New York @ Miami (1-1) 21:30
Problemy zdrowotne oczywiście nieco psują nastroje w Miami, ale mimo wszystko Heat mogą czuć się bardzo pewnie wracając do własnej hali.
W Nowym Jorku nie tylko odebrali rywalom przewagę parkietu, ale nawet byli bliscy pokonania ich również w drugim meczu i to mimo nieobecności Jimmy’ego Butlera. Przez cały sezon Heat brakowało głębi, a teraz nagle, znowu przypominają tę drużynę z poprzednich lat, „produkującą” przydatnych zadaniowców, z których Erik Spoelstra potrafi umiejętnie korzystać. W Game 2 nie mieli dwóch starterów, do tego Bam Adebayo nie grał najlepszego meczu, ale dostali łącznie aż 74 punkty od zawodników niewybranych w drafcie (to oczywiście rekord playoffów) – Gabe Vincent, Caleb Martin, Max Strus, Duncan Robinson i Haywood Highsmith.
Niespodziewanie ich rezerwowi ogrywają ławkę New York Knicks, która tak świetnie spisywała się przez cały sezon i odegrała też niezwykle ważną rolę w pierwszej rundzie. Nawet w tym poprzednim meczu, kiedy Caleb Martin musiał zostać przesunięty do piątki, podczas gdy rywale byli już w pełnym składzie, rezerwowi Heat uzbierali więcej punków. W serii są lepsi 52-27. Isaiah Hartenstein ostatnio zapewnił dobre wsparcie mającego problemy z faulami Mitchella Robinsona, ale Immanuel Quickley – drugi w głosowaniu na Szóstego Gracza – po dwóch meczach ma tylko 15 punktów z 16 rzutów.
Heat nawet bez Butlera walczyli do samego końca Game 2, ale jeśli mają walczyć o wygranie serii, będą potrzebowali swojego lidera. Jimmy w sumie miał pięć dni na leczenie kontuzjowanej kostki i teraz wszyscy oczekują, że wyjdzie na parkiet. To przecież Jimmy. Nawet jeśli uraz nadal będzie mu przeszkadzał, da z siebie wszystko, żeby tylko pomóc drużynie. Jego status się nie zmienił i pozostaje „questionable”, ale dziennikarze z Miami donoszą, że planuje zagrać.
Nie tylko on ma kłopoty zdrowotne. Adebayo od początku playoffów zmaga się z kontuzją ścięgna podkolanowego. Kyle Lowry nadal odczuwa ból w kolanie, z powodu kontuzji którego opuścił miesiąc gry na początku drugiej połowy sezonu. Do tego Max Strus w poprzednim meczu doznał urazu pleców, na szczęście w tym przypadku to nic poważnego i nie ma mu przeszkadzać.
W Knicks tymczasem panuje optymizm, że najgorsze mają za sobą jeśli chodzi o kłopoty zdrowotne. Bo Julius Randle nie tylko wrócił po ponownym skręceniu kostki, rozegrał najlepszy swój mecz tych playoffów. Jalen Brunson także zmaga się z urazem kostki, dlatego był pod znakiem zapytania przed poprzednim meczem i zaczął słabo Game 2, ale przełamał się i poprowadził drużynę w drugiej połowie. Razem z Joshem Hartem uratowali Knicks, nie pozwalając im przegrać.
Doprowadzili do remisu w serii, choć ledwo to im się udało, mimo że mieli wyraźną przewagę talentu i powinni spokojnie pokonać osłabionych Heat. To może niepokoić, dlatego Tom Thibodeau musi znaleźć uprawienia i muszą zagrać znacznie lepiej, żeby wywieźć przynajmniej jedno zwycięstwo z Miami.
Golden State @ LA Lakers (1-1) 2:30
Dawno temu kontuzja Davida Lee sprawiała, że już od początku swojego pierwszego sezonu na ławce w Oakland, Steve Kerr wstawił do piątki Draymonda Greena. Pewnie taka zmiana ustawienia i tak była tylko kwestią czasu, ale okoliczności pomogły to przyspieszyć. I teraz znowu okoliczności popchnęły Kerra do nie zwlekania ze zmianą w wyjściowym składzie. Już w pierwszym meczu drugiej rundy odkurzył JaMychala Greena i możliwe, że w dalszej części serii sprawdziłby go w większej roli, ale z powodu złego samopoczucia Kevina Looneya zrobił to już w Game 2. Zaryzykował stawiając na zawodnika, na którym dotychczas nie mógł za bardzo polegać i nagle JaMychal okazał się x-faktorem.
