Wake-Up: DameTime? W Milwaukee. LeBron pokonał KD w crunch

14
fot. NBA League Pass

Przez tyle długich lat, jedenaście dokładnie, przez tyle sezonów “Dame Time” było tą częścią folkloru NBA niby dostępną dla nas, ale zarezerwowaną dla kibiców Portland Trail Blazers. Przez tyle długich lat Milwaukee Bucks w ostatnich minutach meczów nie byli tym samym składem, jakim przez pierwszych czterdzieści.

Więc gdy Damian Lillard w czwartkową noc w TNT, przed kibicami w Milwaukee, mógł dla nich zagrać swoją rolę, na twarzach fanów Bucks zobaczyć można było wdzięczność. Zwyczajne “naprawdę? dzięki”, które zamieniać się teraz powoli będzie w”o, mamy to”.

“As a Bucks fan I couldn’t be happier”

Gdy Lillard w czwartek na minutę przed końcem decydował się na trójkę z 14 metrów z dwoma ludźmi na sobie, doskonale wiedział, że ma swoją rolę do odegrania. Co z tego, że nie trafił i pewnie wiedział, że nic z tego nie będzie. To miało najmniejsze znaczenie.

Do gier!

76ers @ Bucks 117:118 Maxey 31/8a – Lillard 39/8z
Suns @ Lakers 95:100 Durant 39/11z – Davis 30/12z

1) Damian Lillard 12 ze swoich 39 punktów rzucił w czterech ostatnich minutach czwartej kwarty, a seria 19-2 pozwoliła Milwaukee Bucks pokonać Philadelphię 76ers 118:117 w meczu, w którym Bucks stracili wcześniej 19 punktów przewagi wypracowane w pierwszej połowie.

Trójka De’Anthony’ego Meltona równo z syreną zmniejszyła straty Sixers po tym jak, przy dwóch punktach przewagi Lillard na 11.5 sek. przed końcem dostał się na linię, lekko faulowany pod koszem przez Joela Embiida, i trafił swój 16 i 17 z 17 razem wykonywanych wolnych. To trójka Lillarda na blisko cztery minuty przed końcem wyprowadziła Bucks z powrotem na prowadzenie, to kolejną trafił po zbiórce w ataku Giannisa Antetokounmpo – i po błędzie sędziów – zaraz poszedł w lewo w izolacji i skończył z faulem, a między tym Antetokounmpo przekozłował cały parkiet i eurostepem i z faulem skończył fingerrollem nad obręczą. Lillard rzucił się na niego z radości.

To były dwie gwiazdy Bucks dowożące mecz, gdy po drugiej stronie boiska 76ers po długiej czkawce w czwartej kwarcie nagle na końcu zaczęli trafiać i kończyć wszystko aż do ostatniej sekundy, jakby obrona Bucks nie istniała.

areyounotentertain

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułRick Carlisle podpisuje przedłużenie kontraktu z Indiana Pacers
Następny artykułDniówka: Pierwszy weekend sezonu

14 KOMENTARZE

  1. Lillard do połowy 2giej kwarty rzeczywiście wyglądał jak obce ciało w tym zespole, a później wziął i zrobił “Rose Garden”.

    Sixers są za mali. Oubre pomógł znacznie, ale Giannis +Lopez nie dadzą pograć Hansowi(a później wchodzą jeszcze jakieś Portisy i Crowdery).
    No i jeszcze teraz, dodatkowo mają “Dame Time” w bonusie.

    Z czasem to pięknie kliknie zapewne.

    0
  2. Pomijając “zawodowych” grubasów (ekhm, ciałpozytywnych znaczy), to mało kto nie był.
    The Round Mound of Rebaund w końcu.

    Kurcze, tyle się teraz mówi o Wemby’m…
    Kiedy Chuck wchodził do ligi był właśnie kimś takim.
    Nie było takiego gracza wcześniej, i później w sumie też nie.

    0
      • Jeśli chodzi o dynamikę w kontrataku to jest najlepsze porównanie. Tylko że Barkley był naprawdę finezyjnym podającym, zarówno w szybkim ataku, a w późniejszym okresie również z podwojeń w post,no i masakrował deski z energią porównywalną tylko do Rodmana i Mosesa Malone’a (robił to będąc wzrostu MJ’a)

        Grając tak fizycznie – w erze Entów-do czasu transferu do Rockets nie zagrał jedynie w około 90 meczach.

        0
        • Mi w sumie chodziło tylko o moment, kiedy wchodził do ligi, że wtedy byli do siebie dość podobni. Nie spodziewam się żeby Zion był kiedykolwiek tak dobrym zbierającym i definitywnie nie spodziewam się żeby rozegrał choć zbliżoną ilość spotkań. Ale podającym za to, to i on jest dobrym.

          0
          • Aaa… , to wchodząc do ligi Zion miał hype porównywalny tylko z Wilt’em, Shaq’iem i LeBron’em.

            Ja bardziej o kwestii – twój koszykarski skillset vs fizyczne ograniczenia.
            (Wemby – rzut i kozioł znakomity pomimo swoich wielkich gabarytów,
            Chuck – pierdolnięcie i zbiórka pomimo niskiego wzrostu – są nawet źródła podające 6,4)

            0
        • “są nawet źródła podające 6,4”

          Dokładnie!
          Jak Amerykanie pojechali do Barcelony to przed Igrzyskami pomierzyli ich Europejczycy i wyszło im, że Chuck ze swoimi 193 cm (właśnie 6’4”) jest w drużynie wyższy tylko od Johna Stocktona :)
          Pisze o tym Jack McCallum w swoim hicie “Dream Team”.

          W NBA i wcześniej w NCAA Barkley był oczywiście mierzony w butach ale przyjmując nawet te podawane oficjalnie 198 cm, był przecież ABSOLUTNYM FENOMENEM jeżeli chodzi o umiejętność zbierania piłek z tablic.

          0
  3. @xyz
    I jeszcze jedna sprawa – skala talentu w lidze.
    Teraz mamy freak show – Wemby jest kolejną wersją premium po Hansie, Porzingis’ie, Giannis’ie. Rok temu przyszedł Chet.

    Morant jest kolejnym wcieleniem rozgrywającego z windą w nogach, po Westbrooku czy D-Rosie.

    Na przełomie lat 80/90 nad obreczą – z topu ligi-grali tylko MJ, Drexler, Dominique i Sir Charles.

    Później przyszli Kemp czy Larry Johnson, ale to już były duże chłopy i szykowała się już rewolucja w fizyczności, bo wkrótce do ligi trafił Penny i Grant Hill, a później Kobe i T-Mac.

    0