Kajzerek: “Drzemka Bogów” to sposób na dobry mecz

3

Zawsze uważałem, że porządna popołudniowa drzemka jest mocno niedoceniona. Mogę w sposób niemalże naukowy udowodnić, iż taka 30-minutowa odcina ma ogromny wpływ na samopoczucie, zwłaszcza w przypadku osób, które nie lubią się wcześnie kłaść i wydajniej pracują późnymi wieczorami, gdy panuje błogi spokój. Okazuje się, że “drzemka Bogów” ma istotne znaczenie dla sportowców, zwłaszcza w dni meczowe. Jednym z największych entuzjastów przedmeczowej regeneracji był Kobe Bryant, który bardzo skrupulatnie podchodził do bycia “game-ready”. Generalnie koszykarze NBA mają w tym temacie wyrobione zdanie – jeśli chcesz zagrać dobry mecz, potrzebujesz przedmeczowej drzemki. 

Gdy są w hotelu tuż przed ważnym meczem – zasłaniają żaluzje, ustawiają na termostacie niską temperaturę powietrza i kładą głowę na mięciutką poduszkę licząc na porządną dawkę snu, który przyniesie im cuda już w trakcie rywalizacji na parkietach najlepszej ligi świata. W ostatnich latach drzemka zyskiwała na znaczeniu nie tylko w praktyce, ale także w teorii, choć dla koszykarzy zawsze była ważnym elementem przygotowania do gry. Świadomość tego, jak ważny jest sen dla ich postawy na parkiecie powoduje, że jeśli drzemki z jakiegoś powodu zabraknie, sami programują w swojej głowie przekonanie, że “tego wieczoru mogą mieć problem, by zagrać na maksimum swoich możliwości”. 

Drzemki stosują również trenerzy próbujący zachować ostrość swojego umysłu na meczowe szachy. Krótki odpoczynek powoduje, że organizm zyskuje dodatkową energię na resztę dnia, a ona zasila zarówno mięśnie, jak i mózg. To jeden z detali mających bardzo ważne znaczenie dla produktywności zawodnika. Inaczej nieco sprawę postrzega Nikola Jokić, który w jednym z wywiadów przyznał, że wystarczająco długo śpi w nocy, klasyczny Jokić. Większość graczy ligi jest mimo wszystko tego samego zdania – drzemka to część dnia meczowego i każdy kto spróbuje im ją zabrać, będzie balansował na krawędzi życia i śmierci. Kluby zaczęły nawet zatrudniać specjalistów, którzy pomagają koszykarzom zoptymalizować sen, tzw. “sleep doctors”. 

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Czy Knicks jeszcze coś zrobią w te wakacje? Cavs sporo zapłacili za łatanie dziur
Następny artykułWake-Up: Miller zakończył grę w Vegas, Scoot już nie wróci. Raptors czekają na odpowiednią ofertę za Siakama

3 KOMENTARZE

  1. Bardzo ciekawy tekst, w sam raz na wakacyjny czas :)
    Te 30 – 40 minut po południu to jest super sprawa. Nie próbowałem praktykować codziennie ale jak czuję się bardziej zmięty to się staram zamknąć na chwilę oko. Jedyne czego nie mogę wyczuć to tego co sprawia, że po tym czasie obudzę się przymulony a kiedy będzie ok. I niestety nie jest to możliwe zawsze gdy czuję, że by się przydało bo żyćko ;)

    0
  2. Dzięki Michał za jak zwykle oryginalny temat. To do mnie zawsze ciekawi, fajnie by było opisać, chociaż może być problem z zebraniem materiałów to kontrast między tymi historiami o analityce, profesjonalizmie itd. a tym jak to faktycznie wyglada w rzeczywistości. Dobrze wiadomo, że spora cześć graczy ma to gdzieś i lubi imprezować, zjeść niezdrową żywność. Mam wrażenie, że to co robią sztaby to też próba minimalizowania tych ryzyk poprzez wprowadzanie mód, które mogą pomóc we wprowadzaniu zdrowszych nawyków. Żeby to „zagrało”, to jednak musi w tym być sporo „wiralowości” i trochę szamaństwa

    0