To Steph Curry czy Andrzej Pluta Jr? Papa Estoniu

2
fot. TVP Sport

Shit, Andrzej, to było cool.

Może się niby wydawać, że grając z Mateuszem Ponitką w roli jedynki, nie atakującego, brakuje nam instynktu mordercy, żeby robić blowouty z tych przewag w Gliwicach, ale w piątek? W piątek Andrzej Pluta Jr. był jak potrzymaj mi piwo.

W półfinale drugiej fazy pre-kwalifikacji do Igrzysk wygraliśmy każdą kwartę i pokonaliśmy 93:83 grającą up-tempo, tylko-trójkową, zupełnie niezłą Estonię, która grała bez swojego centra, który brał ślub i swojego trzeciego strzelca pierwszej fazy w Talinie, który się biedaczek rozchorował. Nieważne.

Po tym, jak niemal straciliśmy trzynaście punktów przewagi ze startu drugiej połowy (51-38), przy 67-63 Aleksander Balcerowski – który rzucił 18 punktów, miał 8 zbiórek, 2 bloki i dominował Estończyków – trafił jeszcze trójkę w kontrze. Zaraz skontestował kolejny rzut, zebrał w obronie, rzucił do przodu i syn Andrzeja Pluty, też Andrzej, przejął mecz, jak teraz patrz. I zrobił to po dwóch bardzo dobrych meczach i po kilku słodkich ruchach, spinach, trójkach z kozła, czy jeden na jednego wjazdach przez trzy pierwsze kwarty.

Po dostaniu na wybieg w kontrze podania od Balcerowskiego, młody Pluta na prawej stronie boiska zrobił in-and-out kozioł jedenaście metrów od obręczy, poszedł w prawo do kosza, ale z hangtime’em skończył reverse-layupem z drugiej strony lewą ręką.

Miał w tym momencie 100% z gry. Zaraz wybrał sobie obrońcę do gry na jeden na jeden i wpakował mu za kołnierz trójkę z kozła na 75-63.

W kolejnej akcji Pluta znów kozłował sam na sam na wprost kosza za trójką, i przestraszeni Estończycy po prostu nagle wysłali do niego drugiego gościa. Takich rzeczy w Gliwicach nie widzieliśmy. Pluta, z dwoma ludźmi na sobie, wyszedł w górę, miał w prawym rogu wolnego strzelca, a tu nagle rzucił płynące, delay-podanie między dwóch ludzi pod obręcz do wysokiego Witlińskiego, który dobrze się zachował i łatwo skończył.

Za moment, gdy podawał prawą ręką ze szczytu na trójkę w prawym skrzydle Michała Sokołowskiego, to wykonał jeszcze dodatkowy “mam to” gest nadgarstkiem, więc Sokół musiał trafić, vide, gdy piłka w NBA Jam była w płomieniach. Zaraz grał znowu jeden na jeden, minął w prawo, i Estończycy ratowali się faulem. Poszedł na linię i tam spudłował swój jedyny z 9 rzutów, które w tym meczu oddał.

Mecz był niezły, grany szybko, najlepszy z dotychczasowych. Estończycy rzucali trójki – 15 na 30 – i nic więcej. Faulowali, my długi czas trafialiśmy nasze wolne. Broniliśmy znów nieźle off-ball, popełniliśmy swoje już nieco klasyczne straty głównie w grze pierwszym lineupem, ale znowu Pluta wszedł z ławki i grał nie tylko efektywną, ale bardzo fun-to-watch koszykówkę.

W całym meczu, w 21 minut gry, trafił 4 z 4 rzutów za dwa, 2 z 2 za trzy, 2 z 3 z linii, rzucił 16 punktów i do tego miał jeszcze 7 asyst.

W trzech ostatnich meczach 23-letni Pluta w średnio 21 minut gry trafił 13 z 15 rzutów z gry, 6 za 6 za trzy, zalicza po 12.3 punktów i 6.3 asyst przy 1.3 straty. Z meczu na mecz gra coraz lepiej.

W finale turnieju w Gliwicach, w niedzielę, zmierzymy się pewnie – ponownie – z Bośnią i Hercegowiną, która wieczorem gra z Izraelem.

Poprzedni artykułJosh Green liczy na przedłużenie od Dallas Mavericks
Następny artykułWake-Up: APJ bryluje w naszej kadrze. USA gromi Grecję

2 KOMENTARZE

  1. Był dzisiaj ogień u Andrzeja. Siedziałem nad nim. Rwał się na parkiet. Nawet, jak miał siedzieć, to podskakiwał. Później nawet tunelowo tylko na niego zerkałem i cofałem się w czasie do Rudy Śląskiej. Ma ten nadgarstek ojca, ale więcej w nim ognia. Później oczekiwanie na Lukę Garzę. On naprawdę ma takie brwi. Mógłby nimi mopować parkiet. Siatkarz Śliwka, to przy nim Barbie.

    0