Nikos Galis przyćmił Lukę, Lauri i Finowie z syreną!

1
fot. Courtside 1891

Co za wieczór, co za wieczór.

Mistrzostwa Świata rozpoczną się dopiero za trzy tygodnie, ale jeżeli spojrzysz na liczbę kuriozalnych drużyn w tym turnieju spoza USA i Europy, aż trudno nie rzucić się na sparingowe mecze rozgrywane między reprezentacjami na Starym Kontynencie. Piątkowy wieczór dostarczył nam takich właśnie. Grali Luka Doncić i Lauri Markannen przeciwko – odpowiednio – Grecji i Litwie.

Luka Doncić brylował w Atenach, ale po stłuczeniu kolana nie wyszedł na drugą połowę. W Helsinkach natomiast “my guy”, 23-letni Mikael Jantunen równo z syreną dał zwycięstwo Finom, prowadzonym przez posterującego Litwinów Markkanena.

Co za wieczór w Atenach.

Legendarny Nikos Galis na środku parkietu tuż przed meczem rozmawiający z Luką Donciciem. Obrazek jakich mało.

Ponieważ Grecy, jakby szybko odpowiedzieli na zastrzeżenie nr 9 Tony’ego Parkera przez Francję i o trzydzieści lat spóźnili się z zastrzeżeniem nr 4 dla najlepszego guarda Europy lat 80-tych. W piątek to właśnie robili i robili to przez dobrych dwadzieścia minut.

Może coś gubimy? Może do zastrzeżeń numerów w reprezentacji dochodziło wcześniej? A może to początek nowej mody?

Bo sam Galis długi czas podczas przedmeczowej prezentacji wydawał się niewzruszony, ale kiedy cała hala w Atenach zaczęła skandować jego imię, kiedy w ruch poszły greckie piosenki o nim, których treści niestety nie odtworzymy, kiedy ludzie z odpalonymi latarkami w telefonach zawodzili coś o owczym serze, pick-n-rollu Giannakisa z Fasoulasem – i big-body shamingu Big Sofo na Amerykanach! – i oczywiście coś o niemieckiej pożyczce, to w końcu i sam Nikos Galis miał łzy w oczach.

A kiedy Luka Doncić i Kostas Papanikolau zaproszeni zostali na środek parkietu do wspólnego z nim zdjęcia, chwilę po tym foto Luka skinął głową w kierunku ławki swojej reprezentacji i za chwilę z obu stron na boisko wyszli wszyscy graczy i trenerzy Słowenii i Grecji i ustawili się wokół jednego z najlepszych koszykarzy w historii EuroBasketu. Ach ten Luka.

To był rewanż za środowy mecz w Lublanie, wygrany przez Greków 98:91 po świetnej grze w końcówce naturalizowanego rozgrywającego Thomasa Walkupa. W piątek w Atenach szybcy i agresywniejsi o czy wiś cie Grecy – znów bez Giannisa i może natchnieni prezentacją dla Galisa – zaczęli 10/13 z gry, dziewięć punktów rzucili w transition i po sześciu minutach prowadzili 23-9. Ale kiedy Luka usiadł na ławkę, jego dwaj pomagacze z obwodu Prepelić i doświadczony Jaka Blazić trafili kilka przeraźliwie trudnych trójek i Słoweńcy wyszli na prowadzenie 28-27. Luka wrócił na boisko i grał koncertowo. Ale do czasu. Poturbowany w środowym meczu – kostka, łydka – tym razem obił sobie w obronie kolano na wspomnianym Walkupie i nie wrócił już na boisko w drugiej połowie. Grecy rozpędzili się w trzeciej kwarcie – prowadzili po niej już 72-56 – i reszta była już greckim weselem. Skończyło się 88:77.

Doncić do samej przerwy rzucił 18 punktów, bawiąc się i trafiając 3 z 6 rzutów za trzy. Ponownie jednak obrona Słowenii, z przyciężkawym, naturalizowanym Jordanem Morganem w środku na centrze, nie miała odpowiedzi na szybszych i agresywniejszych Greków.

Grecy będą rywalami USA 28 sierpnia w drugim meczu Amerykanów w rozgrywkach grupowych MŚ. Oprócz tego nasi tutaj Amerykanie zmierzą się w grupie z Nową Zelandią i Jordanią.

Mecz Finów rozpoczął się pół godziny później niż ten w Atenach i akurat, gdy przełączyłem się, Lauri Markkanen w izolacji z prawej strony minął do linii końcowej, wszedł w naskok, pod koszem znalazł na sobie dwóch ludzi i skończył na nich z faulem, wsadem. Za chwilę wyprowadzał kontratak i znów skończył z wsadem i z faulem.

Ci Finowie to już nie ten skład z Petterim Koponenem, ale jest w nim dwóch mix-rasowych atletycznych młodych graczy na skrzydłach, plus wspomniany wyżej mierzący 203 cm młody Jantunen, przez co Lauri prawie gra w tej reprezentacji jak guard, obok weterana, wciąż w formie, shooting-guarda Sasu Salina.

W meczu kosz za kosz przeciwko jak zawsze klasycznej Litwie – z Valanciunasem i z Donatasem Motiejunasem, za to bez Sabonisa, i od czasu Jasikieviciusa i no-może Kalnietisa, także bez dominujących guardów – Finowie wygrali 81:79 dzięki dobitce równo z syreną Jantunena po airballu Lauriego w izolacji z lewego mid-post.

Choć Lauri rzucił 24 punkty w 32 minuty gry, to brak kompetentnych guardów przez długi czas pozostawiał go w rogu, bez piłki. No ale nie ma się fundamentów Jamesa Naismitha co czepiać, bo to Finowie – ach Ci Finowie – drużyna, której naturalnie można kibicować za efektowny styl gry, zdecydowanie, porywczość, paczki Lauriego i grę powyżej tego, co kiedyś kojarzyliśmy co najwyżej z Hannu Mottolą.

Także naturalnie można kibicować Finom za agresywną obronę i miami-heat-sprzed-lat stylowe trapowanie kozłujących Litwy w pick-n-rollu. Przez co są wszędzie i cały czas.

W naszym podkaście Między Rondem a Palmą szukamy i szukamy wciąż kolejnej “Drużyny MRAPu”, kiedy Finowie to w gruncie rzeczy “Hall of Fame” takich składów – to znaczy, nawet nie musimy ich wybierać. To naturalna “Drużyna MRAPu”, Hall of Fame w tej kategorii.

Litwini? To samo drewno, ta sama klasyka, plus Mindaugas Kuzminskas.

Pod tym linkiem, za około sto złotych, można dalej oglądać mecze towarzyskie, także mecze pre-kwalifikacyjne do Igrzysk z udziałem kadry Polski i następnie całe MŚ od 25 sierpnia. Stream działał drugi dzień bardzo dobrze, a lipcowa liga letnia przy poziomie tej gry nawet nie stała. Oczywiście bez szaleństw, ale jest zupełnie nieźle.

PS. Frankie Ntilikina w Cats <3

Poprzedni artykułKajzerek: ESPN posłuchało hejterów?
Następny artykułAnthony Davis podpisuje przedłużenie z Los Angeles Lakers

1 KOMENTARZ