Dniówka: Pożegnanie Lillarda z Portland. Holiday w centrum zainteresowania

11
fot. instagram

Po 11 latach Damian Lillard oficjalnie opuścił Portland.

To oznacza, że w całej NBA jest już tylko trzech zawodników, którzy pozostają w tej samej drużynie od sezonu 2012/13 i wszyscy oni grają w San Francisco. Ale przede wszystkim oznacza to koniec ważnej ery w historii Trail Blazers, bo Lillard zapracował tu na status legendy. Przez te minione 11 sezonów zapewniał kibicom mnóstwo wrażeń i niezapomnianych momentów jak buzzer-beater na zwycięstwo swojej pierwszej playoffowej serii przeciwko Rockets, jeszcze bardziej pamiętny game-winner kończący pojedynek z OKC Thunder w 2019, albo dwa lata później występ w god-mode na 12 trójek i 55 punktów w Game 5 przeciwko Nuggets (przegranym po dwóch dogrywkach, w których on trafił 6/8 z gry, podczas gdy jego koledzy 1/14) czy niedawne, rekordowe 71 punktów.

W sumie osiem razy wprowadzał drużynę do playoffów, siedem razy reprezentował w Meczu Gwiazd i także siedem razy był wybierany do All-NBA. Jest najlepszym strzelcem w historii klubu, zdecydowanym numerem jeden pod względem trójek, drugim na liście najlepiej asystujących, a tylko Clyde Drexler rozegrał więcej minut w ich barwach.

Ale nie udało mu się doprowadzić Blazers do mistrzostwa i nie będzie też jednym z tych nielicznych gwiazdorów, którzy całą swoją karierę spędzą w jednej drużynie. Od zawsze dużo mówił o lojalności i swoim przywiązaniu do Portland, ale ostatecznie zażądał transferu i wymusił rozstanie. Choć teraz mocno stara się podkreślać, że został do tego zmuszony, ponieważ “to oni wybrali inna misję”, jak rapuje na końcu swojego pożegnalnego utworu.

Natomiast swojemu zaufanemu człowiekowi Chrisowi Haynesowi z Bleacher Report opowiedział jaki niesmak pozostawił ten ostatni okres, co zatytułowano „nieprzyjemny rozwód”. Nie tak to miało wyglądać. Przede wszystkim Blazers obiecywali, że postarają się o wzmocnienia, żeby pomóc mu wygrywać. Zgodził się nawet im pomóc zatankować i niechętnie, ale przesiedział ostatnie mecze sezonu, żeby mieli atrakcyjniejszy pick do handlowania. Ostatecznie jednak Joe Cronin nie zrobił żadnej wymiany, postawił na młodzież.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułWake-Up: Giannis nie wiedział o dealu Lillard-Jrue
Następny artykułTypy przed sezonem: 26. San Antonio Spurs

11 KOMENTARZE

  1. Damian Lillard z pewnością jest legendą Blazers,ale …Obiektywnie swoim dorobkiem przypomina mi Carmelo w Nuggets(choć ten grał w klubie,który go wybrał oprawie o 5 lat krócej).Jeden finał konferencji zachodniej.Poza tym regularnie all-star,all NBA, rekordy punktowe itp.Mimo wszystko na końcu całej historii pozostaje coś między niedosytem a niesmakiem.

    0
        • Właśnie.
          Ja się zgadzam z tym porównaniem, Melo to był killer w Denver.
          Jeden i drugi to gracz na jedną stronę parkietu (Melo poza tym był generalnie nielubiany, a Dame cieszy się mirem “chłopaka z miasta, bo zasiedział się w jednym mieście i jeszcze rapy nagrywał)

          Ale, jak uczy historia, to teamy gdzie twój superstar jest dziurą w obronie nie sięgają po tytuły – musisz ich obudować armią elitarnych defensorów (Dallas z Dirk’em,czy Warriors z Curry ‘m-tutaj nawet ciężko nazwać Steph złym obrońcą, ale niech już będzie)

          Lillard teraz dostanie właśnie taki team, w dodatku będzie tam nr 2,więc ma okienko, którego Melo nigdy nie miał.
          Zobaczymy jak ta jego gra będzie teraz wyglądać.

          To chyba nie jest jakaś kontrowersyjna teza, że gdyby GM’owie mieli wybierać pomiędzy Anthony’m a Dame’m dziś- to większość z nich postawiła by na Carmelo.

          0
          • hmm nie zgodze sie. dla mnie jak chcemy porownywac dorobki do Dame’a w Blazers, to bardziej pasuje Embid (mistrza raczej nie zdabedzie, ma wymeczone mvp ok, ale Dame spokojnie mvp kaliber kilkukrotnie) czy KG w Minnesocie – czyli:
            – mvp kaliber gracz
            – ok. 10 lat kariery w jednym klubie i na prawde proba wygrania tu
            – nieumiejetnosc managementu zbudowania kontendera
            serio z kim Dame do tej pory mial cos wygrac? z calym szacunkiem z CJem i Nurkiem? Embid chociaz mial butlerow, simmonsow itp czy mvp-Hardena, steph 3ech all starow, lebron wiadomo zawsze jeden czy dwoch kolejnych all starow itd
            Dame to co robil przez tyle sezonow, jest mega niedoceniane imo, taki steph w jego miejscu nie gralby w PO, a ten mimo wszystko co drugi rok jednak pokazywal sie jako semi-kontender
            malo ktory gracz potrafi taki wplyw miec na druzyne i wygrywanie (i to bedac malym, jednostronnym), to jest kategoria lebrona, jokicia, giannisa
            a melo? bardziej zachy laviny tej ligi

            0
  2. Ciekawe, że nikt nie mówi, że jakby Portland nie oddali Holidaya to spokojnie mogliby powalczyć o playin. Biorąc pod uwagę ze maja już obiecujących młodych graczy to mogłoby być lepsze do budowania kultury. No ale wiadomo, to NBA. All or nothing….

    0
  3. @Mac
    Spoko ja doceniam to co robił w Portland, ale jednak zestawileś go z generacyjnymi talentami.
    To stanowczo za wysokie progi, z racji chociażby fizycznych ograniczeń Lillarda.

    Curry “budował” swoje legacy też na “małym” rynku. Bardziej wychował tych graczy wokół swojego systemu niż dostał gotowych all-starów.
    Kto wie, może odniósłby sukces i w Portland.
    Ciężko dziś kategorycznie zaprzeczyć wiedząc jak zmienił ligę.

    Harden w Rockets?
    CP3 w New Orleans?
    Takie porównanie bardziej mi leży.

    Melo a LaVine. No tutaj Cię chyba poniosło trochę.

    Zobaczymy, teraz ma wszystko aby udowodnić, że “marnował” swój talent w Portland.
    Kibicuję temu scenariuszowi i ze względu na niego jak i Giannisa.

    0