Nie tylko Jaylen Brown, również Devin Booker i Karl-Anthony Towns w kolejnym sezonie wejdą w nowe, super-max przedłużenia. Ich umowy jednak nie będą rekordowe, ponieważ są nieco krótsze – podpisali je już w poprzednim roku, na dwa lata przed końcem obowiązujących i wtedy mogli otrzymać cztery dodatkowe sezony. Ale różnica jest tylko w długości kontraktu. Cała trójka otrzyma taką samą, maksymalną pensję. Wartość 35% przyszłorocznego salary cap, co według obecnych prognoz zapewni im wypłatę na poziomie $52.6mln.
W sumie dziewięciu zawodników (włączając w to opcję LeBrona) ma zapisane na sezon 2024/25 zarobki przekraczające tę kolejną magiczną granicę $50 milionów rocznie. Ale póki co, Stephen Curry jest pierwszym i jak na razie jedynym w całej NBA, który już znajduje się na tym poziomie. Od kilku lat jest najlepiej opłacanym zawodnikiem ligi, a w najbliższym sezonie jego pensja wzrośnie do $51.9mln.
Od razu warto zwrócić uwagę, że ta kwota stanowi aż 38% aktualnego salary cap, czyli więcej niż maksymalna możliwa stawka. Ale zawodnik może zarobić więcej, jeśli jego kontrakt będzie rósł szybciej (maksymalnie o 8% rocznie) niż salary cap. W dodatku jest jeszcze wyjątek mówiąc o tym, że w przypadku przedłużenia maksymalnego kontraktu, pensja w pierwszym sezonie nowej umowy nie może być niższa od 105% poprzedniej. W ten sposób, mimo że wcześniejszy kontrakt Curry’ego „przegonił” salary cap i tak otrzymał on podwyżkę, gdy w 2021 uzgodnił warunki przedłużenia.
Będąc przy wzrośnie salary cap, od razu trzeba zwrócić uwagę, że w nowej CBA stworzono “sufit” dotyczący tej kwestii. Maksymalny wzrost ograniczono do 10% rocznie, żeby uchronić ligę przed kolejnym szaleństwem jak podczas offseason w 2016. Było to tym istotniejsze, że już w 2025 NBA podpisze nową umowę telewizyjną/streamingową, co będzie oznaczało kolejny ogromny zastrzyk pieniędzy. To zagwarantuje dalszy wzrost salary cap, ale teraz odbędzie się on w kontrolowanych warunkach, stopniowo, a nie w postaci jednorazowego skoku.
W tym pamiętnym 2016 skok był aż o prawie 35% ($24mln), do $94mln. Potem wzrosty się ustabilizowały, a w okresie pandemii nastąpiło zatrzymanie i w sezonie 2021/22, gdy liga wracała do normy, salary cap wyniosło $112mln (łącznie +18 przez pięć sezonów). Od tego momentu znowu mamy widoczne przyspieszenie. Przez kolejna dwa lata NBA dotarła do poziomu $136mln (+24) i przewiduje się, że ten trend się utrzyma. W kolejnych sezonach wzrosty mają osiągnąć maksymalny pułap 10%, a jeśli tak rzeczywiście będzie, już za cztery lata salary cap wyniesie prawie $200mln.
Dlatego powinniśmy przyzwyczaić się, że co roku będą teraz podpisywane rekordowe kontrakty, za chwilę normą staną się gwiazdorskie pensje przekraczające $60mln, a niektóre z umów podpisywanych ostatnio, wyglądających na wysokie, zaraz będą dużo korzystniejsze.
Weźmy na przykład Kyle’a Kuzmę, który otrzymał $102mln (łącznie z bonusami) w czteroletniej umowie i co istotne – ma ona spadającą strukturę. W ostatnim sezonie może zarobić $22.3mln. Jeśli do tego czasu salary cap będzie maksymalnie rosło, jego pensja będzie stanowiła wówczas tylko 12.3% (co odpowiada dzisiejszej pensji $16.7mln). Nieco lepiej powinno też wyglądać to przepłacenie Dillona Brooksa, bo jego pensja także będzie się zmniejszała (w ostatnim roku $19.9mln). Tak samo skonstruowany jest kontrakt Jalena Brunsona, który zaraz może być jednym z najlepszych w lidze. Dopiero co poprawił swoją wartość wchodząc na poziom prawie All-Stara, a zanim będzie mógł wrócić na rynek w 2025, sezon wcześniej dostanie $24.9mln, co będzie stanowiło tylko około 15% przewidywanego salary cap. A jak świetnie będzie z czasem wyglądało to i tak już niezwykle korzystne przedłużenie Dejounte Murraya? Do 2026/27 nie osiągnie poziomu $30mln, ma zapisane $29.5mln. W tym samym czasie Jaylen Brown będzie zarabiał prawie $61mln, a Domantas Sabonis $48mln.
