TOP-10: NAJGORSZE DRUŻYNY WSZECH CZASÓW

6
fot. youtube

Co to dokładnie znaczy “najgorsza drużyna wszech czasów”? Dlaczego mam zimową czapkę “Charlotte Bobcats”, która nie umie się zestarzeć i co sezon wygląda jak nowa?

Czy “najgorsza drużyna wszech czasów” to skład, który wiadomo było, że zatankuje sezon i zatankował go po nr 1 wybór w drafcie? I w loterii spadł na czwarte miejsce?

Czy też może to skład, który miał zrobić playoffy, a nie wygrywał nawet co czwartego meczu? Czy “najgorsza drużyna wszech czasów” to drużyna, która straciła sezon przez kontuzje najlepszych graczy? Czy też może to składy, które typowano, że będą złe, a były jeszcze gorsze? A może, gdy Paul Silas włożył Tyrusa Thomasa do szafki na ciuchy?

Zacznijmy więc:

#10 NeW jErSeY n(i)EtS 2009/10

Nets z New Jersey – jest tyle podobieństw między Nets, a Jets. Jets są też z New Jersey. Nie z Nowego Jorku. Tylko spod Nowego Jorku. To dramatyczna różnica. Jesteś z Warszawy, albo spod Warszawy. Te podobieństwa to permanentny brak sukcesów. To bycie małym bratem dla Knicks i Giants. To inwestowanie w zestarzałe gwiazdy, jak KG i Paul Pierce, jak Brett Favre i Aaron Rodgers. To jak przyjść na imprezę, gdy dziewczyny już poszły. Jets mogą jednak się pochwalić jednym mistrzostwem, i to jednym z najbardziej legendarnych w NFL. A nasi Nets? Dwoma najgorszymi składami, które zrobiły Finał w latach dwutysięcznych i jeszcze czymś, kiedyś, w ABA, ale czy to naprawdę się wydarzyło? A, oczywiście, wydarzyło się. Jasne. Nets przehandlowali Doktora J do Philly za drobne.

Ten skład Nets z 2010 roku został nieco zapomniany przez to, co dwa lata później zrobił inny skład – nie Nets – który będzie zdecydowanie wyżej na tej liście!

Po kilku latach prób wygrania Wschodu triem Kidd-Jefferson-Carter, sezon 2009/10 był pierwszym, w którym nie było już ani jednego z tej trójki. Nets zdealowali Vince’a do Orlando za wygasające umowy i za Courtneya Lee. I jak to Magic i Vince’owi poszło na linii rzutów wolnych w serii w 2010 roku z Celtics? Czy może spudłowany layup Lee w Finałach 2009 był gorszy? Wróćmy do Jersey. Pamiętasz, gdy Devin Harris znalazł się w Meczu Gwiazd? Rzut z połowy wypadła-mi-znów-ją-złapałem? Devin Harris! Ale to był poprzedni sezon.

W 2009 roku na horyzoncie już widniał Michaił Prochorow, który już kupował Nets od Bruce’a Ratnera. Jeszcze tylko nie obiecał tytułu w ciągu pięciu lat, albo “wezmę rozwód”. Nic nie wyszło z obu tych rzeczy. Dziś rosyjski oligarcha nie powąchałby nawet parkietu NBA, za to Nets wciąż grali wtedy na cuchnących bagnach East Rutherford – Yi Jianlian miał zostać kolejnym Dirkiem Nowitzkiem, Terrence Williams porównywany był do Tyreke’a Evansa, który wtedy był gorący, Sean Williams miał długie getry i porównania do Billa Russella (poważnie), Josh Boone ważył 250 kilo i nosił cornrowsy, a Lawrence’owi Frankowi jeszcze wydawało się, że będzie wielkim trenerem.

Nie. Devin Harris doznał kontuzji, Rafer Alston przejął stery i Nets zaczęli sezon 0-16. Ratner zwolnił Franka, a w jego miejscu Tom Barrise (kto pamięta Toma Barisse?!) poszedł w 0-2. Potem już Nets nikogo nie chcieli oszukać – zresztą, nikt nie chciał 0-18 składu po prostu prowadzić, więc GM Kiki Vandeweghe został trenerem. I wygrał swój mecz w debiucie! Potem kontuzjował się Brook Lopez, Harris trafił do trade-rumors, Del Harris w grudniu oczywiście zrezygnował z bycia asystentem trzeciego z rzędu trenera w tym samym sezonie, a my zastanawialiśmy się ile lat tak naprawdę ma Yi.

