Najpierw dla Celtics to był mecz o honor, potem wyczekiwany blowout i lądujemy dziś w Miami na mecz nr 6.
Przerażenie tym, co mówić o nas będą wnuki zajrzało już w oczy Pata Rileya, Erika Spoelstry i Jimmy’ego Butlera. Miami HEAT grozi upadek z wyniosłości organizacji, ze wzoru, do pozycji wyśmiewanego mięczaka. Równie dobrze Mickey Arison może sprzedać klub już jutro przy 3-3, bo wiemy co wtedy wydarzy się w poniedziałek w Bostonie.
Kontuzjowany prawy łokieć Malcolma Brogdona tym bardziej wypchnął Jaysona Tatuma z powrotem do roli rozgrywającego Celtics, do roli, w której tak błyszczał przed rokiem w playoffach Wschodu, do roli, której od tak dawna już w tym sezonie nie pełnił. Podwajanie Tatuma przez liczącego na krzywe trójki Celtics Erika Spoelstrę od dwóch meczów wypala Spo w twarz. Marcus Smart stawia zasłony i trafia, Derrick White kocha to. Ale potencjalny brak Malcolma Brogdona dziś ujawnia przepaść w rotacji. Nagle Grant Williams jest siódmym graczem, nagle może grać dziś 28 minut, ósmym jest Sammy Hauser, Danilo Gallinari w Armani na ławce, dalej nic.
Celtics od dwóch meczów odczytali wreszcie ruchy sejsmiczne w in-between miejscach parkietu. Warriorsowe splity zasłon rozebrali switchami, znaleźli siebie znowu po tej stronie parkietu, w czasie gdy HEAT coraz mocniej brakuje zwykłej kreacji w koźle nieobecnych Tylera Herro, Victora Oladipo i w meczu nr 5 kontuzjowanego Gabriela Nnandi Vincenta.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Boston może
Za Bostonem przemawia wszystko
Boston to Boston
Boston tamto
Boston jest zdrowszy
Wypomnę Ci flesza rano
Jutro rano
Flesza Ci wypomnę.
Widzę, że użytkownik Michcio nic się nie uczy na swoich błędach z poprzednich sezonów.
Do psiego pola mi daleko :)
@Behemot Michcio kibicuje Knicksom. Więcej wyrozumiałości.
Ma papiery na niepoczytalność
Zostawcie Michcia w spokoju. On to ma! Go Miami, mimo wszystko, go!
To wiadomo że #team_heat. Nie takie było pytanie ;)
idealnym podsumowaniem tego pokręconego sezonu byłaby dzisiaj porażka Heat i totalny collapse Celtics na własnym parkiecie w game 7 po jakimś monumentalnym meczu Jimmy’ego :D
a, sorry, po game 7 w Houston oczywiście
Super artykul! Mega czekam na ten mecz. I tez uważam, ze za Bostonem przemawia wszystko, jedynie poza historyczna statystyka, więc może to będzie ten pierwszy powrót z 0-3:)
Dlaczego ktoś lubi BOSTON?
Jeśli pytasz serio…
… to nie ma w tym nic dziwnego.
Jako kibice z ziemi zupełnie niezwiązanej z amerykańskim “identity” zawsze bliżej nam do klubów z historią (czy jak to się obecnie ładnie mówi “narracją”), dla których gracze stanowiący o sile danej ligi grali w każdej dekadzie, tytuły historycznie zdobyte nosisz wtedy jak oręże, a ewentualne okresy smuty, traktujesz tylko jako przejściowy okres błędów i wypaczeń który wcześniej czy później minie.
Dlatego mamy wielu kibiców/stron internetowych poświęconych Lakers /Celtics/Realowi czy Barcelonie, Man Utd albo Liverpool’owi, AC Milan bądź Juve, a nie Nets, Clippers, Sevilli, Rayo Vallecano, Udinese czy Manchesterowi City.
Większość ludzi decydujących się na identyfikację- z czymś mimo wszystko obcym-staraja się podświadomie mimimalizowć potencjalne bodźce negatywne, które taki (z pozoru błahy) związek może kiedyś przynieść.
Do tego dochodzi klasyczny argument grupowej akceptacji, czyli w skrócie, zasada – “W kupie siła”
Zupełnie naturalny mechanizm psychologiczny.
Myślę że pierwsze relacje z klubami zagranicznymi czy to w koszu czy w piłce zawiązują się najpierw poprzez konkretnych zawodników. Kibicowałem KG, on odszedł, sympatia do Celtics się ostała.
No to u mnie pierwsze było Charlotte Hornets, ale się rozpadło…
Wiadomo.
Ale to, że akurat “kupiłeś” Celtics w tym czasie to nie do końca przypadek..
Byli faworyzowanym teamem, często granym w tv, opisywanym, no i z historią na dodatek (o której pisałem).
Trudniej pewnie byłoby Ci zacząć ten związek w czasach kiedy grał tam Reggie Lewis czy Sherman Douglas (inna sprawa, że wtedy KG by się tam wogóle nie pojawił)
Mnie samego dotyka taki paradoks, że choć kosz pochłania 80% moich sportowych zainteresowań to też kibicuję graczom /narracjom a nigdy konkretnemu klubowi.
Co dziwne, bo w dwóch pozostałych sportach, które śledzę mam od 30 lat swoich niezmiennych faworytów( United i Oilers).
W NBA to zawsze byli gracze – najpierw Larry, Barkley, Pippen.
Później Manu,Timmy, Rasheed Wallace, Sabonis, Z-Bo.
Teraz Kawhi, Luka, Butler, Jokic, Tatum i MORON’t (for fuck sake!!!)
Zawsze trzymam za underdog’ów, a szczególnie za drużyny bez wyraźnej “poster-star”. Mam słabość do team’ów z etosem “go to work”
Po kolei były to:
1) Bad Boys
2) Knicks Riley’a i JVG
3)Portland JailBlazers
4) Pistons z Wallace’ami
5) Długo Spurs.
6) Grizz od czasów Z-Bo, Gasola i Ojca Grind’u (Moron’t stara się popsuć mi tę przyjemność)
7) Teraz najbliżej mi do Heat…
8)… a od przyszłego sezonu- mam nadzieję, że znowu będzie komu kibicować w San Antonio.
Generalnie taka chorągiewka na wietrze ze mnie… (trochę nad tym ubolewam)
Pytałem na serio i widzę ze na serio odpowiedziałeś, ale będę szczery: nie dla mnie ta rzeczka. Od 1989 kibicowałem faworytom: 1) w 1996-8 Bulls z uwagi na Rodman/Pippen, 2008 BOSTON z uwagi na KG/ Ray Allen, zakladajac ze byli faworytem, 3) 2017/8 GSW z uwagi na KD i to byłoby na tyle😊
No to masz Bulls, Celtics i Warriors.
Brakuje abyś jeszcze przypomniał sobie małą nutkę sympatii do Lakers i będziesz wzorcem z Sevres dla mojej hipotezy
;)
Nigdy w życiu. No chyba ze Sochan tam zagra😊
Ps. Kibicuje Leicester😂
Ale od czasów Ranieri’ego, czy gdzieś się o nich podknąłeś wcześniej?
Chwilkę wcześniej. Od Pearsona po tym jak uratowali się przed spadkiem.