TOP-10: Najgorsze Drużyny Wszech Czasów

1
fot.

“All 30 Teams, One New King of the West”

Nie piszmy już nic. Nie nie czytajmy. Nie róbmy nic, tylko patrzmy się przez dziesięć minut na foto wyżej

Ok?

Samo to zdjęcie powinno być wysoko na liście 10 Najgorszych Drużyn Wszech Czasów

BEST OF THE REST

Z 30 dziś grających w NBA drużyn tylko 5 nigdy nie awansowało do Finałów: Hornets/Pelicans, Grizzlies, Bobcats/Hornets, Zeee Clippers i Timberwolves. Dwie z nich będą jeszcze na liście 10 najgorszych drużyn wszech czasów, ale nie można tak po prostu przejść obok Minnesoty.

Jak to się stało?

Timberwolves mają wszystko, żeby być drugim San Antonio, czy chociaż regularnym uczestnikiem playoffów. Miasto Minneapolis ma nawet pięć tytułów zdobytych w pierwszych latach NBA i jedną przetrwaną przez wszystkich katastrofę lotniczą w polu kukurydzy. Tymczasem od 1989 roku Timberwolves tylko jeden – je den – raz przeszli przez pierwszą rundę playoffów. Jeden raz. A znam i znałem tylu fanów Minnesoty, jakby to był jakiś masochistyczny kult. Ok, mieszkają tam Polacy, ale głównie Niemcy, więc o co chodzi? W Charlotte Bobcats przynajmniej jestem sam, a nawet jeśli nie, to samemu łatwiej to znieść. W ciągu już 33 lat gry w lidze Timberwolves awansowali do playoffów tylko jedenaście razy, z czego aż siedem, gdy mieli w składzie Kevina Garnetta, co też potrafili pokpić tajnym dealem z Joe Smithem, przez który potracili na lata pierwszorundowe wybory w drafcie.

Logo z wilkiem, dobry fanbase, jedne z najlepszych zestawów strojów – tylko nie te okropne zielone odblaski! – a nawet Sacramento Kings mogą na Minnesotę patrzeć z góry. Nawet Kings. Kings przynajmniej mieli w swojej erze jeden bardzo dobry team, który rozkochał w sobie kibiców na całym świecie. Minnesota?

W całej tej regularnie rozczarowującej erze Timberwolves w NBA żaden czas nie był jednak równie – i nie bójmy się tego powiedzieć – żenujący, co sezony 2009-2011, gdy były dziennikarz, słaby dziennikarz, David Kaaaaaaahn wybrał w Drafcie 2009 Ricky’ego Rubio i Jonny’ego Flynna przed Stephem Curry’m, następnie oglądał, jak to wielki Kurt Rambis prowadzi 15-67 skład, a w kolejnym sezonie 17-65. W tym drugim, 2010/11, Michael Beasley i Darko Milicić regularnie wychodzili obok siebie w pierwszej piątce, a Kahn pozwolił Rambisowi pracować przez całe dwa sezony.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Najlepsze picki z wielkiej kolekcji Sama Presti’ego
Następny artykułWake-Up: Dwie zmiany w przepisach. Lepszy Miller

1 KOMENTARZ