Dalsze wzrosty salary cap oczywiście oznaczają, że równocześnie podnosiły będą się progi podatku i tax apron. To pomoże tym najwięcej wydającym drużynom, ale nie rozwiążże problemów elastyczności w budżetach zapchanych ogromnymi, maksymalnymi kontraktami, ponieważ on będą rosły w bardzo zbliżonym tempie (8% rocznie). Nie będzie już skoku, który zapewniłby większy oddech, a już tym bardziej nie będzie powtórki z 2016, kiedy Golden State Warriors mając trzech All-Starów, mogli jeszcze zrobić sobie miejsce dla Kevina Duranta. Boston Celtics będą musieli mocno się gimnastykować, żeby uzupełniać skład, gdy będą mieć dwa super-maxy na swojej liście płac. Ale to dopiero za dwa lata. Mają więc jeszcze chwilę, żeby się do tego przygotować. Będą mogli też wcześniej sprawdzić jak z jeszcze większym wyzwaniem poradzą sobie w Arizonie.
Phoenix Suns już teraz mają dwóch zawodników z najwyższymi zarobkami na poziomie 35%, natomiast za rok do Kevina Duranta i Bradleya Beala dołączy wspominany na początku Booker. Będą mieć wtedy aż trzech graczy z $50-milionową pensją. To oznacza, że tylko kontraktami tej trójki przekroczą salary cap, które według optymistycznych prognoz wyniesie $149.6mln. Dodajmy do tego $34mln Deandre Aytona i znajdą się sporo ponad progiem podatku zanim jeszcze zatrudnią kolejną grupę zawodników na minimalnych umowach.
Idąc tą drogą pakują się ponad drugi tax apron na kolejne lata, nie tylko ignorując ograniczenia z tym związane, ale również bardziej odległe konwekcyjne jak zamrożenie przyszłego picku i przesunięcie go na koniec pierwszej rundy. Na razie jeszcze dominuje ogromny optymizm, bo też udało im się zebrać zaskakująco dobry skład, ale z czasem koszty będą tylko rosły, a ograniczenia finansowe staną się coraz bardziej odczuwalne. Po zamianach CBA tak gwiazdorski projekt jest dużo bardziej ryzykowny. I to nawet jeszcze zanim spojrzymy na wiek KD i historię kontuzji gwiazdorów.
Ciekawa sytuacja jeśli chodzi o rozkład pensji zawodników w budżecie jest także w Minnesocie. Za rok nie tylko KAT wejdzie w swój super-max, również Anthony Edwards rozpocznie maksymalne przedłużenie, które dopiero co podpisał. W przypadku Anta to ten niższy max dla najmłodszych zawodników, ale nie wiadomo jeszcze jak wysoki będzie. Wszystko zależy od tego, czy znajdzie się w którejś z All-NBA Teams, wtedy wartość umowy może podskoczyć do 30% salary cap w pierwszym roku. A jest też jeszcze przecież Rudy Gobert z kontraktem do 2026 roku. Po wejściu w życie przedłużeń, ta trójka w 2024/25 będzie kosztowała Wolves co najmniej $133mln (przy 25%-max Anta). A oni przecież póki co są tylko playoffową drużyną i nie wygląda na to, żeby za rok mogli ustawiać się w gronie kontenderów. Nie z tym niedziałającym wysokim duetem. Dlatego wydaje się, że w dłuższym okresie nie będą w stanie utrzymać tak drogiego składu i stąd też cały czas spekuluje się o możliwym transferze Townsa. Będą musieli coś zrobić, zmienić. Tym bardziej, że już w tym momencie aż 66% salary cap przeznaczają na trzech centrów (!) – Gobert, KAT i podpisany niedawno Naz Reid.
liga graczy. dajesz takiemu 60 milionów za sezon a on po jakimś czasie i tak ma cie w dupie i chce transferu :)
biznes. mówisz takiemu graczowi (Smartowi) w poniedziałek, że na pewno zostaje (nie musi martwić się przeprowadzką, domem, szukaniem nowej szkoły dla dzieci), a już we wtorek i tak masz go w dupie i wymieniasz do innej drużyny :)