Wake-Up: Pokonaliśmy wreszcie Hardena. Intryga kostki Draymonda

Wyżej syn Lillarda orientuje się wreszcie, że przyjdzie mu mierzyć się w małych gierkach z dwójką synów Antetokounmpo.

Dobiega końca tydzień, w którym Damian Lillard trafił do Milwaukee, i tydzień, w którym szybko nie mniej interesującą kwestią stało się to, gdzie wyląduje ostatecznie Jrue Holiday. I nagle, znienacka, zdaliśmy sobie sprawę, że zupełnie zapomnieliśmy o Jamesie Hardenie i jego czterdziestym szóstym żądaniu wymiany.

1) Damian Lillard przyleciał wczoraj do Milwaukee, czyli do “Dąbrowy Górniczej”, gdzie na Placu Wolności witała go grupa zorganizowanych fanów, ledwo skandujących “Dame Time”.

Lillard wysiadł z auta razem z dziećmi, jedno płakało, drugie miało dosyć hałasu. Był też z nim Chris Haynes, rozmawiający przez telefon na żywo w swoim podkaście. Następnie wydzielonym korytarzem przeszli wszyscy do Pałacu Kultury Zagłębia, gdzie były kawa i ciastka:

kwiaty

2) Shams Charania tylko potwierdził, co w tygodniu donosił red. Fowler z “Charlotte Observer”, mianowicie to, że Kai Jones pozostanie poza Charlotte Hornets z przyczyn osobistych. Hornets pozostaną z nim w stałej komunikacji. Moi Hornets potwierdzili to opublikowanym oświadczeniem. Wszystko jednak brzmi jednostronnie – moi Hornets chcą z dala od klubu trzymać jego tęczowe emotki, świrskie klipy, bahamiańskie tańce, kiedy Greg Brown III, center i jego kolega z Uniwersytetu Teksas mówi:

“Kai zawsze taki był. Ludzie po prostu nie widzieli prawdziwego Kaia. Kai dopiero teraz pokazuje kim jest naprawdę.”

Po czym dodał, że Kai ma się świetnie.

3) Indiana Pacers na swoim mini-campie poszli do stekbaru w Nashville – “Nashville”, rozmarzyli się koszykarze Chicago Bulls, którzy tam spędzą obóz – i zaczęli jeść.

Jedli steki, domówili sobie mac’n’cheese (“Koszykarze”, westchnęła obsługa”), a żeby tego było mało, to jeszcze puding chlebowy i masło truflowe w małych ilościach.