAUKEE 1:00 [2.7 – 1.45]
3w4b2b (2-1) GOLDEN STATE @ (2-0) NEW ORLEANS 1:00 [2.3 – 1.6]*
3w4 (2-1) DETROIT @ 3w4b2b (2-1) OKLAHOMA CITY 1:00 [2.8 – 1.42]
3w4 (1-2) UTAH @ 3w4b2b (3-0) DENVER 2:00 [3.7 – 1.25]
(2-0) ORLANDO @ b2b (1-2) LA LAKERS 3:30 [2.2 – 1.65]*

Na LV Bet trwa promocja NBA Triple-Double, na którą składają się trzy elementy: boost kursu kuponu na NBA, bonus od wygranych kuponów i streaming z meczów NBA (*dzisiaj do obejrzenia).

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (1241): Nie bierze “rest” w back-2-backu
Następny artykułFlesz LV Bet: Klasa średnia NBA stanie się bezosobowa