Yi Jianlian. Ten człowiek. Jak można być sztywniejszym niż reżim komunistyczny? Ale przecież krzesło, które ograł na workoucie, poszło w kolejnym drafcie.

Nic z tych rzeczy.

Nets w całym sezonie wygrali 12 meczów koszykówki. To nie było jeszcze aż tak dawno, żebyśmy nie pamiętali gogli Chrisa Douglasa-Robertsa, jedną z pierwszych oznak nadciągającej do ligi chudości. I może nie znaleźliby się na tej liście, gdyby na tym 12-70 się skończyło. Nets bowiem nie wygrali loterii draftu, John Wall nie zmienił ich prędkości, za to Nets z trójką wzięli Derricka Favorsa, którego trzy lata później nie mieli już nawet w składzie, bo przehandlowali go za to co zostało z Derona Williamsa, a tam już nic nie było.

fot.

“NAJLEPSI” SPOZA TOP-10

Ten skład Nets 2009/10 musi pooddychać i wybrzmieć. Dziś wiemy, jak dobry jest Brook Lopez, ale wtedy tak dobry nie był.

Wtedy, czternaście lat temu, faktycznie opłacało się tankować, bo za najgorszy wynik szanse na wybór z nr 1 draftu były niemalże dwukrotnie większe niż dziś. W tamtych latach 2009-2013 więc aż zaroiło się od okropnych drużyn. Jednak w naszej NBA – w której kluby nie wiedzą co to znaczy, i nie znają goryczy spowodowanej spadkiem z ligi – trudno nazywać te drużyny dosłownie “beznadziejnymi”, bo na wiosnę już kibicujesz im, żeby po prostu przegrywały po to, żeby zwiększyć swoje szanse na Tima Duncana, LeBrona Jamesa, czy Victora We…Kaia Jonesa.

Ale czasem ten plan kompletnie nie wychodzi.

Los Angeles Clippers aż pięć razy wygrali loterię draftu i tylko jeden raz znaleźli się w finałach konferencji. Może to też dlatego, że z tych pięciu nr 1 picków aż dwa musieli oddać z powodu wcześniejszych wymian?

Wszyscy pamiętamy pecha 15-67 Celtics w loterii Tima Duncana. Był jednak skład z bilansem 11-71, który w loterii spadł dopiero na 4 miejsce w drafcie Chrisa Webbera i Penny’ego Hardawaya. Ten skład będzie jeszcze na tej liście. W drafcie Davida Robinsona był skład, który wygrał 12 meczów i spadł z #1 na #4, żeby wziąć Reggie’ego Williamsa (tego samego). Vancouver Grizzlies mieli największe szanse na Allena Iversona, i jak wtedy mogłyby potoczyć się losy NBA w Vancouver?

Pewnie AI po roku miałby dosyć.

Miami HEAT 1989′ poszli w 15-67, Charlotte Bobcats 2005′ w 18-64, wspomniani Vancouver Grizzlies 1996′ w 15-67, ale to były dopiero upstarty – pierwsze sezony tych drużyn w NBA. To były składy złożone z niechcianych przez inne kluby graczy – z Expansion Draftów, za którymi tęsknimy nie mniej, niż za powrotem koszykówki do Seattle. Czy pamiętasz pierwszy sezon Vancouver z kart Upper Decka? Niedługo wrócimy do innych najlepszych (?!) z najgorszych, ale teraz drużyna przez historię kompletnie zapomniana.

Bo nawet Houston Rockets, którzy swoimi koszulkami w ostatnich latach próbowali ją przypomnieć, byli najgorsi w lidze, i kto by ich oglądał.

#9 SaN DiEgO rOcKeTs 1967/68

Chwila, chwila, ale przecież dopiero co kilka klubów w ich pierwszych sezonach umieściliśmy poza Top-10. Więc dlaczego są tu San Diego Rockets?!

Bo to “San”, “Diego”, “Rockets”.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Pierwszy “trade Lillarda”
Następny artykułNerlens Noel nowym zawodnikiem Sacramento Kings

6 KOMENTARZE