W niedzielne, wczesne popołudnie w Gliwicach dwa przytomne usprawnienia trenera Igora Milicica w czwartej kwarcie pomogły nam – cóż – tylko wydrzeć, po słabym meczu, bardzo ważne zwycięstwo 83:81 z Węgrami.
Bardzo ważne, bo jutro w drugim dniu turnieju pierwszej fazy prekwalifikacji do Igrzysk gramy z ponoć silną Bośnią i Hercegowiną. Na szczęście Mirza Teletović ma już 38 lat i nie gra.
– Nie ma zbiórki, bo bronimy pick-n-roll wysoko
– Co? (z balkonu)
– Nic. Polska koszykówka. Narzekam na wszystko.
Albo pora przedobiednia. Nie tacy już długo się rozkręcali. Czasy po Mike’u Taylorze. I wciąż Ryszard Meee Eeee Łabędź. Hymn węgierski niewygwizdany w Gliwicach brawo. Węgrzy bez Adama Hangi.
Na otwarcie turnieju pierwszej fazy pre-kwalifikacji do Igrzysk w Paryżu pokonaliśmy Węgrów 83:81.
Nasz nowy rozgrywający Mateusz Ponitka trafił trzy kluczowe rzuty wolne w ostatnich ośmiu sekundach, rzucił tylko 13 punktów – 1 na 8 za dwa – ale miał 10 asyst i 6 zbiórek. Olek Balcerowski miał tylko sześć zbiórek, ale rzucił 22 punkty i to jego trójka – pierwsza po trzech pudłach – na 1.19 min. przed końcem dała nam jak się okazało bezpieczne pięć punktów przewagi.
Męczyliśmy się zbyt długo ze słabymi Węgrami. Po słabej z obu stron pierwszej kwarcie (19-19), Węgrzy w drugiej cały czas skakali nam po głowach na naszej tablicy – do połowy drugiej kwarty zbierali nam 50% piłek na naszej desce – mecz przymierał przy 29-25 dla naszych byłych-ale-jeszcze-trochę przyjaciół, kiedy wreszcie, w 18 minucie najpierw Michał Michalak, a po nim Ponitka trafili dwie w tym meczu pierwsze dla nas trójki. Tu rozpoczął się długi run 29-10, agresywny, dobrej obrony i w kontrach, i prowadziliśmy 54-39. Wydawało się, że lecimy ze słabymi Węgrami i już po wszystkim.
Wtedy jednak nagle ujawnił się najlepszy na boisku Zoltan Perl. Mierzący 195 cm combo-guard Szombathely jął kozłować z nami we wszystkich kierunkach niczym Bob Cousy w latach 60-tych. Nic nie mogliśmy zrobić i poszedł run 21-5 w drugą stronę, dzięki czemu to niespodziewanie Węgrzy prowadzili 60-59 po trzech kwartach.
Od początku czwartej Milicic zamienił wysoki “show” w pick-n-rollu na switche, podmęczony Perl zaczął mieć problemy, prowadziliśmy już sześcioma, zanim zrobiło się nerwowo, Milicić w dwóch ostatnich minutach wrócił do poprzedniego presetu w obronie i jakoś udało się Węgrów pokonać.
Ponitka na wysokim “show” w pick-n-rollu kilkukrotnie obsłużył górującego pod koszem nad Węgrami Balcerowskiego. Ten niestety miał trochę kondycyjnych kłopotów w tym meczu. To po jego zejściu z boiska już w czwartej minucie trzeciej kwarty – po kilku minutach dominacji – Węgrzy odrobili straty.
Gramy jednak bez jedynki. Atak pozycyjny jest bez dynamiki. Andrzej Pluta, syn, wszedł z ławki, ale był atrakcją dopóki nie wszedł na boisko. Gramy bez typowej jedynki. Wow. Do tego punktu w historii polskiej koszykówki wreszcie udało nam się dotrzeć. No ale po co się oszukiwać.
Ryszard Łabędź przed meczem mówił, że u nas też ktoś nie gra, ale nie chciał o tym mówić, więc nie dowiedzieliśmy się więcej.
Dobrze, że gra u nas Michał Sokołowski – 18 punktów i ma wszystko czego potrzebujemy. Dobrze, że jest Mateusz Ponitka – nawet, jeśli nie w sosie. Nie powinien rozgrywać, tylko atakować. Dobrze, że Balcerowski może jeszcze być lepszy.
Jutro o 20:30 gramy z Bośnią i Hercegowiną. Transmisja w TVP Sport.
Maciek wkręcony w kosza reprezentacyjnego… przed nami przyjemny koniec wakacji:)
Fajny, zacięty mecz.
Dzięki za podsumowanie.