Dniówka: (Mistrzowska?) cierpliwość i konsekwencja w Denver

1
fot. YouTube/ NBA

W całej NBA jest obecnie tylko czterech trenerów, którzy pracują w tej samej drużynie ponad cztery lata, a podczas gdy trzech z najdłuższym stażem to sprawdzeni zwycięzcy, mający na swoim koncie co najmniej dwa mistrzowskie pierścienie, ten czwarty dopiero teraz, po raz pierwszy awansował ze swoim zespołem do wielkiego finału.

Mowa oczywiście o Michaelu Malone, dla którego jest to już ósmy sezon w Denver. Trafił tutaj w 2015 roku, kilka miesięcy po tym jak niespodziewanie został zwolniony na początku swojego drugiego sezonu w Sacramento. Sezonu, który Kings rozpoczęli wyjątkowo dobrze, ale potem DeMarcus Cousins miał problemy zdrowotne, a największym problemem okazał się styl gry drużyny, bo Vivek Randive oczekiwał bardziej ofensywnej koszykówki. Potem Kings musieli jeszcze zwolnić pięciu kolejnych coachów, żeby wreszcie Mike Brown wprowadził ich do playoffów. W Sacramento długo brakowało cierpliwości i spójnej wizji, tymczasem właśnie to Malone znalazł w Denver. Tutaj nie oczekiwano cudów i natychmiastowych wyników. Od początku stawali na stabilizację i systematyczny rozwój.

W czterech pierwszych sezonach pod wodzą Malone’a, Nuggets za każdym razem zaliczali coraz więcej zwycięstw, ale zanim wrócili do playoffów, w 2018 przegrali ostatni mecz w Minneapolis, który był zapowiedzią play-in, decydując o tym kto zajmie ósme miejsce w tabeli. Natomiast w pierwszych playoffach Malone’a potrzebowali aż siedmiu meczów, żeby wyeliminować siódmych San Antonio Spurs, po czym w drugiej rundzie w 7-meczowej serii przegrali z Portland Trail Blazers osłabionymi brakiem Jusufa Nurkica. Były momenty, kiedy można było zwątpić w trenera i dojść do wniosku, że potrzeba kogoś innego, lepszego, z większym doświadczeniem, żeby ten obiecujący zespół przenieść na wyższy poziom. W wielu drużynach pewnie na taki krok by się zdecydowano, ale w Denver nie przestali stawiać na Malone’a. To świetnie pokazuje tę cierpliwość i konsekwencję, która po latach doprowadziła ich do największego sukcesu w historii klubu.

Modelowym przykładem cierpliwości Nuggets jest również Michael Porter Jr, który przecież swój pierwszy rok w lidze spędził rehabilitując operowane plecy. Już wybierając go w drafcie wiedzieli jakie ryzyko podnajmują, ale wiedzieli też, że są gotowi pracować z nim i poczekać na efekty. To się opłaciło, choć kiedy przed sezonem 2021/22 podpisali z nim maksymalne przedłużenie, a potem znowu kontuzjował plecy, mogło się wydawać, że popełnili ogromny błąd spiesząc się z umową. Ten kontrakt cały czas jest obarczony dużym elementem ryzyka, ale załatwienie go wcześniej pozwoliło MPJ skoncentrować się na rehabilitacji i nie przyspieszać tego procesu z powodu zbliżającej się wolnej agentury, podczas gdy Nuggets uniknęli niepotrzebnej dramy. Po raz kolejny udowodnili jak bardzo w niego wierzą. Nie tylko jeśli chodzi o jego zdrowie, ale i samą grę. Warto przypomnieć, że jeszcze jakiś czas temu były pytania o jego ego i spekulacje, że może chcieć większej roli, a także wiele było obaw o jego obronę. Teraz natomiast świetnie uzupełnia duet liderów, poprawił defensywę, a w playoffach zalicza też średnio 8 zbiórek i oczywiście cały czas pozostaje zabójczym snajperem.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

1 KOMENTARZ