Kiedy Golden State Warriors podpisali go przed sezonem, mieli nadzieję, że wejdzie on w buty Nemanji Bjelicy czy Otto Portera, stając się ważnym zmiennikiem. Weteranem, który zapewni potrzebne wsparcie młodzieży w rezerwowych ustawieniach. Niestety nie potrafił się odnaleźć, grał słabo i nie miał stałego miejsca w rotacji. Jeszcze w pierwszej rundzie spędził na parkiecie łącznie tylko 15 minut. Ale teraz Warriors bardzo go potrzebują w pojedynku z wysokimi Los Angeles Lakers, ponieważ zapewnia centymetry i równocześnie nie psuje spacingu, potrafiąc rzucić zza łuku. I w trzeciej kwarcie Game 3 trafiał swoje rzuty, pomagając otworzyć blowout.
Ostatecznie grał tylko 13 minut, ale bardzo dobrze wykonał swoje zadanie i nawet wyrównał rekord kariery z 15 punktami. Od razu dodajmy, że piątka, która rozpoczęła ten mecz wcześniej przez cały sezon zagrała w sumie tylko przez 18 minut. Tak więc był to dla nich prawie zupełnie nowy lineup. Ale Warriors już kilka lat temu widzieli Greena w podobniej roli. W pierwszej rundzie 2019, kiedy zmierzyli się z LA Clippers, JaMychal również w trakcie serii został przesunięty do piątki, zastępując młodego Ivicę Zubaca. To właśnie wtedy ustanowił swój rekord, dwa razy rzucając po 15 punktów.
JaMychal pomógł rozkręcić ofensywę, ale to Klay Thompson był on-fire, a motorem napędowym jak zwykle był Stephen Curry, który więcej grał z piłką, ściągał na siebie uwagę rywali i kreował kolegów. Aż 12 asyst w playoffach nie miał już od bardzo dawna. Natomiast w obronie dowodził Draymond Green, który zajął się pilnowaniem Anthony’ego Davisa i przyczynił się do tego, że bohater poprzedniego meczu teraz był największym rozczarowaniem.
Tym razem AD nie miał tej agresywności co poprzednio, ale to było chyba do przewidzenia, bo od początku playoffów gra w kratkę i w co drugim spotkaniu zdobywa mniej niż 20 punktów. Game 1 był jego najlepszym występem, więc teraz przyszedł czas na najgorszy – najmniej punktów, zbiórek i aż minus-22. Dzisiaj powinno być znowu dużo lepiej.
LeBron James był zaskakująco skuteczny na dystansie na początku Game 2, ale ten ogień Lakers szybko przygasł i gospodarze dalej mogli chętnie oddawać im rzuty z dystansu. W pierwszej kwarcie trafili 5/8, przez resztę meczu ledwie 5/26. Po dwóch meczach Warriors mają 42 trójki, Lakers 16.
Warriors musieli wygrać i to zrobili. Teraz czas na odpowiedź Lakers, którzy będą chcieli przedłużyć swoją serię aż 9 zwycięstw w Game 3 przy remisie w serii.
NIEDZIELA
Boston @ Philadelphia (2-1) 21:30
Joel Embiid odebrał statuetkę MVP przed swoimi kibicami, ale to nie on, tylko James Harden znowu był największą historią Philadelphii 76ers. Niestety teraz nie był już bohaterem jak w Game 1. Gdzie się podział tamten gracz, który wtedy tak rozbłysnął? Na chwilę przypomniał Hardena z Houston, tymczasem wczoraj bardziej wyglądał jak Ben Simmons. Nie patrzył na kosz i nawet w penetracjach mając pozycję do rzutu na siłę szukał podania, tracąc piłki.
W pierwszym meczu był wypoczęty i zaskoczył rywali zdobywając te 45 punktów, a w dwóch kolejnych uzbierał łącznie tylko 28. Jaylen Brown dobrze go broni, wysoko wychodząc i stale wywierając presję. Boston Celtics postarali się, żeby Harden nie mógł poczuć się komfortowo i tak weszli mu do głowy, że on już sam nie wie co robić. Wie tylko, że nie chce rzucać. Boi się znowu spudłować. 5/28 z gry to jego najgorsze osiągnięcie w karierze w dwóch kolejnych meczach.
Coraz bardziej wygląda, że Game 1 to był duży fluke i teraz jak zwykle na tym etapie playoffów Embiid pozostaje osamotniony na placu boju. A grając z urazem kolana nie jest w MVP-formie, żeby samotnie poprowadzić Sixers, jak to zrobił w ostatnim spotkaniu z Celtics w fazie zasadniczej.
Denver @ Phoenix (2-1) 2:00
Devin Booker był absolutnie genialny! 47 punktów, 20/25 z gry.
Kevin Durant był nieustępliwy. Pozostał agresywny, mimo że na starcie nie mógł nic trafić i przełamał się atakując pomalowane (16 wizyt na linii).
W dwójkę pociągnęli Phoenix Suns w tym krytycznym momencie, w którym kolejna porażka mogłoby już zupełnie pogrążyć drużynę. Zaprezentowali niesamowitą siłę swojego gwiazdorskiego duetu, nie tylko zdobywając mnóstwo punktów, ale też walcząc w obronie. Utrzymali Suns w tych playoffach, mimo że nie mieli wiele wsparcia.
Przede wszystkim brakowało pomocy od pozostałej dwójki najlepszych zawodników Suns. Kontuzjowany Chris Paul oglądał mecz z ławki, tymczasem Deandre Ayton tylko pojawił się na parkiecie, ale nie przyszedł do gry. Od początku spisywał się słabo, a kiedy w połowie czwartej kwarty znowu spudłował przy obręczy, nie potrafiąc skończyć przeciwko dużo niższemu Jamalowi Murray’owi i przegrał z nim zbiórkę, a za chwilę dał sobie zabrać piłkę i pozwolił Nikola Jokicowi na łatwy rzut, Monty Williams nie mógł dużej na to patrzeć. Jock Landale przynajmniej grał z dużą większą energią, więc to on kończył mecz.
Landale i wyciągnięty z końca ławki TJ Warren zapewnili wystarczające wsparcie. W czwartej kwarcie Jock zebrał 5 piłek, a TJ miał dwa ważne trafienia na finiszu.
Po meczu trener bardzo chwalił Australijczyka, podczas gdy Ayton szybko opuścił szatnię, zanim pojawili się w niej dziennikarze. Problemem nie tylko był niski poziom jego zaangażowania na boisku, także na ławce, gdzie ignorował CP…
Watch DeAndre Ayton ignore Chris Paul twice in this clip
The Phoenix Suns get the W, but the vibes here are horrendous pic.twitter.com/UCzfQfTtEt
— Eric Rosenthal (@ericsports) May 6, 2023
Nie wygląda to dobrze.
Booker i KD jeszcze trzymają Suns w grze, ale już zanosi się na kolejne zmiany w składzie w wakacje.
Michcio gdzie jesteś?
On tylko wake-up’y czyta. Do Adama nie zagląda.
#tak_słyszałem
Byłem, zalajkowałem :)
Ayton jest skończony. Duży błąd, ze po podpisaniu z nim MAXa nie wytransferowany go w lutym, co może tłumaczyć tylko zmiana właściciela i polowanie na KD. Mogli wziąć np: Kuzme i jeszcze coś dostać. A teraz dostaną za niego jakiś śmietnik. Stawiam na Charlotte i Miles Bridges, w końcu im to żadna roznica. No chyba ze Ben Simmons😂
Ayton jest irytujący, najważniejszy moment sezonu a ten chodzi jak obrażony nastolatek. Grow a pair you kicia!
Irytująca to jest czasami moja zona. On jest skonczony
A z drugiej strony to nie bardzo wiem, jak to możliwe, ze taki Mitchell z CAVS został wybrany do S5 All Star, a dla Bookera tam w ogóle nie było miejsca. Gość w najgorszym meczów tych PO rzucił 26 pkt…, a 47 stuknal już 2 razy wyrównując swój rekord w PO. Czekam na 50+
Dużo okazji to już może nie mieć Paco w tym roku.
A Spyda w ASG na wschodzie, to była kwestia braku specjalnej konkurencji. Zresztą partnera miał zacnego. Bo Cade połamany, Lamelo połamany, Trae żart. Ja miałem osobiście Haliego.
Ale to Cavs całkiem nieźle żarło, a więcej miejsca była dla niskich to i spyda się dostał.